Pies i jego obyczaje

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
>>> Dane tekstu >>>
Autor Pawieł Fiłonow
Tytuł Pies i jego obyczaje
Data wydania 1909
Wydawnictwo Wydawnictwo M. Arcta
Druk Druk M. Arcta w Warszawie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Adam Bełcikowski
Tytuł oryginalny Об уме и нравах собак
Źródło Skany na Commons
Inne Download as: Download as ePub Download as PDF Download as MOBI
Indeks stron
[ 1 ]
Serja 5.   Zajmujące czytanki przyrodnicze.   Nr.1.



PIES
I JEGO OBYCZAJE
podług
P. DRUŻBINA
napisał
Ad. B.

Z 15 rysunkami



WARSZAWA. WYDAWNICTWO M. ARCTA.
KRAKÓW: =========== S. A. KRZYŻANOWSKI
[ 2 ]

DRUK M. ARCTA W WARSZAWIE, ORDYNACKA 3.

[ 3 ]

Pies i jego obyczaje.




 Pies jest najdawniejszym przyjacielem człowieka. Był on zawsze wiernym jego pomocnikiem nawet wtedy, gdy człowiek żył w stanie pierwotnym. Chodził z nim na polowanie, pomagał zdobywać pożywienie i ubranie, pilnował domu i strzegł zwierząt obłaskawionych, woził go i przenosił ciężary, pilnował i ostrzegał przed niebezpieczeństwem. Słowem, był to poważny sprzymierzeniec naszych przodków, którym w znacznej mierze ułatwiał przejście od życia koczowniczego do osiadłego.
 Pies, aczkolwiek podlegał władzy człowieka, prowadził życie samodzielne: żył swoim rozumem. Ujarzmiony, posiada zaledwie część spostrzegawczości, wrażliwości, przedsiębiorczości i [ 4 ] odwagi, a były to zalety, które stanowiły właściwość psa, towarzysza naszych przodków. Pies w niewoli, ociężał i zgłupiał. Zresztą jest to ogólne zjawisko, które obserwować można na wszystkich zwierzętach żyjących w niewoli.
 Nasze psy odziedziczyły po swoich przodkach różne dodatnie i ujemne cechy charakteru. Lecz wychowanie wywiera wielki wpływ na spotęgowanie ich zalet i usunięcie wad, a jednocześnie wpływa na zupełne ich ujarzmienie przez człowieka.
 Psy zamieszkują całą kulę ziemską i mogą się przystosować do każdego klimatu. W większości wypadków, jest to nadzwyczajnie oddany człowiekowi jego sługa-przyjaciel; łagodny, rozumny, posłuszny i usłużny stróż, nieporównany, bohaterski obrońca swego pana i jego własności.
 Charakter psa jest stanowczo zależny od stosunku ludzi do niego. Jeśli obchodzą się z nim uprzejmie, delikatnie, nie znęcają się nad nim, poświęcają mu pewną ilość czasu, karmią go dobrze i czysto utrzymują, wówczas staje się inteligientnym i przyjemnym.
 Przyjrzyjmy się bliżej psom, a spostrzec łatwo będziemy mogli, jak bardzo pies jest zależny od otoczenia, w którym żyje.
 Pies włościanina jest to sobie niezgrabny, ordynarny, ale uczciwy chłopek; owczarski — to pastuch ostrożny i przezorny; myśliwski — wyborny myśliwy, z zamiłowaniem tropiący zwierzynę. Pies bogacza jest fantastykiem, leniwcem [ 5 ] skończonym, pomimo pozorów, bywa głupszy i mniej ruchliwy od psa chłopskiego, i t. p.
 Otoczenie może również w znacznej mierze wpłynąć na zmianę charakteru psa. Rozumny pies, wychowany przez porządnych, mądrych ludzi, oddany zarozumialcowi, stanie się pyszałkiem i straci rozum. W otoczeniu wesołych ludzi będzie wesołym i figlarnym, — a mrukiem podejrzliwym u takiego, do którego nikt nie zagląda.
 Pies przystosowuje się do wszelkich warunków i przywiązuje się do człowieka całą duszą. Ta cenna zaleta jest mało przez ludzi wyzyskana, a nawet fałszywie rozumiana. „Psia wierność“ stała się u nas przysłowiową i jest pojmowana jako coś ujemnego.
 Wszechstronne uzdolnienie stawia psa w rzędzie najinteligientniejszych stworzeń, a przywiązanie jego do człowieka robi go niezbędnym jego towarzyszem. Pies oddaje się swemu panu w zupełności i często ponosi dla niego szereg ofiar. Znanym jest posłuszeństwo psa: spełnia chętnie polecenia dla niego nieprzyjemne, a nawet grożące mu niebezpieczeństwem.
 Zapewne nie każdemu podoba się pokora i uniżoność psa względem swego pana. Ale należy to tłumaczyć przywiązaniem, bo względem obcych zachowuje się on z pewną nieufnością, a nawet z uprzedzeniem.
 Wyraz psiej fizjonomji ulega zmianom, zależnie od wrażeń otrzymywanych. Jest to dowodem jego wysokiej inteligiencji. Widzimy [ 6 ] przecież, że każdy pies ma swój własny wyraz, że nie można na podstawie pojedynczych spostrzeżeń przesądzać o jednakowym charakterze wszystkich psów.
 Różne gatunki psów różnią się od siebie wyglądem zewnętrznym i stopniem umysłowego rozwoju. Wszystkie psy mają wyborny wzrok, słuch i powonienie; ale nie wszystkie mają te zmysły w jednakowym stopniu rozwinięte. Silne dźwięki, dajmy na to muzyki, które sprawiają przyjemność człowiekowi, są za silne dla psa i pobudzają go do wycia. Płyny z mocnym zapachem, np. woda kolońska, amonjak doprowadzają go do dużego zdenerwowania. Powonienie u psów eskimoskich przechodzi wszelkie pojęcie. W tundrach syberyjskich i północno-amerykańskich, na olbrzymim śnieżnym kobiercu nie widnieje żaden ślad; nie spotka się tam domu, drzewa, trawy, zresztą czegośkolwiek, coby wskazywało drogę. A jednak psy eskimoskie pędzą, nie namyślając się, po tych bezbrzeżnych pustyniach śnieżnych, mając za przewodnika tylko instynkt. Żaden mieszkaniec tych stron nie odważyłby się bez psów puszczać się w drogę.
 Przyroda obdarzyła psy ważnym przymiotem, mianowicie doskonałą pamięcią. Pewien pies był bardzo nietowarzyski i nie lubił obcych ludzi. Pan jego, wróciwszy po pięcioletniej podróży do domu, chciał się przekonać, czy pies go pamięta. Podszedszy do budy, zawołał go po imieniu. Pies wyszedł zaraz z budy, jednak nie okazywał [ 7 ] radości, poszedł wszakże za nim i słuchał go jak dawniej. Na obcych pies ten rzucał się z wściekłością.
 Psy pamiętają długo nietylko ludzi, ale i miejsce. Psa myśliwskiego, który stale przebywał na wsi, zabrano do miasta. Podczas paromiesięcznego pobytu w mieście wypuszczano go na spacer, zakładając mu uprzednio obrożę. Obroża składała się z ogniwek, które dzwoniły przy każdym ruchu. Pies skojarzył dźwięk, wydawany przez uderzanie się ogniwek, ze spacerem, który lubił. Potym wrócił na wieś. Po trzech latach zabrano go ponownie do miasta. Zapamiętał on dom, wszystkie jego kąty i ulice, po których chodził na spacer. Kiedy wydostawano obrożę, ucieszył się bardzo, bo przypomniał sobie, że dźwięk [ 8 ] łańcuszków jest zwiastunem spaceru. A przecież nie widział obroży i nie słyszał tego dźwięku w przeciągu trzech lat!
 Psy mogą porozumiewać się za pomocą znaków, albo specjalnego szczekania. „Chodź ze mną!“ będzie inaczej dźwięczało, aniżeli „idź precz!“ i t. p. Ruch, za pomocą którego psy udzielają sobie wiadomości, wygląda rozmaicie, dotykają się głowami, jak gdyby je tarły jedna o drugą, albo jakby się bodły. Ruch ten nie jest podobny do tego, jakiego często używają podczas zabawy i ma zawsze określone znaczenie.
 Jamnik spał w pokoju, a jego szczeniak grzał się przed domem na słońcu. Nie napadał on nigdy na inne psy w pojedynkę, w towarzystwie jednak ojca staczał częste i zawzięte walki. Po drodze szedł stary pies podwórzowy. W tym czasie stary jamnik obudził się i zaczął powoli schodzić ze schodów. Młody, zobaczywszy ojca, podbiegł i coś mu powiedział (zrobił ruch, o którym była mowa). Stary jamnik momentalnie otrząsnął się z resztek snu, a zachowanie się jego zdradzało silne podbudzenie. Przeskoczywszy przez płot, pobiegły oba psy w tiki sposób, jak zwykle biegały, kiedy goniły wroga; biegły ciągle w przyśpieszonym tempie, goniąc psa podwórzowego, ale ten był już daleko.
 Zresztą nietylko pomiędzy sobą, ale i z ludźmi umieją się porozumiewać za pomocą ruchów.
 Obowiązkiem służącej było myć i karmić jamnika. Codziennie rano wychodziła ona doić [ 9 ]kozę i przynosiła mu mleko. Któregoś dnia wstała wcześniej i zaczęła coś szyć. Pies myśląc, że zapomniała o jego śniadaniu, starał się wszelkiemi sposobami zwrócić na siebie uwagę, jakby namawiał swą żywicielkę do wyjścia. Wreszcie otworzył łapką szafkę i wyjąwszy stamtąd swoją miseczkę, postawił ją przed służącą.
 Myśliwy przechodził przez niedawno zamarzłą rzekę. Na środku załamał się pod nim lód. Utrzymał się on ponad powierzchnią, oparszy dubeltówkę o brzegi lodu. Pies, który mu towarzyszył, starał się swego pana wyciągnąć z wody. Widząc, że to mu się nie uda, pobiegł do sąsiedniej wsi po pomoc. Spotkawszy człowieka przechodzącego, zaczął go ciągnąć za ubranie i robić wymowne ruchy, aby go zmusić do pójścia za sobą. Człowiek poszedł za psem i zdołał uratować myśliwego. Widzimy, jak mądrze ten pies postąpił! Czyżby inaczej postąpił człowiek, któryby nie znał miejscowego języka i nie miał tyle siły, aby tonącego wyratować?
 W jednym domu służył lokaj głuchoniemy. Wychowany przez rodziców swego chlebodawcy, był do niego niezmiernie przywiązany. Nie chciał dopuścić, aby go ktokolwiek wyręczał w służbie. Aczkolwiek głuchoniemy, lokaj był do pewnego stopnia ciężarem, ale pan, ceniąc przywiązanie starca, nie chciał go oddalać. Kupił więc rozumnego psa i dał go do pomocy staremu lokajowi. Pies, usłyszawszy dzwonek, albo otrzymawszy polecenie od swego pana, biegł i sprowadzał [ 10 ] służącego. Gdy pan powiedział: „powiedz Grzegorzowi, niech przyniesie obuwie, talerz“ lub t. p., biegł do głuchoniemego, i nosem, albo łapami wskazywał na żądany przedmiot.
 Mądry ten pies nie był bez wad. Dla gości odwiedzających jego pana, był bardzo miły i grzeczny, ale rzucał się jak wściekły na każdego psa, który ośmielił się zajrzeć do mieszkania. Ponieważ był bardzo silny (mieszaniec po dogu i ponterze), więc dawał się niemiłosiernie we znaki psom, które napotykał w domu lub na ulicy.
 Pewnego razu, zaawanturowawszy się z psami, nie zjawił się w domu w ciągu dwuch dni. Możecie sobie przedstawić rozpacz głuchoniemego! Szukał swego psa na różnych ulicach miasta. Wreszcie pies wrócił do domu brudny, wychudzony, pogryziony i z raną na tylnej nodze. Gdy mu robiono wyrzuty, wstydził się najwyraźniej i przepraszał, wyrażając skruchę.
 Do koszar żołnierskich przyplątał się najzwyczajniejszy kundel, chudy i zabiedzony. Przywiązał się do żołnierzy i zawarł z nowemi panami serdeczną przyjaźń. Towarzyszył im na ćwiczenia i pełnił z niemi służbę na warcie. Na kwadrans, albo dwadzieścia minut przed zmianą warty, obiegał wszystkie posterunki, uprzedzając zjawieniem się lub szczekaniem o zmianie. Wróciwszy na odwach, niepokoił się i wyczekiwał z niecierpliwością nowej zmiany. Czasami żołnierze spóźniali się i nie w ściśle oznaczonym czasie wychodzili zluzować kolegów; w takich razach pies [ 11 ] szczekał przeraźliwie, aż dopóki nowi wartownicy nie zjawili się.
 Pies może więc zastępować służącego, kontrolować punktualność żołnierzy i t. p.
 A jaki wspaniały z niego pastuch! Większość owczarków umie zbierać i zapędzać stado owiec bez pomocy człowieka.
 Opowiadają o psie owczarskim, któremu pan kazał pilnować „rzepy“. Pies zastanowił się, bo pierwszy raz podobne słowo słyszał. Pszenicę, żyto, jęczmień, łąkę, wygon, znał on dobrze, ale o rzepie nie słyszał. Po pewnej chwili pobiegł do stada, okrążył je parę razy, a następnie zaczął bacznie przyglądać się okolicy. Zauważywszy zagon z nieznaną mu rośliną, zatrzymał się przy nim. Prawdopodobnie przyszedł do przekonania, że te właśnie nieznane mu liście [ 12 ] nazywają się rzepą. I rzeczywiście zgadł, była to właśnie rzepa.
 Do jednego rolnika przybłąkał się taki owczarek i zamieszkał u niego. Następnej nocy rolnik poszedł obejrzeć łąki i sprawdzić, co się dzieje ze stadami. Owczarek pobiegł za nim. Przyszedszy na miejsce, zobaczył, że krowy złamały płot, oddzielający jego łąkę od łąki sąsiada i stada pomieszały się ze sobą. Przy pomocy psa pastuch wypędził stado cudze, a swoje zgromadził na łące. Nareperowawszy płot, wrócił do domu. Następnej nocy znowu wybrał się na łąkę. Zawołał na psa ale w domu nigdzie go nie było. Pies był już na łące. Można sobie przedstawić zadziwienie i zachwyt rolnika kiedy zobaczył następującą scenę: Pies leżał przy złamanym płocie (krowy go znowu złamały) i odpędzał od tego miejsca stado sąsiada, oraz stado swego nowego pana. Przeczuł więc obawy swego pana: bez rozkazu pobiegł na łąkę, wygnał stado cudze i stróżował przy złamanym płocie.
 Indyjskie owczarki pełnią służbę przy wyładowywaniu wołów ze statków. Woły spuszczane są na windzie do wody, a wtenczas owczarki, albo ludzie, płynąc obok, skierowywują je do właściwego miejsca. Owczarki wywiązują się z tego zadania nie gorzej niż ludzie. Chwytają wołu za uszy i skierowywują go do przystani. Kiedy widzą, że wół dosięgnął dna nogami, wracają po drugiego, bo wiedzą z doświadczenia, że wół teraz już sam wyjdzie na brzeg.
[ 13 ] Powiecie, że owczarki indyjskie są specjalnie do tego tresowane, posłuchajcie więc o zdarzeniu, które nic wspólnego nie ma z tresurą.
 Gospodarz poszedł ze swoim psem do chlewu, aby obejrzeć prosięta. Wracając, zapomniał zamknąć drzwi. Prosięta wybiegły do ogrodu. Pies zaczął się niepokoić i robił jakieś dziwne ruchy, zabiegał prosiętom to z jednej to z drugiej strony. Pastuch schwytał jednego prosiaka i odniósł go do chlewu. Pies przyglądał się ciekawie pogoni za prosiętami, a następnie na własną rękę zabrał się do rzeczy. Chwytał prosięta za uszy i odprowadzał je do chlewu. Biegał [ 14 ] póty, dopóki w podobny sposób nie umieścił w chlewie wszystkich prosiąt.
 Czasami psy oszukują człowieka, aby zadośćuczynić swym krwiożerczym instynktom. I w takich razach wykazują one dużo rozumu i sprytu. Jeden pies podwórzowy miał zwyczaj rozszarpywania owiec. Codziennie pod wieczór wiązano psa na łańcuchu. Nie stawiał on żadnych przeszkód i miał bardzo potulną minę. W nocy zsuwał obrożę i udawał się do jednej z sąsiednich owczarni. Rozszarpawszy jedną, albo parę sztuk owiec, o świcie powracał do domu i kładł głowę w obrożę. Przez długi czas nie umiano odnaleźć rabusia. Sąsiedzi rolnika opisali powierzchowność psa. Zaczęto go obserwować i dopiero wtenczas wszystko się wydało.
 Podobnych wypadków zaobserwowano bardzo dużo. Przyczym okazało się, że większość psów zabija owce nie swego pana, ani też u sąsiadów, ale robi wycieczki do miejscowości nieraz o kilka mil oddalonych. Zawsze wracają o wschodzie słońca, a po drodze kąpią się, aby zmyć krew.
 Jeden pies bardzo lubił winogrona. Urządzał się więc podobnie jak owczarki. Rano zastawano go na łańcuchu, z najniewinniejszą miną siedzącego w budzie.
 Oto przykład uplanowanego rabunku, którego się pies dopuścił: Kucharka paproszyła indyczkę, a pies leżał przed kominem, pozornie drzemiąc. Korzystając z chwilowego wydalenia się [ 15 ] kucharki z kuchni, pies porwał indyczkę, wyniósł do ogrodu i schował w dziupli starego drzewa. Śpieszył się bardzo, aby wrócić do kuchni przed przyjściem kucharki, położył się przy kominie i nibyto drzemał. Pan jego przypadkowo widział tę scenę z okna. Zeszedł zobaczyć, jak pies się zachowuje: zastał go w kuchni leżącego i udającego mocny sen.
 Psy z łatwością można nauczyć kupowania bułek, mięsa i t. p. przedmiotów.
 Mały psiak dostawał parę groszy, brał je w zęby i udawał się do piekarni. Ponieważ właściciel był w drugim pokoju, pies wskakiwał na ławkę, chwytał za dzwonek i dzwonił, póki kto do niego nie wyszedł. Oddawszy pieniądz, czekał na swój sprawunek. Za jedną monetę otrzymywał jedną bułkę, za dwie wymagał dwuch. Piekarzowi sprzykrzyły się te psie wizyty i wziąwszy któregoś dnia pieniądze, nie dał wzamian bułek. Następnego dnia zjawił się pies z pięniędzmi ale nie oddał ich piekarzowi do rąk. Położył na ławce i przytrzymywał łapą, dopóki nie otrzymał towaru.
 Inny pies chodził do rzeźnika po mięso. Kładł on pieniądze na podłogę, przyciskał łapą i czekał. Rzeźnik rzucał mu kawałek mięsa. Jeśli psu wydawało się, że kawałek jest za mały, to nie oddawał pieniędzy i warczał groźnie na rzeźnika, w przeciwnym razie zabierał mięso i odchodził z miną zadowoloną.
 Niektóre psy poznają na portretach swych [ 16 ] panów i tych, do których są przywiązane. Oto co opowiada jeden anglik o swoim psie, który poznawał go na portrecie: „Kiedy wnieśli portret do pokoju, wszyscy zauważyli, że pies przygląda mu się bardzo uważnie. Po chwili zaczął się łasić i chciał portret skrobać łapą i polizać. Był tak przejęty portretem, że wprowadził nas wszystkich w zdumienie. Chociaż znaliśmy jego nadzwyczajną inteligiencję, nie wierzyliśmy na razie, że poznał mnie na portrecie. Portret powieszono na ścianie i wkrótce przekonaliśmy się, że pies wiedział, kto tam jest namalowany. Pokój był stosunkowo nizki. Pod portretem stało krzesło. Zapomniawszy o dziwnym zachowywaniu się psa, zostawiliśmy któregoś dnia drzwi do pokoju otwarte. Nagle usłyszeliśmy cichy skowyt i drapanie. To pies, skorzystawszy z okazji, wskoczył na krzesło i chciał się dostać do portretu. Powiesiłem portret wyżej, bojąc się, aby go pies nie uszkodził. Zainteresowanie się psa portretem nie uległo zmianie. Kiedy wyjeżdżałem z domu na parę dni, spędzał on prawie cały czas przed portretem. Chcąc mu zrobić przyjemność, zostawiano drzwi otwarte. Czasami, zniecierpliwiony moją długą nieobecnością, skarżył się przed portretem, skowycząc cichutko. Trwało to lata całe.“
 Pewien doktór wyjechał, pozostawiwszy psa w domu. Po kilku latach przysłał swój portret. Oparto go o otomanę, naradzając się, gdzie zawiesić podobiznę. W trakcie tego do pokoju wszedł pies. Zobaczywszy na portrecie swego [ 17 ] pana, okazał wielkie wzruszenie i zaczął lizać płótno. Kiedy artyście zakomunikowano o tym zdarzeniu, miał powiedzieć: „Jest to największe uznanie, jakie mnie w życiu spotkało.“
 Zdolność psów do dość skomplikowanego procesu myślenia potwierdzają liczne przykłady. Zapewne wszyscy spotkaliście się z następującym postępkiem psa. Pies, wiedząc, że pan jego nie chce go zabrać ze sobą, chowa się i w sekrecie ucieka z domu. Następnie biegnie dość daleko w tym kierunku, gdzie zamierza iść jego pan i spotyka go w znacznej odległości od domu. Pies zupełnie logicznie rozumuje: nie będzie mu się chciało taki kawał wracać, aby mnie zamknąć w domu.
 Mały jamnik pobiegł raz za powozem swego pana do miasta, odległego o parę mil od wsi. W jakiś czas potym, pan zawiózł psa do tegoż miasta koleją i podarował go znajomym. W pięć miesięcy potym pojechał znów do miasta, ale tym razem w innym ekwipażu. Zatrzymawszy się w hotelu i zostawiwszy konie, poszedł odwiedzić swych znajomych, którym podarował jamnika, zabawił tam pewien czas, wrócił do hotelu, poczym znów wracał na wieś. O trzy mile za miastem spotyka swego psa. Jak się to stało? Pies widział swego pana i widocznie pamiętał hotel, w którym on się zatrzymał, przywożąc go wówczas; tam zwęszył powóz oraz ślady pana i wyrozumował sobie, że dawny pan jego w tym [ 18 ] powozie zapewne wróci na wieś. „Ponieważ wywiózł mnie do miasta, prawdopodobnie więc nie życzy sobie mnie trzymać. Ale ja teraz korzystając z okazji, wrócę do dawnego mieszkania i swobodnego trybu życia. Trzeba się jednak sprytnie urządzić. Mój dawniejszy pan, spostrzegszy mnie tutaj, mógłby mnie znów oddać obecnym właścicielom. Wybiegnę naprzód i poczekam na niego przy drodze. Nie będzie mu się chciało wracać i musi się zgodzić z moim postanowieniem“.
 Rozumowanie to dość skomplikowane, może nasunąć powątpiewanie. Ale jak inaczej wytłómaczyć fakt, że pies czekał trzy mile za miastem, zwrócony głową w kierunku, skąd się spodziewał pana? Na przestrzeni dwuch pierwszych mil droga była prosta, potym skręcała. Pies czekał właśnie za tym zakrętem, nie chcąc być zdaleka zauważonym.
 Inny jamnik wygonił z sitowia szczura wodnego, który uciekł do wody. Wiedząc, że w wodzie szczur nie da się złapać, nie skoczył za nim, ale czekał cierpliwie na brzegu. Kiedy zobaczył, że szczur wypłynął, pobiegł z prądem rzeki. Doczekawszy się chwili, kiedy szczur wyszedł na brzeg, rzucił się na niego i udusił.
 Duży newfundlandzki pies był ze swoim panem w polu. Z domu do pola prowadziła wązka, kręta droga, niebezpieczna dla jezdnych. Obok stał koń zaprzężony do wózka. Raptem koń przestraszył się czegoś i poniósł po drodze. Pies zrozumiał niebezpieczeństwo, pobiegł za koniem, [ 19 ] schwycił go za uzdę, zatrzymał, i w ten sposób czekał, aż do zjawienia się pomocy.
 Każdy człowiek ma możność obserwowania zwyczajów i obyczajów zwierząt. Nie należy jednak zwracać uwagi wyłącznie na nadzwyczajne przejawy rozumu. Zwykłe, codzienne życie zwierząt daje nam bogaty materjał i pozwala wnioskować o rozumie i obyczajach całych grup. Oto jeden z najzwyczajniejszych przejawów rozumu u psów. W jednym domu były dwa psy: duży i maleńki. Jednego dnia były one w pokoju razem. Duży pies obgryzał kość, mały chciał przyłączyć się do uczty, ale przywitany warczeniem, uciekł do drugiego pokoju. Podwórzowiec, załatwiwszy [ 20 ]się z kością, wyszedł z pokoju. Należy przypuszczać, że mały piesek nie mógł tego widzieć; w każdym razie nie ruszył się z miejsca. Po chwili, kiedy rozległo się na dziedzińcu szczekanie podwórzowca, mały psiak podszedł do kości i z całym spokojem zabrał się do niej. Prawdopodobnie rozumował tak: towarzysz szczeka na podwórzu, a więc niema go w pokoju, teraz już mogę i ja ogryźć tę kość.
 Niejeden pies wie, że zbliża się czas jego codziennego spaceru. Zaczyna szukać swego pana po wszystkich pokojach; boi się, aby pan nie zostawił go w domu. Gdy go nie znajduje w pokoju jednym, podchodzi pod drzwi innych pokoi i uważnie się przysłuchuje. Następnie podchodzi do wieszadeł w przedpokoju i, wspiąwszy się na łapy, obwąchuje palta. Chce się przekonać, czy pan jego nie wyszedł.
 Newfundlandczyk chodził codziennie na spacer z niańką i z małym dzieckiem. Raz dziecko mocno usnęło i niańka, położywszy je na ławce, nakryła chustką, zabezpieczając je w ten sposób od natrętnych much. Sama zaś chciała pójść do domu po śniadanie. Pies zagrodził jej drogę i groźnym warczeniem zatrzymał ją na miejscu. Wystraszona niańka prosiła go, głaskała, ale pies nie miał zamiaru ustąpić. Dziewczyna straciła głowę. „Co się temu psu stało? Czego on mnie tutaj trzyma? A może rzuci się na mnie? A może się wściekł?” Podobne pytania przesuwały się przez jej głowę. Wreszcie zaczęła się domyślać [ 21 ]o co psu idzie: „Pewnie boi się o dziecko, że je tutaj same zostawiam, niema rady, muszę się wrócić i zabrać maleństwo“. Zaledwie się zwróciła ku ławce, pies ją puścił, zaczął się do niej łasic, jakby ją przepraszał za swoją srogość. Chodziło mu więc o to, aby niańka nie zostawiała dziecka w ogrodzie, lecz aby zabrała je z sobą.
 Pewien myśliwy na polowaniu strzelał do trzech kaczek, z których jedną zabił, a dwie zranił. Kaczki wpadły do jeziora; pies rzucił się [ 22 ]w wodę, aby je przynieść. Ranione kaczki, zobaczywszy psa płynącego, starały się uciec od niego. Lecz pies zatrzymał się tylko chwilę przy kaczce martwej, a popłynął do postrzelonych. Złapawszy jedną, zdusił ją, i znów chwilkę zastanowiwszy się, zostawił ją i popłynął dalej. Potym złapał drugą ranną kaczkę i przyniósł. Dopiero następnie popłynął po pozostałą. Zauważywszy, że zduszona kaczka jeszcze się rusza, najpierw skierował się do niej, a dopiero wkońcu przyniósł martwą, pomimo, że znajdowała się bliżej od brzegu. Nadmienić należy, że pies ten nigdy nie szarpał zwierzyny i po raz pierwszy uciekł się do zaduszenia kaczki.
 Oto inny przykład, wykazujący, że pies umie rozumować zupełnie prawidłowo.
 Po całodziennym uganianiu się za bekasami, opowiada pewien myśliwy — wracaliśmy do domu. Mój pies spłoszył kaczkę, do której strzeliłem. Ptak upadł do rzeki, i ma się rozumieć, dał nurka. Nie powiedziałem do psa ani jednego słowa, czekając, co sam zrobi. Pobiegł kilkaset kroków z biegiem rzeki i rzucił się do wody. Następnie popłynął pod prąd z wielkim hałasem. Zrównawszy się z nami, wyskoczył z wody na przeciwny brzeg i zaczął najwidoczniej szukać śladu. Po paru minutach oczekiwania chcieliśmy ruszyć dalej. Raptem pies podniósł ogon i zaczął nim wymachiwać. Trafił na świeży ślad. Za chwilę zerwała się kaczka. Pies skoczył, zła[ 23 ]pał ją, potym galopem puścił się do brzegu, przepłynął rzekę i przyniósł ranionego ptaka.
 Doświadczonego myśliwego napewno nie zadziwi podobna taktyka wyżła angielskiego. Jak wiadomo, zraniona kaczka nie może płynąć pod prąd i musi wyjść na brzeg; gdyby pies rzucił się zaraz w wodę, to kaczka popłynęłaby z prądem, od czasu do czasu wychylając głowę, aby zaczerpnąć powietrza i napewno zdołałaby uciec przed prześladowcą. Pies, biegnąc brzegiem, a potym płynąc na spotkanie kaczki, miał na celu odciąć jej drogę i zmusić do wyjścia na brzeg. Następnie szukał jej śladu i znalazł ją.
 Ponter, który stale nocował w budzie, wyciągnął z niej rogożę, zaniósł przed dom i położywszy się na niej, wygrzewał się na słońcu. Zabezpieczył się w ten sposób od szronu, którym ziemia była pokryta. Od tego czasu widy[ 24 ]wano go stale leżącego na rogoży, którą przenosił z miejsca na miejsce, w miarę tego, jak cień dochodził do niego.
 Podczas obiadu jeden z gości dał pudlowi domowemu parę kawałków pieczeni. Po obiedzie pozostałą pieczeń schowano do spiżarni, a wszyscy przeszli z jadalnego pokoju do salonu. Pies uważał, że mu dano za mało mięsa. Zapytacie, jak sobie poradził? Należy nadmienić, że nauczono go stawać na tylnych nogach, podawać łapę i prowadzić kogoś z obecnych do jadalnego pokoju. Tę sztukę wyzyskał pudel w tym wypadku. Zbliżył się do gościa, dotknął go łapą i pociągnął do drzwi. Nie zaprowadził go jednak do pokoju jadalnego, lecz do śpiżarni i zatrzymał się przed półką, gdzie stało mięso. Dano mądremu pudlowi jeszcze kawałek mięsa i wrócono do salonu. Pies próbował jeszcze raz wyprowadzić gościa z salonu, ale miano jego sztuk już dosyć. Nie dał jednak za wygraną, przekonawszy się, że gość nie chce iść do śpiżarni, poszedł do przedpokoju, wziął ze stolika kapelusz gościa, zaniósł go do śpiżarni i położył pod półką, na której leżała pieczeń. Tutaj oczekiwał, rozumując, że właściciel kapelusza przyjdzie tu i ofiaruje mu jeszcze kawałek pieczeni.
 Pudel, któremu zapomniano włożyć kaganiec, został schwytany przez czyściciela. Umieszczono go w towarzystwie kilkudziesięciu innych psów w szopie, przeznaczonej dla tego rodzaju więźniów. Wszystkie psy wyły, opłakując srogi [ 25 ]los. Pudel pozornie pogodził się z sytuacją i najspokojniej siedział w kącie. Obserwując drzwi, wkrótce zauważył, jak one się otwierają. Plan ucieczki był gotów. W jednej chwili skoczył do drzwi, przycisnął łapą klamkę i znalazł się na swobodzie. Ma się rozumieć, pozostałe psy skorzystały z tego przykładu i całe towarzystwo, szczekając radośnie, popędziło do miasta, rozpraszając się po różnych ulicach.
 Pudel bardziej jest zdolny niż inne psy do rozmaitych sztuk i figlów. Ma on subtelne powonienie. Powąchawszy trzewiczek, czy też ja[ 26 ]kiśkolwiek przedmiot, należący np. do dziecka zaginionego, jest w stanie je odszukać.
 Przy słabym wzroku ma doskonały słuch, i pamięć orjentacyjną bardzo rozwiniętą. Będąc na wsi, lubi biegać po polach, w mieście — po ulicach. Często odwiedza domy, w których gościł ze swym panem i gdzie go dobrze przyjęto. Drogę do domu odnajdzie zawsze. Łatwo przyucza się do przynoszenia w koszyku ze sklepów bułek, lub mięsa. Oprócz rozumu, nadzwyczajnej pamięci i spostrzegawczości, pudel ma skłonność do naśladownictwa i dużo ambicji. Wiecznie obserwuje swego pana, bada go wzrokiem i stara się go wyręczać; literalnie czyta z jego oczu. Wszystko, co jego pan robi, uważa za dobre i godne naśladowania. Dajmy na to, pan bierze do rąk kulę od kręgli, pudel natychmiast chwyta drugą, obejmuje ją łapami, gryzie, siląc się na rzut. Naśladuje swego pana przy wszelkim zajęciu: zbiera z nim kamienie do kolekcji, kopie ziemię; usiadszy na krześle, wygląda przez okno i t. p. Lubi nosić w zębach laskę, albo koszyk, bo widzi często z laską pana swego, a kucharkę — z koszykiem. Obchodzi się z niesionemi przedmiotami z nadzwyczajną ostrożnością; podchodzi do przechodniów, wesoło machając ogonem, zapewne rad, że go podziwiają. Niosąc powierzone przedmioty, z góry spogląda na inne psy, jakgdyby uważał je za przedstawicieli niższego gatunku; natomiast one okazują mu wielki szacunek.
[ 27 ] Konie także słuchają pudla. Pewien pan wyjeżdżał codzień konno na spacer, skoro wracał pudel jego czekał zawsze na niego, a gdy pan zeskoczył z konia, pies brał uzdę w zęby, oprowadzał konia kilka razy naokoło dziedzińca, poczym wprowadzał go do stajni i wracał zawsze uradowany ze spełnienia tego obowiązku.
 Pudel jest nadzwyczaj dobroduszny. Pomimo wrodzonego łakomstwa, graniczącego z obżarstwem, pozwala wyjąć sobie z ust najsmaczniejszy kąsek, na co rzadko kiedy jakikolwiek pies się zgodzi.
 Nie lubi tylko operacji strzyżenia. Człowieka, który go raz ostrzygł, nigdy nie zapomina i przy spotkaniu bacznie go obserwuje. Kiedy zjawi się specjalista, który go strzyże, ucieka i chowa się. Znaleziony, poddaje się biernie niemiłej operacji.
 Chory pudel chętnie słucha lekarza i wkrótce wie, jakie lekarstwa mu pomagają. Żadne zwierzę nie jest zdolne tak szybko ocenić przewagi człowieka i uznawać jego woli, rozumiejąc, że to leży w jego interesie.
 Pudel ciekawie wygląda, kiedy szuka swego pana. Biegnie po ulicy ze zwieszoną głową, zatrzymuje się, wraca, najwyraźniej zastanawia się, namyśla i wyzyskuje każdą przecznicę, aby skrócić sobie drogę. Komicznie wygląda, gdy chce iść na spacer wtenczas, kiedy go nie puszczają. Stara się w takich razach wprowadzić w błąd swego pana, udając, że nie ma najmniejszej chęci [ 28 ]spacerować, a w trakcie tego obmyśla sposoby, jakby się wydobyć z domu. Bicie działa ujemnie na pudla: wtedy tępieje, traci inteligiencję, jest wiecznie wystraszony i w rezultacie, mało korzysta z nauki. Dobrocią można go skłonić do sztuk najmniej mu miłych. Gdy go prosić, je nawet takie potrawy, które przejmują go wstrętem.
 Pudel, im jest mądrzejszy, tym mniej nadaje się na stróża. Trudno go skłonić do napastowania ludzi. Wszyscy zdają mu się jednakowo nietykalni. Szczuty przeciwko człowiekowi, patrzy ze zdziwieniem na swego pana i na jego przeciwnika; zdaje mu się nieprawdopodobnym, aby pan kazał mu się rzucać na człowieka sobie podobnego. Jest on bezgranicznie oddany swemu panu. Nietylko bicie go martwi, ale niezadowolenie pana, ostrzejsze słowo, a nawet giest karcący.
 Psy i konie są wrażliwe na niespodzianki: okazują przestrach. Pudel umie okazać zdziwienie i przerażenie.
 Kiedyś pudel gonił po łące oswojonego kruka, który, obejrzawszy się, krzyknął: „niegodziwiec, niegodziwiec!“ Pudel odskoczył i zdrętwiał z przerażenia. Umysł wymówił mu posłuszeństwo: „ptak mówi ludzkim głosem!“...
 Nie lubi samotności i stara się być zawsze w towarzystwie ludzi. Osamotniony, nawiązuje stosunek z pierwszym lepszym człowiekiem. Chętnie przebywa w towarzystwie pudlów, unikając psów innych gatunków.
 Wogóle inne psy odnoszą się do pudlów [ 29 ]z pewnym uprzedzeniem; prawdopodobnie zazdroszczą im łask, jakie mają u swoich panów, ich rozumu i inteligiencji.

 Przedewszystkim lubią swobodę: chcą wychodzić i wracać, kiedy im się podoba. Wszystkie psy czują wstręt do łańcucha, ale mogą się do więzów przyzwyczaić. Pudel — nigdy. Umie on podstępnie uwolnić się z uwięzi, wysuwając gło[ 30 ]wę z naszyjnika, lub rwie łańcuch, a sznur łatwo przegryza.
 Pewien pudel przywiązał się do panienki, która mieszkała w domu jego państwa. Po pewnym czasie panienka ta przeprowadziła się na drugi koniec miasta. Pudel odprowadził ją parę razy do domu i wreszcie zaczął bywać tam w charakterze gościa. Skorzystawszy z tego, zrobiono go listonoszem. Przywiązywano mu list do obroży i polecano: „odnieś panience!“ Oprócz tego pudel odwiedzał i innych znajomych. Nigdy nie pomieszał słów: panienka, szkoła, pani. Wysyłając go, pytano często: „zrozumiałeś, piesku?“ Pudel lizał rękę, niby odpowiadając «zrozumiałem» i pędził do drzwi.
 Bardzo chętnie odprowadzał swoich przyjaciół, co mu najwidoczniej sprawiało olbrzymią przyjemność. Miał swój własny talerz i ręcznik. Zobaczywszy, że państwo jego siadają do stołu, przynosił z nadzwyczajną ostrożnością swój talerz, na który kładli mu jedzenie. Czasami ktoś z obecnych mówił mu: „trzeba jeść w kuchni.” Ponieważ nie mógł przenieść talerza z jedzeniem, biegł więc do kuchni i prosił służącej o pomoc. Po obiedzie obcierał się serwetką, która leżała w dolnym przedziale kredensu. Otwierał go łapą, zębami wyjmował serwetkę, bardzo starannie się obcierał i chował w to samo miejsce.
 Pudel chętnie nosi powierzone mu rzeczy, obchodząc się z niemi nadzwyczaj ostrożnie i niedopuszczając do nich nikogo.
[ 31 ] I innych gatunków psy odznaczają się nieraz wybitną inteligiencją.
 Pewien obywatel ziemski, oprócz domu na wsi, miał dom w mieście, odległym o trzy mile. Miał psa z rasy dogów, który odznaczał się niezwykłym rozumem. Pies ten zamieszkiwał kolejno na wsi, lub w mieście, i odbywał częste spacery z jednego domu do drugiego. Zwykle siadał do wagonu na sąsiedniej stacji i wyskakiwał dojechawszy do miasta. Kiedyś (zapewne nie mógł wydostać się z wagonu) pojechał o jedną stację dalej i tam wysiadł. Doczekawszy się powrotnego pociągu, wsiadł i wrócił do swojej stacji.
 Wyżeł szkocki miał zwyczaj wskakiwać do wagonu za swym panem i odbywał razem z nim podróże. Kiedyś, pan jego, odprowadzając znajomą, wszedł z nią do wagonu i następnie wysiadł. Pies, nie zauważywszy tego, pojechał. Na stacji, na której zwykle wysiadali, wyszedł z wagonu i zaczął szukać swego pana. Zajrzał do kancelarji naczelnika stacji, do kasjera, a następnie pobiegł do miasta, leżącego o milę od stacji. Obszedszy te domy, gdzie zwykle bywał z panem, wrócił na dworzec i czekał na platformie dla pociągów odchodzących. Konduktor wygnał go z pociągu osobowego, pies wskoczył więc do towarowego, który skierował się na bocznicę. Dojechawszy do samego końca bocznicy, pobiegł do miasta, znajdującego się w pięciomilowej odległości. Tam mieszkała siostra jego pana. Nie znalazszy go tutaj, odbył piechotą i koleją drogę odwrotną. [ 32 ]Noc spędził u znajomego naczelnika i następnie rannym pociągiem wrócił do domu. Po tym wypadku conajmniej przez rok nie chciał wsiadać do pociągów.
 W południowo-zachodniej Europie znajdują się góry Alpy, wyróżniające się wśród gór europejskich groźną pięknością i niedostępnością. Alpy składają się dużej ilości łańcuchów gór, rozdzielonych dolinami i wąwozami, które stanowią naturalną komunikację. W zeszłym stuleciu droga przez te góry była nadzwyczaj trudna do przebycia i niebezpieczna. Obecnie zbudowano tam tunele, drogi żelazne, mosty i szosy.
 Od jednej z gór alpejskich, a mianowicie Św. Bernarda, otrzymała nazwę rasa psów, odznaczających się nadzwyczajną inteligiencją. Są to psy duże, bardzo silne, o krótkiej szerokiej mordzie, z długiemi uszami. W przełęczy tej, położonej 7800 stóp nad powierzchnią morza, panuje wieczna zima z mrozami dochodzącemi do 30°. Podczas lata bywa tu zaledwie czasem dziesięć dni słonecznych, wolnych od zadymki, śnieżycy i mgły. Śnieg pada wielkiemi płatami jedynie w lecie; podczas zimy padają suche, maleńkie, cienkie kryształki śnieżne, które dostają się do mieszkań przez szpary w drzwiach i ramach okiennych. Wiatr formuje ze śniegu całe góry, które w sąsiedztwie znajdującego się tam klasztoru, dochodzą nieraz do 30 i 40 stóp Śniegi zasypują wszystkie ścieżki i urwiska, a przy najlżejszym pchnięciu spadają w przepaście. Skut[ 33 ]kiem tego corocznie ginęło tu po kilkunastu ludzi zbłąkanych.
 Zakonnicy, zamieszkujący klasztor, zaopatrzeni w łopaty, kije, nosze i zapasy żywności, wychodzą w towarzystwie swych dużych psów, w celu dania pomocy zbłąkanym podróżnym.
 Psy z góry św. Bernarda są nadzwyczaj wrażliwe na ludzkie ślady i dobrowolnie szukają ich całemi dniami po wszystkich ścieżkach i prze[ 34 ]smykach. Każdą lawinę badają z wielką uwagą, poszukując śladów ludzkich.
 Znalazszy człowieka zmarzłego, biegną najkrótszą drogą do klasztoru i głośnym szczekaniem zawiadamiają o wypadku. Łapami odgrzebują człowieka z pod śniegu.
 Psom tym przywiązują zwykle koszyk z jedzeniem, butelkę wina, a czasami umieszczają im na grzbiecie wełnianą kołdrę, aby zabłąkany miał zaraz posiłek i okrycie.
 Przyrodnik Szejtlin tak się wyraża o zasługach psów bernardzkich.
 „Najznakomitszym ze znanych nam psów, nie jest ten, który w Koryncie obudził straż z Akropolu, nie Becerillo, który rozszarpał setki nagich Indjan amerykańskich[1], nie pies, który wyprowadził zbłąkanego podróżnego z wielkiego, gęstego lasu; nie „Drakon“ Drajdena, który na dany mu znak rzucił się na czterech rozbójników i uratował życie swemu panu; nie ten pies, który dał znać mły[ 35 ]narzowi, że dziecko jego wpadło do wody; albo ten, który rzucił się z mostu do Wisły i uratował tonącą dziewczynę; nie był to również pies Obri, który rzucał się przy każdej okazji na zabójcę swego pana; wreszcie nie był to pies rzeźbiarza Benvenuto Cellini’ego, który budził czeladników, gdy złodziej zakradał się po złoto i rzeczy mistrza. Najznakomitszym psem był Barri, pochodzący z klasztoru św. Bernarda. Uratował on życie więcej niż czterdziestu ludziom. Wychodził on codziennie, bez względu na pogodę, niosąc w koszyku chleb i butelkę wina, na poszuki[ 36 ]wania podróżnych, którzy zbłądzili w górach. Kiedyś przyniósł na plecach chłopca, którego odgrzebał w śniegu. Umiał, milcząc, wyrażać współczucie i wzbudzać zaufanie, bo inaczej chłopiec nie miałby odwagi wleźć na olbrzymiego psa. Po śmierci wypchano go i ustawiono w muzeum berneńskim, gdzie go jeszcze dziś oglądać można.


∗             ∗

 Pies ma kadłub szkielet, mordę i zęby podobne do wilka, ale jakaż jest olbrzymia różnica między dzikim rabusiem a psem domowym! Pies, nie zmuszony do zdobywania pokarmu, zatracił krwiożerczość, złagodniał i ma obecnie takie zalety, których nie posiadają zwierzęta tak dzikie, jak i domowe. Coprawda, nie wszystkie psy mają charakter szlachetny i subtelny; w pierwszym rzędzie jest to zależne od warunków, w jakich się znajdują.
 Pies podwórzowy będzie się czuł skrzywdzonym, jeśli go pociągną za ogon; ale wchodzi tu w grę ból, a nie podrażniona ambicja. Psy wyższego gatunku inaczej reagują na karę: poczucie krzywdy wyrządzonej jest u nich silniejsze, niż ból wywołany uderzeniem.
 Pewien jamnik czuł się nieszczęśliwym przez cały dzień, jeśli go skarcono słowem, albo nawet wzrokiem. Czuł niewypowiedziany wstręt do narzędzia kary.
 — Nie umiem sobie zdać sprawy — opowiada [ 37 ]Romens — coby się z tym psem stało, gdyby go uderzono batem.
 Kiedyś psa tego zostawiono pod opieką brata jego pana, który prowadził go codziennie do parku na spacer. Jamnik bardzo lubił te spacery i wiedział, że chwilowy jego opiekun może go zabrać ze sobą, lub zostawić w domu. Pomimo to, gdy któregoś dnia jego opiekun uderzył go rękawiczką, przynaglając do powrotu ze spaceru, pies [ 38 ]obrzucił go wzrokiem zdziwionym, pełnym oburzenia i pobiegł do domu. Zaprotestowawszy przeciwko gwałtowi, od tego czasu nie chodził na spacery z tym, który go skrzywdził. Jamnik ów nie znosił nawet widoku kary cielesnej. Rzucał się, wył i szarpał zębami, kiedy przy nim bito innego psa. Również protestował, szarpiąc za rękaw, jeśli uderzano batem konia.
 Większość psów przywiązuje się nadzwyczaj silnie do ludzi. Znane są wypadki, że psy umierają na grobie swego pana, nie mogąc przenieść jego śmierci.
 Za przywiązanie swoje pies wymaga pieszczot i chce, aby się nim zajmowano.
 Pewien jamnik nie znosił mycia. Wreszcie służba bała się podchodzić do niego, bo widząc przygotowanie do mycia, wpadał w szalony gniew. Pani jego nie chciała sama załatwiać tej operacji, aczkolwiek pies był do niej bardzo przywiązany. Nawet ona nie była pewna, czy jamnik nie rzuci się na nią. Nie odniosło skutku bicie, groźby, niedawanie pożywienia: upór niczym złamać się nie dał. Wreszcie pani postanowiła zastosować nowy środek, a mianowicie dawała psu do zrozumienia, że ma żal do niego. Przestała go brać na spacer, a wracając udawała, że nie zwraca uwagi na radosne przywitanie psa. Nie pogłaskała go ani razu, aczkolwiek przychodził często do niej, łasząc się i przymilając. Trwało to z dziesięć dni. Ignorowany pies przez cały ten czas miał nieszczęśliwą, przygnębioną minę. Naj[ 39 ]widoczniej staczał on wewnętrzną walkę, która odbijała się na jego wyglądzie. W rezultacie któregoś dnia przyczołgał się do swej pani i wzrokiem najwyraźniej powiedział: „Tak dłużej żyć nie mogę, kapituluję!” Potym bez protestu poddał się znienawidzonej operacji mycia. Po załatwieniu jej, przybiegł do pani, wesoło szczekając i wymachując ogonem. Oznaczało to: „Już zgoda teraz, prawda?” Od tej chwili opuścił go na[ 40 ]tychmiast ponury, melancholijny nastrój. Przy następnym myciu była chwila, że jamnik chciał się opierać, ale wystarczyło jedno spojrzenie pani, aby zaniechał opozycji.
 Psy rasowe są wybredne w dobieraniu towarzystwa. Pewien pies myśliwski zaprzyjaźnił się ze szczurołapem i kundlem. Za każdym jednak razem, kiedy jego pan zbliżał się do rozbawionego towarzystwa, w najzabawniejszy sposób wypierał się znajomości.
 Psy newfundlandzkie, a nawet i inne psy duże, zachowują się z pobłażliwością i dobrodusznością, względem otoczenia, czując nad nim swą przewagę. Poważny newfundlandczyk znosi spokojnie zaczepki psiaka podwórzowego, aż do chwili, póki mu się natręt nie sprzykrzy. Raz taki pies zniecierpliwiony, rzucił psiaka do wody i ratował go dopiero wtedy, kiedy tamten już tonął. Ma się rozumieć, zimna kąpiel i strach zrobiły swoje: podwórzowiec stał się delikatniejszym i powściągliwszym.
 Czuć swą przewagę jest przyjemnie, ale cudza przewaga sprawia zazwyczaj przykrość.
 Stary jamnik uczył młodego, jak należy polować na króliki i był zachwycony jego postępami. Ale młody po pewnym czasie prześcignął starego siłą i szybkością biegu. Stary musiał robić nadzwyczajne wysiłki, aby na polowaniu zdążyć za swym szybkonogim potomkiem. Ambitny jamnik nie mógł znieść przewagi własnego dziecka: za każdym razem, kiedy młody go mijał, chwytał go za [ 41 ]ogon, nie puszczając przed siebie. Ten, chociaż często wskutek takiego manewru wypuszczał królika, nie rzucał się na słabszego od siebie i zazdrosnego rodzica.
 W roku 1812 pewien żołnierz, Włoch, musiał z Napoleonem I iść na wojnę z Rosjanami. Miał on wiernego przyjaciela, buldoga, imieniem Maffin. Ten towarzyszył wszędzie swemu panu, lecz podczas przeprawy przez rzekę Berezynę zostali rozłączeni. Nie można było wtedy myśleć o od[ 42 ]szukaniu psa. Właściciel jego, już teraz kapral, musiał przeboleć tę stratę i okryty ranami powrócił do rodzinnego miasta.
 W rok później, jakiś chudy, wynędzniały pies, ledwie wlokący nogami, położył się pod drzwiami domu, w którym mieszkał ów kapral. Ludzie, widząc obcego psa, przybłędę, chcieli go odpędzić, ale pies wyszczerzał tylko zęby, lecz z miejsca się nie ruszał. Wtym nadszedł kapral, pies machając radośnie ogonem, ostatkiem sił przyczołgał się do nóg swego pana i liżąc mu ręce i nogi zaskomlał radośnie. Żołnierza zdziwiła ta niezwykła czułość obcego psa, nie mógł bowiem na razie poznać w tym biedaku swego niegdyś dzielnego przyjaciela.
 — Żeby to było możliwym — wyrzekł — mógłbym przypuszczać, że to mój Maffin.
 Pies posłyszawszy swoje imię, zaszczekał radośnie i z takim uczuciem spojrzał na kaprala, że ten zaczął wierzyć w możliwość odnalezienia w nim swojego psa. Chcąc się upewnić, odszukał pewną narośl, jaką jego Maffin miał na uchu i przekonał się, że to jest rzeczywiście jego własny pies. Ucieszony i wzruszony, witał tkliwie swego przyjaciela, zajął się jego odżywieniem i długo jeszcze cieszył się wiernym towarzyszem.
 W jednym domu był stary pies, który wskutek choroby nóg ledwie się poruszał. W tym czasie sprowadzono szkockiego jamnika, który wkradł się w łaski wszystkich. Stary pies nabrał energji i nie chciał dobrowolnie ustąpić młodemu rywa[ 43 ]lowi. Szarpany zazdrością, chodził za nim krok w krok i starał się go naśladować. Zaczął wychodzić na spacery, aczkolwiek dawniej nie można go było do tego namówić. Parę razy zauważywszy, że młody jamnik nie poszedł na spacer, najspokojniej wracał do domu. Przedtym jadał wyłącznie mięso; teraz jadł wszystko, co dawano jamnikowi. Przeciwko pieszczotom, udzielanym jamnikowi, protestował szczekaniem i skowytem. Dalekie spacery, skakanie do zimnej wody i t. p. przyjemności były dla starego psa nieprzyjemne i uciążliwe, ale narażał się na nie jedynie dlatego, aby chociaż w części korzystać ze względów, któremi obdarzano jamnika.
 Jamniki są bardzo zazdrosne i w większości wypadków mają charakter niedobry. Jamnik, o którym opowiadamy, nienawidził wszystkie zwierzęta, które przebywały na jednym z nim podwórzu.
 Najzawzięciej prześladował pinczera, który mu ustępował, bo był bojaźliwym. Czasami dochodziło do walki zawziętej. Szarpiąc się zębami, zsuwali się z werandy do ogrodu, staczali się z góry ku strumieniowi i często wpadali w wodę. Dopiero zimna kąpiel doprowadzała do zawieszenia broni. Jamnik ten zachorował i leżał, nie przyjmując żadnych pokarmów. Nie pomagały żadne lekarstwa i należało się spodziewać jego śmierci. Pani domu postanowiła spróbować jeszcze jednego środka: wyzyskać wrogi stosunek jamnika do pinczera. Przyniosła pełny talerz najrozmaitszych przysmaków i postawiła go przed chorym psem. [ 44 ]Osłabiony jamnik nie zabierał się do jedzenia. Wtenczas sprowadzono pinczera, który rzucił się gwałtownie na przysmaki. Jamnik zerwał się z wysiłkiem i coraz pewniejszemi krokami szedł do wroga. Po zawziętej walce, upadł jak martwy. Silne wstrząśnienie nerwowe wyleczyło go: po tym wypadku szybko wyzdrowiał.
 Psom nie jest obce poczucie sprawiedliwości. Zdają sobie one sprawę ze stronnego postępowania swego pana i reagują na niesprawiedliwość.
 Pewnego podróżnego zatrzymała burza w wiejskiej karczmie. Zamówiwszy kurczaka, grzał się w kuchni przy ogniu. Gospodarz nadział kurczę na rożen i chciał zmusić leżącego tam psa, aby go obracał. Pies schował się pod stół. Podróżny zaintrygowany oporem psa, spytał gospodarza o przyczynę. Okazało się, że pies protestował, bo kolej na obracanie rożna przypadała nie na niego, lecz na jego towarzysza. Sprowadzono psa nieobecnego w kuchni, który dobrowolnie poszedł do komina. Po pewnym czasie zastąpił go przy robocie pierwszy pies, nie zdradzając najmniejszej chęci do oporu.
 Pies, jako blizki krewny lisa, ma żyłkę do obłudy.
 Pewien pies, uderzywszy się w nogę, okulał, następstwem czego była staranna kuracja. Pan okazywał mu dużo współczucia, z czym psu było bardzo dobrze. Po wyzdrowieniu w ciągu paru miesięcy, kiedy traktowano go obojętniej, udawał ku[ 45 ]lawego, aby wywołać współczucie. Zarzucił ten manewr dopiero wtedy, gdy się przekonał, że nie odnosi skutku.
 Mały jamnik lubił łapać muchy na oknie, i złościł się bardzo, gdy go wyśmiewano w razie niepowodzenia. Pan jego, chcąc się przekonać, jak to na niego podziała, nieschwytanie muchy witał głośnym śmiechem. Jamnik (musiało tu działać zdenerwowanie) wypuścił jedną i tę samą muchę parę razy z rzędu. Wreszcie, doprowadzony do rozpaczy, udał, że ją złapał. Wykonał wszelkie ruchy, towarzyszące złapaniu muchy, następnie niby zabijał ofiarę na podłodze. Wreszcie spojrzał na pana swego z miną tryumfatora. Wszystko to było zrobione tak naturalnie, że gdyby nie widok muchy, która siedziała najspokojniej na oknie, pan jego byłby wprowadzony w błąd. Gdy mu pokazano muchę na oknie, i wskazano, że rzekomo zabitej na ziemi niema, zawstydził się bardzo i schował pod fotel.
 Zapewne wszyscy mieli możność przekonać się, że pies umie się wstydzić. Widać to zaraz po jego fizjonomji i po tym, że zaraz opuszcza ogon.
 Nie mówię już o zdolności psa do figlów, a raczej do żartów, bo te wszystkim znane. Młode psy figlują z dziećmi jak z towarzyszami i rozumieją zabawę. Gdy rzucimy psu jakikolwiek przedmiot, łapie go, odbiega na pewną odległość i położywszy ten przedmiot na ziemię, przy[ 46 ]warowuje. Potym zrywa się, nie pozwalając sobie odebrać zabawki i niby ucieka, rad, gdy go gonią. Potym powtarza to samo, jakby zachęcając do zabawy.

Przypisy[edit]

  1. Duża rasa buldogów była używana w zeszłym stuleciu do wstrętnych wypraw. Nauczono je polować na ludzi, przewracać ich, a nawet dusić. Hiszpanie podczas zawojowania Meksyku szczuli buldogami Indjan. Buldog Becerillo zyskał nawet sławę. Był on nadzwyczaj mądry i odważny. W czasie bitwy rzucał się w największy tłok, chwytał nieprzyjaciela za rękę i odprowadzał do niewoli. Jeśli schwytany przez niego zachowywał się spokojnie, nie robił mu krzywdy; w przeciwnym razie obalał go na ziemię i zagryzał. Nigdy nie rzucał się na Indjan, którzy mu się poddali i umiał ich zawsze odróżnić od nieprzyjaciół.
#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false