Page:Adam Bełcikowski - Pies i jego obyczaje.djvu/16

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

— 10 —


żącego. Gdy pan powiedział: „powiedz Grzegorzowi, niech przyniesie obuwie, talerz“ lub t. p., biegł do głuchoniemego, i nosem, albo łapami wskazywał na żądany przedmiot.
 Mądry ten pies nie był bez wad. Dla gości odwiedzających jego pana, był bardzo miły i grzeczny, ale rzucał się jak wściekły na każdego psa, który ośmielił się zajrzeć do mieszkania. Ponieważ był bardzo silny (mieszaniec po dogu i ponterze), więc dawał się niemiłosiernie we znaki psom, które napotykał w domu lub na ulicy.
 Pewnego razu, zaawanturowawszy się z psami, nie zjawił się w domu w ciągu dwuch dni. Możecie sobie przedstawić rozpacz głuchoniemego! Szukał swego psa na różnych ulicach miasta. Wreszcie pies wrócił do domu brudny, wychudzony, pogryziony i z raną na tylnej nodze. Gdy mu robiono wyrzuty, wstydził się najwyraźniej i przepraszał, wyrażając skruchę.
 Do koszar żołnierskich przyplątał się najzwyczajniejszy kundel, chudy i zabiedzony. Przywiązał się do żołnierzy i zawarł z nowemi panami serdeczną przyjaźń. Towarzyszył im na ćwiczenia i pełnił z niemi służbę na warcie. Na kwadrans, albo dwadzieścia minut przed zmianą warty, obiegał wszystkie posterunki, uprzedzając zjawieniem się lub szczekaniem o zmianie. Wróciwszy na odwach, niepokoił się i wyczekiwał z niecierpliwością nowej zmiany. Czasami żołnierze spóźniali się i nie w ściśle oznaczonym czasie wychodzili zluzować kolegów; w takich razach pies