Wychodźcy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wychodźcy |
Pochodzenie | Tęcza łez i krwi |
Data wydania | 1921 |
Wydawnictwo | Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska“ |
Druk | Zakłady Graficzne „Bibljoteki Polskiej“ w Bydgoszczy |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cały tomik |
Indeks stron |
[ 87 ]
Z perzyn, które leżą kołem,
Choć się wczoraj zwały siołem,
Mając za straż i opiekę
Spichrze, sady i pasiekę:
Dziś ze stosu głowni węgieł,
Osmalony i bez sprzęgieł,
Sterczy, niby kikut chory,
Lub na słupie bez zawory,
Jak chorągiew, wiszą wrota,
W które błędny wiatr łopota.
W ocalałem zgliszczu ściany
Kwadrat okna tkwi drewniany,
Gdzie wprawiony, zamiast szyby,
Błękit nieba lśni, jak gdyby
Zawisł w nim zasłony chustką,
Aby pustkę skryć przed pustką,
Gdzieś szczęt pługa lub kołyski.
Czerep garnka, okruch miski
Wala się wśród zwęglin stosów,
Jak zabytek lepszych losów.
A wśród resztek znikłych chałup,
Co ogniowi poszły na łup,
Ocaliwszy li kominy,
Jak nagrobki swej ruiny:
Półzwalony wiejski kościół,
Jak go cios kartacza rozciął,
Z pokruszonych ścian kadłuba
Wznosi wieżę swą bez czuba,
Co na nieba tle się znaczy,
Jak zakrzepły krzyk rozpaczy!
A na dole pod lazurem,
Ciężko, zwolna, długim sznurem,
Depcąc strzech rozwianych wiechcie,
To na wozach, to na piechcie,
Ciągnie szary, nędzny tabor,
Gnany przez wojenny zabor,
Przez bagnety i granaty,
Het za oczy, w cudze światy.
Pokłońcie się raz stokrotny
Aż do ziemi, do wilgotnej,
Coście ją orali, siali,
W nią, jak chaty, wrośli cali
Troską, pracą i ramieniem,
Dziś wyrwani z niej z korzeniem.
I westchnąwszy: „Ostań z Bogiem“,
Chociaż lęk domawia „z wrogiem“,
Raz ostatni próg obłapcie
I zawdziejcie stare łapcie.
A kto niema, tedy boso
Niechaj stopy w świat go niosą,
W świat daleki, w obce strony
Od dziedziny swej rodzonej.
Czego nie wdział i nie obuł,
Każdy związał w tłómok, w tobół
I wyruszył tłum... Wóz rzadki
Wiezie łachy i manatki,
Trochę gratów i rupieci
I gromadki bladych dzieci...
A przy wozie, z duszą zgłuchłą,
Niby widmo, niby truchło,
Odrętwiałą i przybitą,
Jak zgniecione gradem żyto,
Idą z trudem, lezą gnuśnie,
Podpierając z boku luśnie,
Starzec, baba i pacholę...
Pchają konia, wóz i dolę,
Ciągną — w dżdżu i skwarnem słonku —
Chudą krowę na postronku,
Której z pyska zwisa piana
I źdźbło niedożute siana
I błoń śni się bujnochwasta.
Ryknie krowa, skrzypnie piasta
I sprzęt jakiś z wozu spadnie,
Który znów ktoś na wierzch kładnie...
Nędzę bieda, biedę nędza
To wstrzymuje, to popędza...
Sunie wysiedleńców rzesza...
Nikt nikogo nie pociesza,
Nikt nie płacze głośno, nie łka...
Każdy, co wziął do węzełka,
Bochen chleba i łachmany,
W krasej chustce malowanej,
Na sękaty kij zatkniętej,
Dzierży na ramieniu, zgięty,
Jakby dźwigał krzyż swój w męce.
I trzymany w drugiej ręce
Kostur niesie poprzód siebie,
Niby świecę na pogrzebie,
A jak topniejące woski,
Kapią łzy milczącej troski.
W tej gromadzie śródpopielnej
Suty kmieć i dziad kościelny
Równi w doli dziś jednakiej:
Bezchałupni i żebraki.
Ci, co jedli chleb i kaszę,
Żują głodne ojczenasze —
Zamiast mleka, miodu pasiek,
Mamlą suchy szept zdrowasiek, —
Mieli chatę i wezgłowie,
Dziś w przydrożnym nocleg rowie
W niedostatku, w poniewierce...
I to tylko czuje serce
Na pociechę, z łaski bożej,
Że nie może już być gorzej.
Rozumieją jeszcze mało.
Co się dzieje, co się stało,
Ledwo wiedzą, co się ścieli...
Była bitwa — więc zgorzeli,
Wszędzie wojna — i żyć nie da,
Było dobrze — a jest bieda...
Próżno klęskom zła ich dowódź.
Grad — to grad, a powódź — powódź.
Takie samo dziś nieszczęście...
Zaciskają jeno pięście,
W głaz się zacinają twardziej:
„Gniecie los, niech gniecie bardziej!
A niech bierze czart rogaty!“ —
Ale szkoda dobrej chaty...
Szkoda sprzętów, szkoda bydła...
Pługi, brony, kosy, widła
Popalone... na nic zbiory...
Zczezły brogi i obory —
Ledwo spoczną gdzieś postojem
Żal ich bierze, żal za swojem.
[ 92 ]
Każdy niesie pod powieką
Skrawek ziemi — gdzieś daleko!
Mały ziemi szmat ma w oczach:
Jakąś strzechę w brzóz warkoczach,
Jakąś studnię na podwórzu,
Jakiś płot w złotawym kurzu,
Jakieś jedno, owo pole,
Gdzie siał sobie ziarno w rolę,
Miał ziemniaki, kukurudzę,
Aż po miedzę, bo tam — cudze...
Myśli, że rad na skraj świata
Szedłby, byle tam swa chata,
Studnia, płot i zagon żyzny,
Byle tam szmat ojcowizny...
Dość postoju! W drogę, człecze!
I znów znojny krok się wlecze,
Znowu ciągnie w dal czereda:
Z biedą nędza, z nędzą bieda,
To po błocie, to po grudzie,
Ludzie w trudzie, w brudzie, w nudzie,
Przez wyboje, przez kałuże,
Raniąc stopy, jedząc kurze.
Nie przestaje ciało łaknąć,
A zaczyna chleba braknąć,
Ząb by chwycił się żelaza...
A za głodem i zaraza!
Pierwszy drobiazg, naprzód dzieci:
Twarze sine, oko świeci,
Zwisłe głowy, wzdęte brzuchy
I padają, niby muchy...
Więc wspólnymi rąk wysiłki
Kopie tłum wzdłuż dróg mogiłki...
Ach, jak dzieci z baśni starej
Siały, zwodząc złe zamiary,
Żwir na drodze pokryjomu,
By powrócić w ślad do domu:
Tak te, iść nie mając siły,
Swym rodzicom zostawiły,
Dla powrotnej jutra doby,
Drogowskazy: własne groby...
A rodzice, kładąc zwłoki
W dół wilgotny, w dół głęboki,
Choć ziem — ziemią, jama — jamą,
Czują, że to nie to samo,
Co mieć swą mogiłę biedną
W dali swej, choć niebo jedno,
Ziemia rodna, rzeki płynne...
Coś jest inne, dziwnie inne!...
I nim ciała w grobach rzucą,
Śnią, czy wrócą, po nic wrócą?
Strzeżcie grobów, świeże darnie!
Bo już pochód falą garnie
Opóźnionych z sobą niesie...
Droga polem — postój w lesie,
Droga lasem — postój w polu,
Ranek w męce, wieczór w bolu,
Dzień jednaki, noc jednaka.
Jaw nędzarza, sen żebraka.
Aż na jednym, zwykłym, zda się,
Takim, jak codzień, popasie,
W czas pochmurny, czczy i ckliwy,
Dziw się zdarza, dziw nad dziwy...
Rozłożyli się obozem,
Ten na wozie, ów pod wozem.
Ktoś gotuje wodę w garku,
Tu na chróstu mdłym ogarku
— Ten na gołą ległszy ziemię,
Inny w kucki — wszystko drzemie..
Niebo, jako niebo w kole,
Pole, jako zwykle pole.
Las, jak las w zmierzch mgłą owiany,
Żadnej od dni długich zmiany,
Jako inne, okolica...
Wtem głos szepnie: „Tu granica,
Polski kres“... i wzdychy biegą...
Wtedy nagle coś strasznego
Stało się!... W tej samej chwili,
Jak gdy życie się przesili,
Płacz ogromny łkaniem dzikiem
Buchnął w niebo jednym rykiem,
Który piersi rwie w kawały,
Piersi twarde, jako skały,
Dusze targa w szmaty na nic.
Szloch bez kresu, jęk bez granic,
Którym stali się w swej piersi
Ojczyznę całą szersi...
Wtedy starce, którzy czuli,
Że śmiertelnej czas koszuli
Bliski, dni ich policzone,
By im wrócić w swoją stronę:
Zogromniali dusz powagą,
Na tę ziemię nagą, nago.
Podniosłością chwili zbladli.
Jak do trumny, wznak się kładli,
Niby biali Święci Pańscy,
Lub bogowie prasłowiańscy —
To surowe, chmurne plemię,
Co za pokarm jadło ziemię —
I w darń sępie palce parli,
By tam umrzeć — i tam marli!
Ci nazajutrz, co szli dalej.
Szli... Los twardy, mus ze stali...
Lecz już inni, już odmienni,
Jacyś tajni i bezdenni,
Niezgadnieni i ogromni...
Każdy wie, na wieki pomni...
Już nie wierzą, że w skraj świata
Szliby, byle tam swa chata,
Bo tam wiatr zapomniał woni
Ich rodzinnej, drogiej błoni,
Która pachnie z wszech najsłodziej
Temu, kto się na niej zrodzi.
Już nie chata jedna, swoja,
Już nie studnia wodopoja.
Już nie własny plot i miedza...
Jest w nich wiedza, wielka wiedza,
Że granicą ziemi miłej
Są ich dusze i dusz siły,
Są ich serca i serc moce,
Te korzenie i owoce,
Te nasiona i te płody
Jej wolności i swobody.
Na ojczystej tam granicy
Zmartwychwstała w tajemnicy
Piersi, która drży bolesna,
Ich Ojczyzna już bezkresna.
Wstała wiara, wskrzesła wola,
Niepożyta, jak ich pola,
Że choć dziś ją musem rzucą,
Jutro wrócą, wierni wrócą...
Już wrócili: w snach ich ścieżka,
Już w Ojczyźnie dusza mieszka.
Choć rozdziela rzeka brzegi,
Mosty łączą je, jak ściegi
I obczyzny smętni goście
Po tęsknoty złotym moście
Idą tłumnie, wielką ławą.
Jawa snem im, a sen jawą:
Marzą drogi między sioły,
Swe dzwonnice i kościoły,
Swoje wzgórza i zagony
Swoją mowę i swe dzwony,
Swe radości i żałoby,
Swe weseła i swe groby,
Baśnie, śpiewy i pamiątki,
Swój obyczaj, strój i świątki
Zdobne w maje i tatarak...
...Ockną się... ich domem barak:
Duża z dranic zbita szopa,
Gdzie tłum ma — chłop obok chłopa,
Baby, dziecka — w tłoku, ścisku —
Wśród wzdychania i utysku —
Tuż na ziemi, bez podłogi,
Stęchłą słomę za barłogi,
Pełno chorób, nędz, zaduchu...
Gdy dla wiewu, dla podmuchu,
Drzwi odewrą, to z za przyzby
W mig wskakuje im do izby
Widok natarczywy: obce,
Cudze pola, cudze kopce...
Człek zamyka oczy... słucha...
Wtedy czasem brzęknie mucha.
Ta milejsza od eolskiej,
Struna letniej ciszy polskiej!
Czasem z grzędy czarnoziemu
Kur zapieje: po naszemu...
Czasem kędyś u załomu
Pies zaszczeka: jak tam w domu...
Zagra świerszcz, to izb wspomnienie..
Oto wszystko: szczęście, mienie,
Które wzięli w świat tułacze,
Szczęście, co po sobie płacze...
Żal, co w piersi tkwił niemotą,
Możną zbudził się tęsknotą!
Wyszli, tracąc ojcowiznę,
Na obczyznę po Ojczyznę,
Choć bezczynni, choć bezsilni,
Jej współtwórcy wiarą pilni,
Jej wolności budownicy
W dusz posadach, w serc stolicy,
W snach nadziei, w snach miłości.
Równy trud ich dla wolności,
Jak tych, co ją krwi rubinem
Zdobywają, miecza czynem!
Równa cześć im i zasługa!
Ich ofiara — ciężka, długa!
Męka ich i łzy — gorące!
O, Wolności! Tyś, jak Słońce,
Co się równym blaskiem pali
Na bagnetu ostrej stali
I w monstrancji u ołtarza, —
W Oceanie i w łyżce cynowej nędzarza...
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |