Page:Staff - Tęcza łez i krwi.djvu/98

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

W mig wskakuje im do izby
Widok natarczywy: obce,
Cudze pola, cudze kopce...
Człek zamyka oczy... słucha...
Wtedy czasem brzęknie mucha.
Ta milejsza od eolskiej,
Struna letniej ciszy polskiej!
Czasem z grzędy czarnoziemu
Kur zapieje: po naszemu...
Czasem kędyś u załomu
Pies zaszczeka: jak tam w domu...
Zagra świerszcz, to izb wspomnienie..
Oto wszystko: szczęście, mienie,
Które wzięli w świat tułacze,
Szczęście, co po sobie płacze...

Żal, co w piersi tkwił niemotą,
Możną zbudził się tęsknotą!
Wyszli, tracąc ojcowiznę,
Na obczyznę po Ojczyznę,
Choć bezczynni, choć bezsilni,
Jej współtwórcy wiarą pilni,
Jej wolności budownicy
W dusz posadach, w serc stolicy,
W snach nadziei, w snach miłości.
Równy trud ich dla wolności,
Jak tych, co ją krwi rubinem

94