Zagadnienia seksualne/O małżeństwie

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł O małżeństwie
Pochodzenie Zagadnienia seksualne
Data wydania 1902
Wydawnictwo Księgarnia Polska; E. Wende
Miejsce wyd. Lwów; Warszawa
Źródło Skany na Wikisource
Inne Template:Całoć
Indeks stron
[ 11 ]
O małżeństwie.

Otrzymywałem i otrzymuję od wielu nieznanych osób listy z zapytaniem i z prośbą o wytłómaczenie w krótkich i jasnych słowach właściwej tendencyi opowiadania mojego w »Kreuzerowej Sonacie«[1]. Pragnę więc temu życzeniu zadosyć uczynić, to znaczy, przedstawić istotę tej pracy i wnioski, jakie ona za sobą pociągnąć może.

Chciałem przedewszystkiem zaznaczyć, że rozpowszechniło się we wszystkich warstwach naszego społeczeństwa mniemanie, wspierane nadto przez fałszywą teoryę naukową, jakoby obcowanie płciowe było ze względu na zdrowie konieczne, a ponieważ zawarcie małżeństwa nie zawsze jest możliwe, więc i poza małżeństwem dozwolone i naturalne. [ 12 ]Mniemanie to stało się tak ogólne i pewne, że nawet rodzice normują za poradą lekarza stosunki płciowe swoich dzieci, a państwo, którego jedynem dążeniem powinno być utrzymanie moralności społecznej, wprost popiera nierząd, t. zn. tworzy odrębne klasy kobiet, staczających się z duszą i ciałem w przepaść upadku przez zadawalnianie rzekomych potrzeb fizycznych mężczyzny, oddającego się z zupełnie spokojnem sumieniem wyuzdaniu i rozpuście.

Chciałem więc powiedzieć, że to nie jest dobrze i nie może być dobrze, aby dla zdrowia jednych, inni upadlali się moralnie i cieleśnie; tak, jak nie mogłoby być dobrze, aby człowiek pił krew drugiego dla zdrowia.

Nie należy się poddawać takiemu zamieszaniu pojęć i oszustwu. Nie należy przedewszystkiem dawać posłuchu tym niemoralnym naukom, chociażby one były przez wszystkie możliwe umiejętności wspierane. Musi się także pojąć, że utrzymywanie takiego stosunku płciowego, w którym człowiek uchyla się od wszelkich jego następstw, t. zn. dzieci — albo zwala je na kobietę, lub zapobiega porodowi — że taki stosunek płciowy jest wstrętną zbrodnią przeciwko najprostszym przykazaniom moralności, której powinni się wystrzegać nieżonaci, jeżeli nie chcą żyć nikczemnie i podle.

Chcąc być wstrzemięźliwym, koniecznem jest prowadzić życie naturalne: zachować miarę w jedzeniu i piciu, nie jeść mięsa i pracować (nie [ 13 ]oddając się pracy sportowej, lecz nużącej i pożytecznej) i nie myśleć o obcowaniu z kobietami, zupełnie tak, jak się nie myśli o możliwości obcowania ze swoją matką, z siostrami, krewnemi i z żonami przyjaciół...

Każdy człowiek znajdzie zresztą setki dowodów na to, że wstrzemięźliwość jest dla zdrowia o wiele mniej niebezpieczną i szkodliwą, jak rozpusta.

To byłby pierwszy punkt.

Drugi jest następujący: Wskutek uważania stosunków płciowych za konieczny warunek zdrowia i użycia i za poetyczną i wzniosłą rozkosz, stała się niewiara małżeńska w społeczeństwie naszem najzwyklejszym objawem. (U chłopów zaś szczególnie z powodów służby wojskowej.)

Sądzę, że nie jest to dobre i że tego czynić nie wolno.

Aby tego nie czyniono, potrzebną jest zmiana zapatrywania na miłość cielesną. Opinia publiczna i rodzina nie powinny wychowywać mężczyzn i kobiety w tem mniemaniu, że zakochanie i związana z niem miłość cielesna tak przed, jak i po zawarciu małżeństwa jest stanem poetycznym i wzniosłym (tak jak to teraz bywa), lecz wpajać w nich przekonanie, że jest to stan poniżający.

Opinia publiczna powinna niewiarę małżeńską potępić, przynajmniej w ten sam sposób, jak każde inne oszustwo, a nie (jak obecnie) opiewać ją w romansach, pieśniach, wierszach i operach.

To jest punkt drugi.

[ 14 ]Punkt trzeci jest następujący: W naszem społeczeństwie zatracił poród, wskutek tego samego fałszywego pojęcia, złączonego z miłością cielesną, swoje właściwe znaczenie i stał się zamiast celem i usprawiedliwieniem małżeńskiego pożycia, przeszkodą do przyjemnego wykonywania wspólności miłosnej. Za poradą lekarzy rozpowszechniają się środki zapobiegawcze, odbierające kobiecie możliwość rodzenia dzieci. Doszło nawet do tego, czego przedtem nigdy nie bywało i co się do dziś dnia w patryarchalnych rodzinach włościańskich nie zdarza, że się przedłuża stosunki płciowe w czasie ciąży i kształtowania się płodu. To jest także, jak sądzę, niedobrze.

Używanie środków zapobiegających płodzeniu dzieci jest złe, po pierwsze dlatego, że uwalnia ludzi od trosk i trudów wychowania dzieci, będących pokutą za miłość cielesną, a po drugie, że równa się to czynowi najwstrętniejszemu dla sumienia ludzkiego — morderstwu. Niewstrzemięźliwość podczas ciąży i karmienia u kobiety jest szkodliwa, ponieważ niszczy jej cielesne i duchowe zalety. Z tego wynika, że nie wolno tego czynić. Aby zaś tego nie czynić, należy zrozumieć, iż wstrzemięźliwość, która jest nieodzowną koniecznością godności ludzkiej w stanie wolnym, staje się w małżeństwie jeszcze większym obowiązkiem.

To jest punkt trzeci.

[ 15 ]Punkt czwarty jest następujący: Dzieci uważane są u nas za przeszkodę w rozkoszy albo za nieszczęśliwy przypadek lub gdy już ostatecznie na świat przyjdą, za rodzaj pociechy. W wychowaniu ich zwraca się uwagę przeważnie nie na te zadania życia, jakie ma rozsądna i żywotna jednostka społeczna przed sobą, ale na sumę pociech, jaką rodzicom przysporzyć mogą. Wychowanie dzieci nie wiele się więc różni od wychowania zwierząt. Główna troska rodziców polega nie ua przygotowaniu potomstwa do użytecznej działalności, lecz na najlepszem odżywianiu (w czem wspiera rodziców fałszywa teorya medycyny), pielęgnowaniu wzrostu, czystości ciała, piękności i żołądka.

Uboższe klasy nie przestrzegają tego z powodu ubóstwa, więc nie mogą wpływać na zmianę takiego sądu.

W ten więc sposób powstaje u przepielęgnowanych dzieci, tak jak u zbytnio odżywianych zwierząt, nienaturalnie szybko rozbudzająca się i nieprzezwyciężona zmysłowość, będąca przyczyną najstraszniejszych mąk młodości.

Zbytkowne suknie, teatr, muzyka, taniec, słodkie jedzenie i cały sposób życia, począwszy od plakatów i malowideł aż do romansów, powieści i poezyi, rozpłomieniają coraz bardziej lubież, stając się powodem całego szeregu zboczeń płciowych i chorób złączonych z wiekiem mło[ 16 ]dzieńczym, przeciągających się nieraz aż do zupełnej dojrzałości.

Sądzę, że i to nie jest dobre. Powinno się więc młodzież inaczej wychowywać od zwierząt i inne wskazywać im cele, jak piękne i wytuczone ciało!

Punkt piąty jest następujący:

W naszem społeczeństwie, podnoszącem miłość między młodym mężczyzną a kobietą (wyrastającą przecież wyłącznie z popędu płciowego do godności najwyższego i pełnego poezyi stanu — co stwierdza sztuka i literatura — trwonią młodzi ludzie najbujniejszy okres życia na wyszukiwaniu przedmiotu miłości czy to w formie stosunku miłosnego, czy w postaci związku małżeńskiego... kobiety zaś i dziewczęta na zwabianiu mężczyzn do miłostek albo do małżeństwa.

Najintenzywniejsze siły ludzkie zużywają się przez to w nieproduktywnej i szkodliwej pracy. Stąd wypływają także źródła lukratywności naszej epoki, lenistwo mężczyzn i bezczelność kobiet, nie sromających się obnażać budzące zmysłowość części ciała — na obraz i podobieństwo kobiet rozwiązłych...

Jestem pewny, że i to nie jest dobre.

Nie jest dobre dlatego, że osiągnięcie spólności płciowej z przedmiotem zapałów miłosnych w małżeństwie lub poza małżeństwem, mimo wszystkie poetyczne obsłonki — jest dla ludzi niegodnym celem, tak, jak nie przystoi człowie[ 17 ]kowi rozkoszować się obfitym i wykwintnym pokarmem, jakkolwiek wielu uważa go za jedyny warunek prawdziwego zadowolenia.

Należy więc potępić traktowanie miłości cielesnej jako coś wzniosłego. Natomiast powinno się zrozumieć, że człowiek nietylko nie dojdzie do celu przez wspólność płciową z przedmiotem miłości w małżeństwie lub poza niem, czy tym celem będzie służba ludzkości, ojczyźnie, wiedzy i sztuce, nie mówiąc już o służbie Bogu, ale co więcej, że zakochanie i obcowanie miłosne utruduiają zawsze osiągnięcie celów ludzkości — chociażby nie wiem jak usiłowano wykazać w prozie i w poezyi coś wręcz przeciwnego.

To jest punkt piąty z istotnej myśli, którą chciałem wypowiedzieć i jak sądzę w mojem opowiadaniu wykazałem. Zdawało mi się, że można wprawdzie spierać się o to, w jaki sposób usunąć to zło przezemnie wskazane, nie można jednak odmówić słuszności myślom tam podniesionym.

Sądziłem, że na to każdy zgodzić się musi przedewszystkiem dlatego, że odpowiadają one w całej osnowie zarówno postępowi ludzkości, od wyuzdania ku coraz większej wstrzemięźliwości, jak też świadomości moralnej i naszemu sumieniu, które zawsze potępia rozpustę, a ceni wstrzemięźliwość, powtóre zaś dlatego, że te zasady są nieuniknionym wynikiem nauki ewangelii, jawnie przez nas wyznawanej, albo w każdym razie nie[ 18 ]świadomie uznanej za podstawę naszych wyobrażeń o obyczajności.

Jest jednak inaczej.

Nikt, co prawda, nie przeczy temu, że nie należy oddawać się rozpuście przed i po ślubie, że nie powinno się sztucznymi środkami zapobiegać porodom i dla rozkoszy dzieci płodzić, a obcowanie płciowe stawiać za cel życia — nikt także nie przeczy temu, że wstrzemięźliwość lepszą jest od rozwiązłości. Lecz mówią: »jeżeli bezżeństwo lepszem jest od małżeństwa, to jasnem jest, że powinno się to czynić, co lepsze. Przy takiem jednak postępowaniu wymiera rodzaj ludzki, więc nie można uważać tego za ideał społeczeństwa, co jest jego zniszczeniem.« Mimo to, że zniszczenie rodu ludzkiego nie jest nowem dla nas pojęciem, lecz dla wierzących, religijnym dogmatem, a dla uczonych następstwem obserwacyi oziębiania się słońca, mimo to, mieści ów zarzut w sobie wiele dawnych i rozpowszechnionych nieporozumień. Sądzi się bowiem: Z chwilą osiągnięcia ideału czystości płciowej musi ludzkość zaginąć — ergo, taki ideał jest nieprawdziwy.

Lecz mówiący w ten sposób łączą rozmyślnie albo nierozmyślnie dwa różnorodne pojęcia. Przepis lub regułę z ideałem! Czystość płciowa nie jest ani przepisem ani regułą, lecz ideałem, względnie nieodzownym warunkiem ideału.

A warunkom zaistnienia odpowiada wtedy ideał, gdy jego urzeczywistnienie tylko w idei, [ 19 ]tylko myślowo i w nieskończoność i jest możebne — jeżeli więc możliwość dojścia do niego tylko w nieskończoności przedstawić sobie można.

Gdyby ideał dał się wogóle osiągnąć, a jego urzeczywistnienie było możebne, przestałby być ideałem. I takim jest ideał Chrystusa, głoszony juź przez proroków: ideał królestwa bożego na ziemi, w którem wszyscy ludzie pouczeni przez Boga, przekują miecze na pługi, oszczepy na sierpy — gdzie jagnię ułoży się obok lwa i miłość zjednoczy wszechświat. Cała treść życia człowieka leży właśnie w tem dążeniu do ideału! To dążenie do chrześcijańskiego ideału i do czystości, będącej jego warunkiem, nietylko, że nie wyklucza możliwości rozwoju i życia, ale przeciwnie; brak tego ideału chrześcijańskiego opaźnia właśnie postęp i możliwość bytu.

Mniemanie, jakoby rodzaj ludzki musiał zaginąć wskutek ogólnego dążenia do czystości, da się porównać z innem, jeszcze i teraz często powtarzanem, że społeczeństwo musi uledz zagładzie, jeżeli zastąpi się walkę o byt przykazaniem miłości do przyjaciół i nieprzyjaciół. Takie sądy powstają tylko z nieumiejętności odróżniania tych dwóch przeciwnych rodzajów przepisów moralnych.

Zupełnie tak, jak istnieją dwa sposoby wskazywania drogi podróżnemu, podobnie można dwojako pouczyć człowieka, szukającego prawdy.

Albo opisuje mu się przedmioty, które napotka w drodze, a on oryentuje się według nich, [ 20 ]albo podaje mu się kierunek według kompasu, który ma przy sobie. Na kompasie rozpozna już podróżny kierunek drogi i wszelkie od niej zboczenia.

W nauce o obyczajności odpowiada pierwszy sposób metodzie ogólnych dogmatów, które pouczają ludzkość, co ma czynić, a czego się wystrzegać.

»Święć sabbath twój, daj się obrzezać, nie kradnij, nie pij tego, co cię czyni pijanym, nie zabijaj, oddaj dziesięcinę twego majątku biednym, umywaj i módl się pięć razy na dzień, nie zaniedbuj uczynić znaku krzyża, wieczerzaj« i t. d. Takie są zewnętrzne postanowienia bramijskiej, buddyjskiej, mahometańskiej, żydowskiej i pseudo-chrześcijańskiej nauki kościelnej.

Drugi sposób polega na metodzie wskazywania ludzkości celów nigdy nie osiągalnej doskonałości, do której człowiek odkrywa w sobie dążenie. Pokazuje mu się ideał, a on mając go przed oczami, potrafi oznaczyć stopień zboczenia, pod którym od niego się oddalił.

»Kochaj Boga z całego serca i z całej duszy, a bliźniego jak siebie samego. I bądź doskonały, tak jak twój ojciec w niebiesiech jest doskonały.«

To jest nauka Chrystusa!

Probierzem wypełniania jakichkolwiek zewnętrznych nauk jest nakrywanie się czynów z określeniami tych nauk, a to nakrywanie się jest możliwe.

[ 21 ]Probierzem wypełniania nauki Chrystusowej jest świadomość, w jakim stopniu zbacza się z drogi idealnej doskonałości (stopień zbliżenia się nie da się oznaczyć). Poznać można tylko zboczenie z drogi doskonałości.

Człowiek, uznający jakieś zewnętrzne prawo, podobien jest człowiekowi, który stoi w świetle latarni, zawieszonej na tyce. Stoi w świetle tej latarni, wokół niego jest jasno, przeto nie widzi powodu, dla któregoby miał iść dalej. Zaś człowiek wierzący w naukę Chrystusową, podobny jest do człowieka, który niesie przed sobą latarnię na bardzo długim kiju. Światło jest zawsze przed nim, skłania go ustawicznie do pochodu za sobą i otwiera przed nim coraz to nową oświetloną przestrzeń, która go pociąga.

Faryzeusz dziękuje Bogu za to, że wypełnia wszystkie przykazania — bogaty młodzieniec także wypełniał wszystko od dziecka i nie pojmuje, że mogłoby mu jeszcze czegoś braknąć. A myślą tak, bo nie mogą inaczej. Przed nimi niema nic, coby ich nawoływało do ustawicznego dążenia. Wszak dziesięcinę płacili, sabbath święcili, czcili rodziców. Wiarołomstwo, kradzież, zabójstwo — są im nie znane. Czegoż im jeszcze brak? Przeciwnie u człowieka wierzącego w Chrystusa, budzi osiągnięcie każdego stopnia doskonałości potrzebę wspięcia się na wyższy jeszcze, z którego obaczy wyższy i tak bez końca.

[ 22 ]Wyznający zakon Chrystusowy znajduje się zawsze w położeniu celnika. Czuje zawsze swoją niedoskonałość, nie widzi bowiem za sobą przestrzeni, którą już przebył, jeno drogę, którą musi iść, a której jeszcze nie odbył.

Tem różni się nauka Chrystusowa od wszystkich innych religii. A różnica ta leży nie w odmienności żądań, tylko w odmienności sposobu nauczania. Chrystus nie dawał określeń co do życia, nie ustanawiał żadnych zwyczajów, nie ustanowił też nigdy małżeństwa. Lecz ludzie nie pojmujący odrębności nauki chrześcijańskiej, przyzwyczajeni do zewnętrznych nauk, a pragnący czuć się sprawiedliwymi, sprawiedliwością faryzeusza, zrobili z religii chrześcijańskiej, na przekór jej duchowi, zewnętrzny zbiór reguł, zwany nauką chrześcijańską i tę naukę podłożyli pod prawdziwą naukę Chrystusa o ideale.

Kościelna nauka, która siebie zwie chrześcijańską, zamiast pouczyć o zastosowywaniu Chrystusowej nauki o ideale do zjawisk życiowych, ustanowiła szereg zewnętrznych postanowień i reguły, które sprzeciwiają się duchowi tego ideału. To się stało w odniesieniu do państwa, sądów, kościoła, religii, to się stało także wobec sprawy małżeństwa. Mimo to, że Chrystus nietylko nigdy instytucyi małżeństwa nie ustanowił — lecz owszem małżeństwo zaprzeczył, jeżeli się już koniecznie u niego szuka zewnętrznego określenia (»opuść swoją kobietę i idź za mną«) — kościelna nauka, [ 23 ]która siebie zwie chrześcijańską, zrobiła z małżeństwa chrześcijańską instytucyę, t. zn. ustanowiła zewnętrzne warunki, pod którymi cielesna miłość dla chrześcijanina traci pozornie piętno grzechu i staje się zupełnie uprawnioną.

Lecz w prawdziwej nauce Chrystusa niema żadnych podstaw dla instytucyi małżeństwa. I oto stało się, że ludzie tego świata opuścili jeden brzeg, a na drugim nie mogli wylądować. Z jednej strony, po szczerości, nie wierzą w kościelne uzasadnienie małżeństwa, czując, że ta instytucya nie ma żadnej podstawy w nauce Chrystusowej, a z drugiej strony, nie widząc przed sobą ideału Chrystusa: dążenia do doskonałej czystości, zostają w zapatrywaniu na małżeństwo bez jakiejkolwiek kierownicy. Tem się tłómaczy ów przedewszystkiem dziwny fakt, że u żydów, mahometan, lamaistów i wyznawców innych religii, posiadających dokładne reguły życia małżeńskiego, pierwiastek rodzinny i wierność małżeńska są silniejsze, niż u tak zwanych chrześcijan, mimo, że tamte wyznania stoją o wiele niżej od chrystyanizmu.

U nich istnieją ustalone zwyczaje, jak: konkubinat, wielożeństwo i wielomęstwo, które są ściśle określone. Zaś u nas panuje zupełna rozwiązłość: konkubinat obok polygamii i polyandrii. Nie podlegają one żadnym określeniom, a kryją się tylko za cieniem rzekomej i urojonej monogamii. Tylko dlatego, że wobec pewnej części [ 24 ]kojarzących się płciowo, kapłani podejmują za pieniądze ceremonie, zwane kościelnym ślubem, wierzą ludzie naszego świata z naiwności lub z świętoszkostwa, że żyją w jednożeństwie.

Chrześcijańskie małżeństwo nie jest możliwe i nigdy go nie było, tak, jak nie może być i nie było nigdy chrześcijańskiego nabożeństwa, (Mat. VI, 5—12, Jan IV, 21) jak nie było chrześcijańskich nauczycieli i ojców kościoła (Mat. XXIII) albo chrześcijańskiej własności, chrześcijańskiego wojska, chrześcijańskich sądów i chrześcijańskiego państwa.

Tak pojmowali zawsze te rzeczy chrześcijanie pierwszych i następnych wieków.

Ideałem chrześcijanina jest miłość ku Bogu i swemu bliźniemu, jest wyzbywanie się siebie samego w służbie Bogu albo bliźniemu. Zaś miłość cielesna lub małżeństwo jest tylko służbą sobie i przeto jest przeszkodą w służeniu Bogu i ludziom, a ze stanowiska chrześcijańskiego: moralnym upadkiem, grzechem.

Ożenienie się nie może nam pomódz w służbie Bogu i ludziom nawet wtenczas, gdyby pobierający się mieli za cel rozpładzanie rodzaju ludzkiego. Dla tych ludzi byłoby daleko prostszem, zamiast zawierać małżeństwa i płodzić dzieci, zachowywać i ocalać życie owych milionów dzieci, które wokół nas giną nie z powodu braku pokarmu duchowego, lecz wprost cielesnego.

[ 25 ]Tylko wtenczas mógłby chrześcijanin zawrzeć małżeństwo bez świadomości, że popada w grzech, gdyby widział albo wiedział, że życie wszystkich dzieci jest zabezpieczone. Wolno nie przyjąć nauki Chrystusowej, nauki, która wypełnia całe nasze życie i na której podwalinach spoczywa cała nasza moralność, ale gdy się tę naukę już raz przyjmuje, nie można zaprzeczać, że wskazuje nam ideał doskonałej czystości.

Przecie w ewangelii jasno i bez możności dwojakiego tłómaczenia powiedziano: że żonaty mężczyzna nie śmie się rozwodzić ze swą żoną, ażeby inną pojąć, że winien jest żyć z tą, z którą się raz połączył (Mat. V, 31 ; 32, XIX, 8), powtóre, że jest grzechem, jeśli mężczyzna, czy to żonaty, czy nieżonaty, na kobietę spogląda, jak na przedmiot użycia (Mat. 28—29), a po trzecie, że dla nieżonatego mężczyzny jest lepiej, gdy się nie żeni, t. zn. zostaje czystym (żyje w czystości). {Mat. XIX. 10—12).

Wielu, bardzo wielu, wydadzą się te myśli dziwnemi i sprzecznemi. Są one istotnie sprzeczne, ale nie ze sobą, tylko z całem naszem życiem i to jest przyczyną, dla której mimowoli powstają wątpliwości. Po czyjej stronie słuszność? Po stronie tych myśli, czy życia tysięcy ludzi i mojego życia? Toż samo uczucie miałem i ja i to w najwyższym stopniu, gdym przyszedł do przekonania, które teraz wypowiadam. Absolutnie nie spodziewałem się, że łańcuch mych myśli doprowadzi mnie dotąd, [ 26 ]dokąd doprowadził. Bałem się swoich wniosków, nie chciałem im wierzyć, ale to było niemożliwe. I chociaż te wnioski są tak bardzo sprzeczne z całokształtem naszego życia, chociaż sprzeciwiają się temu, com przedtem myślał, a nawet wypowiadał, musiałem je uznać. »Ależ to są zapatrywania ogólne, które może są słuszne, lecz odnoszą się tylko do nauki Chrystusowej i obowiązują tylko tych, którzy tę naukę uznają. Życie zostaje życiem i nie uchodzi zostawiać ludzi wobec jednej z najbardziej palących, najogólniejszych i największe nieszczęścia powodujących kwestyi bez wszelkiego pouczenia, jedynie z tym ideałem. Młody, namiętny człowiek daje się przez jakiś czas porywać ideałowi, ale nie wytrzyma, runie, i nie mając żadnej wytycznej ani uznając jej, musi zupełnie popaść w występek«.

Tak się zazwyczaj myśli.

Ideał Chrystusa jest nie do osiągnięcia, przeto nie może nam służyć jako wytyczna; można o tym ideale mówić, śnić, ale do życia zastosować on się nie da, przeto musimy z niego zrezygnować. Nie potrzebujemy ideału, tylko reguły, kierunkowej, któraby odpowiadała przeciętnemu poziomowi moralnych sił naszego społeczeństwa. Potrzebne nam szanowne, kościelne małżeństwo albo może i nie całkiem szanowne, przy którem jedna część żeniących się, tak jak u nas mężczyzna, już z wielu kobietami przedtem miał stosunek — albo małżeństwo z możliwością rozwodu, albo [ 27 ]ślub cywilny albo (jeśli się dalej pójdzie tą drogą) n. p. japońskie małżeństwo na pewien czas. — No, a czemużby też nie pójść o krok dalej: do domów publicznych? Mówi się przecie, że to lepsze, niż nieobyczajność na ulicy.

To właśnie jest nieszczęściem, że gdy się pozwoli sobie wskutek słabości raz obniżyć ideał, to potem nie może się już znaleźć punktu oparcia.

Lecz całe to rozumowanie jest od samego początku niesłuszne. Po pierwsze nie jest słusznem, że ideał nieskończonego doskonalenia się nie może służyć życiu jako wytyczna, że trzeba koniecznie, patrząc nań, ręce opuścić i powiedzieć sobie: nie potrzebuję go, skoro nie jest osiągalny, lub z drugiej strony ideał ściągać aż do stopnia, na którym może się ostać nasza słabość.

Tak myśleć, byłoby to postępować tak samo, jak marynarz, który sobie powiada: skoro nie mogę iść za linią, którą mi wskazuje kompas, wyrzucę go, albo przestanę nań zważać, t. j. odtrącę ideał. Albo : wskazówkę kompasu tak umocuję, że jej kierunek będzie odpowiadał w sam raz biegowi mego okrętu w danym wypadku, t. zn. ściągnę ideał na poziom swojej niemocy.

Ideał, który nam Chrystus dał, nie jest sennem marzeniem, ni też przedmiotem retorycznych kazań, jeno jest najkonieczniejszym, dla wszystkich widzialnym drogowskazem do życia cnotliwego, tak jak kompas jest przyrządem dla marynarzy przystępnym i koniecznym. W jakiem[ 28 ]kolwiek położeniu znalazłby się człowiek, wystarczy mu ideał Chrystusowy, da mu zawsze rzetelną wskazówkę, co czynić należy, a czego nie należy. Ale trzeba istotnie wierzyć w tę naukę, jedynie w tę naukę — i przestać wierzyć we wszystkie inne, tak jak żeglarz musi zawierzyć kompasowi i przestać patrzeć na to, co widzi po obu stronach swej drogi i według tego się kierować. Koniecznie trzeba umieć kierować się wedle nauki Chrystusowej, tak jak trzeba umieć kierować się kompasem. A głównym tego celu warunkiem jest zrozumienie swego położenia, mianowicie trzeba koniecznie nauczyć się odważnego i dokładnego sprawdzania, o ile się zboczyło od kierunku, wskazanego przez ideał.

Na jakimkolwiek stopniu człowiek stoi, zawsze jest w stanie zbliżyć się do tego ideału i nie masz dlań położenia, w któremby mógł powiedzieć, że już osiągnął go i nie może dążyć do większego jeszcze zbliżenia się. Tak ma się rzecz z dążeniem człowieka do chrześcijańskiego ideału w ogólności, a w szczególe, do ideału czystości. Jeżeli, mając na oku kwestyę płciową, uprzytomnimy sobie wszystkie możliwe położenia ludzi od niewinności dziecka aż do małżeństwa, w którem się wstrzemięźliwości nie przestrzega, to zobaczymy, że nauka Chrystusowa i postawiony przez nią ideał, będą zawsze na każdym stopniu między tymi dwoma etapami służyły za jasną i ściśle oznaczoną [ 29 ]wskazówkę, co człowiek na każdym z tych stopni powinien czynić, a czego nie powinien.

Co powinien czynić czysty młodzieniec, co czysta dziewica? Powinni zostawać czystymi wobec pokus i dążyć do coraz to większej czystości w myślach i pragnieniach, ażeby byli w stanie wszystkie swoje siły poświęcić służbie Bogu i ludziom.

Co powinni czynić młodzieniec albo dziewica, kiedy ulegli pokusom i są pełni snów o miłości bez przedmiotu, lub ku jakiejś osobie i utracili wskutek tego możność służenia Bogu i ludziom?

Zupełnie to samo. Powinni się strzedz przed nowym upadkiem, wiedząc, że on nie może ich ocalić przed pokusą, że owszem, jeszcze ją wzmocni. Powinni zawsze w równy sposób dążyć do coraz to większej czystości, ażeby mogli coraz to lepiej służyć Bogu i ludziom.

Co winni robić ludzie, którzy ulegli we walce ze sobą?

Powinni na swój moralny upadek patrzeć nie jak na dozwoloną rozkosz, jak to się teraz nań patrzy, teraz, kiedy go jeszcze ceremonia ślubu usprawiedliwia. Nie powinni go też uważać za przypadkową przyjemność, którąby wolno powtarzać z innymi ludźmi, ni też patrzeć nań, jak na nieszczęście, kiedy zgrzeszą z kobietą niżej od siebie stojącą i to bez wszelkich ceremonii, tylko trzeba pierwszy płciowy upadek [ 30 ]uważać za jedyny w życiu i za zawarcie nierozerwalnego związku małżeńskiego.

Wstąpienie w pożycie małżeńskie zakreśla małżonkom przez wynikającą z tego pożycia konsekwencyę — rodzenie dzieci — nowy i to bardziej ograniczony sposób służenia Bogu i ludziom. Aż do czasu małżeństwa mógł człowiek bezpośrednio i w najrozmaitszy sposób służyć Bogu i swoim bliźnim. Lecz ożenienie się ogranicza jego pole działania i żąda odeń wychowywania i nauczania potomków, przyszłych sług Boga i ludzi.

Co ma czynić mężczyzna lub niewiasta, żyjący w małżeństwie i służący Bogu i ludziom w ograniczonym zakresie, ażeby skutecznie i zbawiennie kierowali duchowem i fizycznem wychowaniem dzieci?

Znowu to samo: powinni wspólnie dążyć do uwolnienia się od pokus, do wewnętrznego oczyszczenia i do odsunięcia grzechu przez wynagrodzenie stosunków, przeszkadzających im w służeniu Bogu i ludziom, wszelkim możliwym sposobem, przez wynagradzanie miłości zmysłowej, czystym stosunkiem brata do siostry.

I dlatego nie jest prawdą, że nie możemy się kierować wedle ideału Chrystusowego, bo jest za wysoki, za doskonały, dla nas niedostępny. Tylko dlatego nie możemy się kierować wedle tego ideału, że sami sobie kłamiemy, sami siebie oszukujemy.

[ 31 ]Mówiąc bowiem, że potrzebujemy reguł, które ; są łatwiejsze do spełnienia, niż ideał Chrystusa, gdyż w przeciwnym razie, dalecy od osiągnięcia ideału Chrystusowego, popadlibyśmy w występek, nie twierdzimy temsamem, że ideał Chrystusa jest dla nas za wysoki, tylko, że w ten ideał nie wierzymy i nie chcemy według niego postępować. Mówiąc, że popadamy w jarzmo występku, raz upadłszy, twierdzimy tylko to, o czem powyżej rozstrzygnięto: że zjednoczenie się z kobietą społecznie niższą nie jest grzechem, tylko przyjemnością, której nie jesteśmy obowiązani naprawiać przez tak zwane małżeństwo. Gdybyśmy zaś przeciwnie uznawali, że upadek moralny jest grzechem i może być okupionym tylko nierozerwalnością małżeństwa, jak również całą działalnością, która jest związana z wychowywaniem dzieci spłodzonych w małżeństwie, wówczas w oczach naszych nie mogłaby utrata niewinności nigdy być przyczyną popadnięcia w jarzmo występku.

Toż to byłoby prawie tak samo, jak gdyby wieśniak chciał wobec niezeszłego zasiewu powiedzieć, że tu zasiewu nie było, a tylko twierdził, przechodząc do drugiego kawałka roli, że tam zasiał, gdzie zasiew wzeszedł. Jasne jest, że taki człowiek zmarnuje wiele pola i nasienia, a nie nauczy się nigdy siać. Uczyńcie tylko z czystości ideał, wyznajcie tylko raz, że każde zjednoczenie się płciowe, ktokolwiek je spowoduje i z kimkolwiek je spełni, musi być uważane za pierwsze, [ 32 ]jedyne i nierozerwalne małżeństwo na całe życie, a okaże się, że nauka, którą nam dał Chrystus, nietylko zupełnie wystarcza, lecz jest jedynie możliwą.

»Człowiek jest słaby, trzeba nań nakładać obowiązki, odpowiadające jego siłom«. Tak mówią ludzie. To jest tak samo, jakby się chciało powiedzieć: »moje ręce są za słabe, nie zdołam nakreślić linii prostej, t. j. takiej, któraby między dwoma punktami była najkrótszą, przeto chcąc nakreślić linię prostą, dla ułatwienia sobie rzeczy, wezmę za wzór linię krzywą lub złamaną. Nie! Im słabszą jest moja ręka, tem doskonalszego potrzebuję wzoru!

Nie uchodzi to, nauczywszy się już raz chrześcijańskiej nauki o ideale, tak postępować, jak gdyby się tego ideału nie znało, nie godzi się zastępować go zewnętrznymi nakazami. Chrześcijańska nauka o ideale została ludzkości objawioną dlatego, że ona może się w swoim obecnym wieku według niego kierować. Ludzkość wyszła właśnie z okresu zewnętrznych religijnych praw i nikt już w nie nie wierzy.

Chrześcijańska nauka o ideale jest jedyną, która może ludzkością kierować. Nie godzi się i nie wolno ideału Chrystusowego zastępować zewnętrznemi regułami. Trzeba stanowczo ten ideał utrzymać w zupełnej czystości i przedewszystkiem mocno weń wierzyć.

[ 33 ]Człowiekowi żeglującemu w pobliżu brzegu, można jeszcze powiedzieć: kieruj się według tego wzniesienia, owego cypla, owej wieży i t. d. Lecz kiedyś nadejdzie czas, w którym żeglarze oddalą się od brzegu i tylko niedosiężne gwiazdy i kompas będą im mogły służyć do kierowania się. A dano nam gwiazdy i kompas.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false


  1. Tołstoj: »Sonata Kreuzerowska«. Tłumaczył Z. Ponian. Nakład Księgarni Polskiej.