Biała chorągiew

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Leopold Staff
Tytuł Biała chorągiew
Pochodzenie Tęcza łez i krwi
Data wydania 1921
Wydawnictwo Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska“
Druk Zakłady Graficzne „Bibljoteki Polskiej“ w Bydgoszczy
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cały tomik
Indeks stron
[ 43 ]
BIAŁA CHORĄGIEW



[ 45 ]

Od długich, ciężkich dni
Miasto bogate, dorodne, spokojne,
Jakby pod gniotem strasznej zmory śni:
Przeżywa Wojnę!

Siedlisko — wczoraj jeszcze — dobrobytu,
Przemysłu, sztuki, w radości rozkwitu,
Zmienione dziś nie do poznania
I nie do wiary,
Nowe oblicze odsłania:
Jedne koszary!
Place, plantacje, ulice
Jawią piechotę, konnicę,
Sztandary, lance, bagnety,
Działa, furgony chyże...
Gmachy zmienione w lazarety,
Na nich Czerwone Krzyże...
Równe rzędy kamienic, jak w szyku żołnierze,
Jeżą, niby broń, ostre swe szczyty i wieże.


[ 46 ]

Miasto z trzech stron oblężone,
Ściskane coraz ciaśniejszym pierścieniem,
Zdane na twardą obronę,
Tłumionem drży przerażeniem.
Za widnokręgu wysunięte krańce.

Zaciekle bronią go szańce
I z dali co dnia,
Jako psów nawała,
Co od obcego strzeże wsi przychodnia,
Szczekają działa.

Widziane z szczytów wież,
Na nieboskłonie całym wzwyż i wszerz
Dymu czarnego całuny,
A nocą łuny.

W kościołach ciżba, natłok szary
Kaja się grzechów swojego żywota,
Bije się w skrusze w piersi: moja wina!
I prosi odwrócenia kary
I przykazania przypomina.
Tłum bogobojny składa wota
I w zmiłowanie niebios wierzy
I daje na msze, na ornaty,
Na świece zdobne w sztuczne kwiaty
I krzyżem przed ołtarzem leży.
Przyzywa Boga każda dusza,

[ 47 ]

Modlitwą błaga, zaklina, wymusza
Łaskę zbawienia od przemocy zbrojnej,
Od powietrza, głodu, ognia i wojny!

Po domach cisza...
Każdy kogoś traci,
Powszedniej doli swojej towarzysza:
Ojca, lub syna, lub braci,
A Bóg wie, czy im wrócić dadzą nieba.
I pozostali dumają w żałości...
Ale żyć trzeba:
Zaprowadzają ścisłe oszczędności
I na niepewne, na najcięższe czasy,
Gromadzą z troską zapasy.

Warsztaty stoją pustką: głusza, zastój...
Sam jeden sobie, stary majstrze, piastuj
Narzędzia swego rzemiosła!
Burza uniosła
Z sobą twą czeladź...
Z pustego w próżne trudno przelać.

Jak pracom, tak zabawom kres...
Ustały rojne widowiska,
W powodzi trosk i łez,
Które ból z oczu wyciska.

[ 48 ]

Jakby wymiotły cztery wiatry,
Puste widownie i teatry....
Krwawy Los daje dziś igrzyska!

Szeregiem ustalone lat,
Życie wzburzone ode dna.
Codzienny przewrócony ład,
Człek wytrącony z nawyku kolei.
Niechęć do zajęć swych bezwiedna
Podnieca niecierpliwą drżączkę.
Przypływ i odpływ trwóg, nadziei
Syci niepewność i gorączkę.
Nikt się domowych spraw nie ima,
Co było trybem życia, znikło...
Miasto się trzyma —
I przywykło.

Każdy wypadki wietrzy, chwyta, śledzi...
Nikt w domu nie usiedzi.
W ulicach kupią się rzesze,
W mig rozchwytują najświeższe depesze.
Co, jak gołębie białe z nowiną,
Krążą z rąk do rąk i w tłumie giną,
Zgniecione na ziem padają, póki
Stopy nie wdepcą ich w bruki.


[ 49 ]

Tłum kłębi się przewałem czarniawej lawiny,
Oblega sklepów i księgarń witryny,
Kędy na mapach barwne chorągiewki
Znaczą ostatnie ruchy wrogich armji
I zapał krewki
Żywymi spory karmi.

Choć prze wciąż wyżej grozy fala.
Opór podnieca i zapala.
Niepokój, krzywda, strata wzmaga
Nienawiść... Dźwiga się odwaga...
Miasto zacina się w swej duszy,
Rośnie zuchwałość w niem, hardzizna;
Nic go nie ugnie, nic nie skruszy,
Ni brak żywności, ni drożyzna,
Klnie niedowiarki, gromi sobki:
„Bierz czart wygody i zarobki!“
Najazd oburza!
Mściwość gniew jątrzy i podwaja,
Zgiełk, tętent, turkot zamętem upaja,
Huk oszałamia i odurza...
Dusza odwetem płonie zbrojna:
Więc Wojna!

A o potędze jej grozy
I o ofiarach świadczą nieustannych
Ciągnące gęsto sanitarne wozy,

[ 50 ]

Wiozące rannych —
I wśród gonitwy wściekłej, oszalałej,
Raz wraz pędzące na miasta obwody,
Z przeraźliwymi, dzikimi sygnały,
Wojskowe samochody.

Aż oto pewnego rana
Pierwszych przechodniów zdumieniem uderza
Najgłębsza zmiana!
Oko samemu sobie nie dowierza:
Miasto jak gdyby wymarło,
W ulicach cisza śmiertelna...
Nigdzie żołnierza...
Dział ani słychu... Coś ściska za gardło...
Myśl, od radości tajnej nierozdzielna,
Odurza, jak haust wina...
Chwila jedyna!
Niema jarzma! Wreszcie!...
Górne, niechwytne nadzieje!
Ulga niezmierna i nowość!

Myśl przytomnieje...
W powietrzu jakaś dziwna tymczasowość...
Nieuprzątnięte place w mieście,
Ulice pełne śmieci, prochu...
Jakieś wzruszenie, wiew popłochu
Przestrzeń przenika...
Dostać języka!


[ 51 ]

Znikły powozy i dorożki...
Na progach domów kobiety,
Służące, strużki,
Szepcą nowiny...
Opodal sklepów spuszczane rolety
Chrzęszczą, jak salwą karabiny
I w ślad zatrzaskiwane bramy
Napiętą rozbijają ciszę...

Na rogach ulic z odezwą afisze:
Ludność oddana sobie samej...
Cofnięto z miasta wojsko w nocy
Wskutek przewagi i przemocy
Sił oblężniczych... Serce staje...
Gród się poddaje!!

Z jasnego nieba grom uderza!
Wieść błyskawicą się rozszerza!!
Bolesna wieść!
Dotkliwy zgrzyt!
Gród traci starą cześć!
Gród traci wstyd,
Jakby upadła niewiasta!

Odwieczna dusza miasta,
Co miała przeszłość pełną chwały,
Urągająca w swej dumie czasowi,

[ 52 ]

Zraniona w swojej godności wspaniałej:
O sobie nie stanowi!
W samopoczuciu sobą władne,
Miasto bezsilne dziś, bezradne!
Zgwałcone w swojej woli.
Pośród upokorzenia mąk,
Spada do sprzętu roli,
Przechodzi z rąk do rąk!


Ludność bez władzy i opieki,
W trwodze i niepokoju...
Jawią się jakieś włóczęgi, kaleki
Dwuznaczne, o nieznanej twarzy...
Więzienia zostały bez straży...
Lud lęka się gwałtów, rozboju...
Rodzą się podejrzenia zdrady,
Spisków uknutych w tajnej zmowie,
Poszepty czarne, głosy krucze...


Naprzeciw wyjechali już miasta ojcowie,
By wejść w układy,
Wręczyć grodu klucze...
Mają być wzięte z miasta zakładniki...
Wydano rozkaz na wolę-niewolę,
Zabić strychowe okna i dymniki...
Wnet wkroczą pierwsze patrole!

[ 53 ]

„Ku hańbie przypominać ten dzień będą wnuki!“
Twarze mieszkańców nieme, przybite, zgnębione
Serca w bezsilnym swoim buncie poniżone,
Dusze zdeptane, szare i głuche, jak bruki.

A w górze, w górze na szczycie ratusza,
Błyska pod niebem zatknięta
Chorągiew biała, na te krwawe święta
Niezaszczytnego boju!
Oto, jak miasta dusza,
Wiotka i chwiejna powiewa!
Zda się, gołąb pokoju
Ostatni odlata!
Nad tonącym okrętem unosi się mewa!

Nie! W wietrze, co dziś wieje duchem czasu z świata,
Ta chorągiew wzniesiona na najwyższe ostrze,
Gdy na błękitach powiew ją rozpostrze,
Jest — na okole zewsząd widna całe —
Jako w dziennikach owo „miejsce białe“,
Co, świecąc plamą, myśli wyjawić niezdolną,
Jest tem najwymowniejsze, czego rzec niewolno...




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false