Spowiedź Napoleona

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Krasiński
Tytuł Spowiedź Napoleona
Pochodzenie Pisma Zygmunta Krasińskiego
Wydawca Karol Miarka
Data powstania 1830-06-27
Data wydania 1912
Druk Karol Miarka
Miejsce wyd. Mikołów; Częstochowa
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cały tom V
Download as: Pobierz Cały tom V jako ePub Pobierz Cały tom V jako PDF Pobierz Cały tom V jako MOBI
Indeks stron
[ 139 ]
SPOWIEDŹ NAPOLEONA.

 Kometa wstrząsał płomienistą grzywą, dążąc po niebie zwrotnikowem, i wśród złowrogiej ciszy nocnej rzucał krwawe odblaski na ściany domu, w którym przez otwarte okno widać było ciasny pokój w świetle bladej i drżącej pochodni. Tam jakiś człowiek czarno ubrany z krzyżem na piersi, sam, gorąco się modlił. Twarz jego ku niebu zwrócona, zdawała się błagać o natchnienie i o siły, wyższe niż ziemskie, bo zadanie, które miał spełnić, dziwne było i nadludzkie. Jałowe wirchy zasłaniały mu widok; lecz opodal słychać było ciągłą walkę morza z nadbrzeżnemi skałami, a ten szmer niewyraźny, wspaniały i jednostajny, dostrajał się dobrze do poważnych myśli, zwróconych ku celowi, który pomimo, że blizki, niemniej był wielki.
 Chwil kilka zeszło mu w tem rozmyślaniu i zachwyceniu. Potem poszedł w róg pokoju, wziął stamtąd kilka odłamków marmuru, ustawił jedne przy drugich i pokrywszy białem jak śnieg płótnem, postawił na nich złoty krucyfiks, a tuż obok błyszczący kielich, w którym spoczywała hostya poświęcona. Potem zapalił dwie świece i umieścił je po obu stronach ołtarza. We wszystkich jego ruchach znać było powagę prawie tajemniczą i namaszczenie pochodzące z wielkiej czci dla Boga — a może jeszcze i dla kogoś, co nie był niczem więcej tylko stworzeniem Boga.
 Ukończywszy wszystkie te przygotowania, zawołał głosem nizkim a skupionym, i czekał długo, bez ruchu, bez słowa, jak gdyby czuł, że nawet w tej [ 140 ]chwili, kiedy był przedstawicielem Wszechmocnego na ziemi, nie miał prawa ani mocy rozkazywać temu, kogo wzywał. Wreszcie w głębi pokoju podniosła się szybko zasłona i natychmiast opadła, przepuszczając człowieka średniego wzrostu, który zbliżył się zwolna i skrzyżowawszy ręce na szerokiej piersi, rzucił wokoło wzrokiem orła, szybującego ku słońcu wśród burzy i gromów. Obszerny płaszcz wojskowy okrywał jego postać trochę pochyloną. Rysy nacechowane piętnem geniuszu miały w sobie coś tak wzniosłego, iż niepodobna było patrzeć na nie bez dreszczu uwielbienia. Prawda, że męską ich piękność przyćmiewała obecnie bladość śmiertelna, ujawniająca udręczenie, które ukrywał z nieposkromioną a wspaniałą dumą w głębi swej piersi. Wyraz jego czoła miał jednak tyle wielkości, żeby chciało dopatrzyć się w niej odblasków chwały Bożej. Wreszcie fizyognomii widać było osłabienie, spowodowane okrutną chorobą. Czarne włosy przyprószył już szron cierpienia, a choć nieznajomy był jeszcze w sile wieku i czynu, kolana jego zdawały się giąć ku ziemi. Głębokie zmarszczki krzyżowały się na jego twarzy, na której występowały już złowieszcze oznaki śmierci, zbliżającej się ku niemu po łup najwspanialszy, jaki kiedykolwiek z tego zabrał świata.
 Spojrzał naprzód bystro na kapłana i na ołtarz; żadne wzruszenie nie odbiło się na jego twarzy prócz kurczowego skrzywienia, wywołanego gwałtownym bólem, który mu piersi szarpał. Po chwili ogień, tryskający mu z oczu, złagodniał, rzekłbyś jakieś wspomnienia dzieciństwa dawno zapomniane zbierały się wokoło jego serca; spuścił głowę i zdawał się rozmyślać podobnie jak niegdyś przemyśliwał nad zagładą jakiegoś państwa lub narodzeniem narodu. A teraz cofał się myślą w przeszłość, wzrokiem duszy widział swe sztandary, powiewające nad grodami ukorzonymi u jego stóp i hufce swe, napełniające [ 141 ]świat okrzykiem wojennym i chwałą jego imienia. Wszystkie wielkie czyny przesunęły mu się w myśli, a przypominał je obecnie tylko po to, aby je wyznać przed tym, który zastępował Boga na ziemi; i wtedy pełen tego, co już minęło, piękny rezygnacją i nadzieją podwójnej swej nieśmiertelności: tej, którą osiągnął już na ziemi — wspomnienie z niej tylko pozostało — i tej, którą niezadługo miał osiągnąć tam w górze — przeczucie mu to mówiło — zbliżył się do pomazańca Pańskiego.
 „Synu, ukorz się w prochu na kolanach!“ Na te słowa zmarszczył i podniósł czoło, jak w chwilach swojej potęgi; uczynił to raczej z przyzwyczajenia, niż z przekonania, gdyż od wielu, wielu lat żaden język śmiertelny nie odzywał się do niego w te słowa i nikt się do niego tak nie zbliżał.
 „W Imię Boże, uklęknij synu!“ Wtedy dopiero, jak gdyby ulegając jedynie wielkości Przedwiecznego, zgiął kolana i zaczął wyznanie grzechów swych głosem głuchym, lecz pewnym:

SPOWIEDŹ.

 „Gdy wzrokiem sięgam w swoje ubiegłe życie, widzę niby ocean wspaniałości; ogromny bez brzegów i granic. Od pewnego czasu usiłowałem zmierzyć jego głębie i rozmyślać nad każdą z tych fal, które teraz wezbrać mają z mego serca i popłynąć przed tron Tego, który źródło ich we mnie zamknął. Czuję po bólach rozrywających pierś mą, że śmierć niedaleka, chciałem więc, zanim wionie na mnie lodowatem tchnieniem, wypełnić obowiązek, nakazany nam przez religię, której ruiny uprzątnąłem, a odbudowałem świątynie. Myśli me w tej chwili są jasne, stałe i pewne. Umysł nie uległ jeszcze osłabieniu ciała. Zaczynam. Posłuchaj:
 „Zażądałem usługi twego urzędu z przekonania, a obawa dziecinna nie miała z tem nic wspólnego. [ 142 ]Wyzywać Boga może tylko szaleniec! Dźwiga się zaś z wiarą ku niemu dusza wyniosła względem ludzi, lecz pojmująca Wieczność. Księże, ja nie drżę wcale, teraz gdy widzę kres swój o kilka kroków. Miałem czas zastanowić się. Nie kula odbierze mi życie uderzeniem gromu, lecz długie i bolesne konanie, a nie drżę: bo Bóg nie jest niedobry. Skruszy tylko powłokę swego narzędzia, dusza pozostanie. A Bóg czas jakiś posługiwał się mojem ramieniem i słowem. Jeżelim zboczył z dróg Jego, potrzebuję przebaczenia: proszę, błagam Go o miłosierdzie; lecz nie cofam się przed Jego sprawiedliwością. Wznosiłem Mu na ziemi ołtarze i służyłem nieraz lepiej, niż wielu z jego kapłanów. Byłem arcykapłanem, rozdmuchującym iskry przygasłe w popiele. Z nich buchnął teraz płomień żywy i jasny. Mam nadzieję, że światłością swoją poprowadzi mię przed tron Najwyższego.
 „Nie potrzebuję opowiadać ci swoich dziejów: znasz je równie dobrze jak świat cały. Lecz nikt nie zna dziejów mej duszy... A o te jedynie chodzi w tej chwili.
 „Księże, ja wątpiłem o Bogu, wyznaję swoją winę. Zdawało mi się, że bogiem ziemskim będąc, mogę zapomnieć o wszechświatowym, lecz to trwało krótko i wciskało się do mej duszy tylko chwilami. W młodości klękałem w kaplicy wsi rodzinnej; lecz modliłem się tylko duchem, nie wargami, i z pogardą odrzucałem książkę do nabożeństwa. Później dostałem się pomiędzy ludzi, którzy usiłowali nie wierzyć w Boga, lecz nigdy nie poszedłem pospolitą drogą swoich bliźnich i nie wyparłem się swego Stwórcy. Nieśmiertelność duszy, dogmat dla innych, dla mnie była uczuciem. Od kolebki prawie czułem, iż nie mogę umrzeć; gwiazda moja wkrótce przyćmiła światło słoneczne, — tak, gwiazda moja księże, bo wielka dusza warta tyle, co bryła materyi, a jeżeli Bóg może ożywić jedną, może także stworzyć i drugą w tym [ 143 ]samym czasie. A Stwórca przeznaczył mię, bym panował nad światem i grób swój znalazł na wyspie odludnej. I oto dlatego hołd Mu swój składam w chwili spełnienia ostatniej Jego woli.
 „W koronie mej stopiły się dyademy królów i książąt. Panowałem — zwano mię tyranem — lecz imię to skona na ustach tych, którzy je wyrzekli pierwsi, a potomność nie wiedząc co z niem uczynić, na zawsze je odrzuci. Oskarżono mię o przelanie krwi młodzieńca odważnego[1], który padł w wiośnie życia: jeżeli ją przelałem, ty księże nie możesz jej zmazać. Jeżeli nie, nie jestem winnym. Sąd Boży niedaleki... niebawem wszystko się wyjaśni.
 „Serce moje z gliny, podobnie jak i serca innych synów ziemi, a pycha często się w nie wciska. Zapominałem czasami, iż byłem tylko środkiem, a pochlebiałem sobie, że jestem samą zasadą i przyczyną. Księże, wyznaję winę.
 „Nienawidziłem ludów całych, nigdy jednostek, a jeżeli władza moja była despotyczna, to wymagały tego: czas, ludzie i okoliczności. Nie szukałem zemsty, byłem zbyt wiele wyższy od tych, na których mogłem ją wywierać. Przebaczałem często. Nie wspominam o tem dla chwalby, ani przez dumę, lecz Bóg nie może żądać, by dusza nie znała swej wartości. Mam ci opowiedzieć wszystko, czem byłem i niczego nie ukrywać: oto dobre, oto masz i złe.
 „A jeśli w wyznaniach moich nie widzisz dość pokory, wytłómaczę ci, czemu tak jest. Serce moje w innej ulano formie, niż serca reszty ludzi, a namiętności jego nie były namiętnościami reszty świata. Niezadługo stanę przed Sędzią; lecz wierząc w jego dobroć i poddając się jego wyrokom, nie chcę zasłaniać się tarczą słabości. Są dusze zdolne do rezygnacyi, które jednak nigdy nie uczuwają przerażenia. Niema, niczego na święcie, coby mi oblicze bladością mogło pokryć. Bóg dał mi tę energię. Porzucić ją, [ 144 ]wtedy, kiedy się do Niego zbliżam, byłoby nie oddać Mu hołdu należytego. Pełen jestem czci świętej dla Jego wielkości i majestatu, lecz wielbić Go i chwały jego głosić nie będę z odwróconemi oczyma.“
 Tu mówiący zatrzymał się, bo głosu mu brakło, a ból rozpostarł cień posępny na jego twarzy, oddech krótki i przerywany pierś mu męczył. Chwil kilka musiał odpocząć, poczem klękając znowu, mówił dalej:
 „Rzadko podnosiłem do ust kielich rozkoszy i wtedy zaledwie go dotykałem ustami; ciało moje było słabe, i dusza wstydzić się za nie będzie; to jest moją karą. Być może, wyznaję winę.
 „Nie ścigałem zawzięcie tych, co mi krzywdę czynili, a łaskawość moja wynikała raczej z serca, niż z polityki. Lubiłem patrzeć na śmierć wrogów mych na polu bitwy, nigdy na rusztowaniu. Sztylet, ani trucizna nie miały mocy nade mną i kilkakrotnie rzekłem do swoich morderców: odejdźcie w pokoju!
 „Księże, często poświęcałem sławie swej życie bliźnich i w tem właśnie zeszedłem z drogi wytkniętej mi przez Wszechmocnego. Przeznaczeniem mem było panowanie, nie sława. Każdy jej promień, który sobie przywłaszczałem, był kradzieżą, w Niebie popełnioną. I wysyłałem hufce całe i liczne armie, by zcinały wawrzyny, którymi czoło wieńczyłem; a te zastępy nigdy nie powróciły. Księże, wyznaję winę: życie mnóstwa ludzi było dla mnie drobnostką.
 „Przypisywano mi zamiary, które nigdy nie powstały w moim umyśle. Mówiono, że ramię moje przysposabiało kajdany dla ludzkości i że ujarzmianie było treścią mego życia. Dusza moja nigdy nie zatraciła zupełnie obrazu swego Stwórcy. Nie zapomniała więc nigdy czem jest wolność. Tron mój był koniecznem ogniwem w łańcuchu wypadków. Ogniwo błyszczeć będzie jeszcze wtedy, gdy głos potwarzy zamilknie w przestworzu.
[ 145 ] „Ach! czemuż nie zwyciężyłem ostatnim razem, kiedym nakazał hufcom swoim rozproszenie wrogów! Czemuż zdrada zwarzyła zapał moich walecznych?[2] Nacierali tak śmiało, a zastępy obce padały pod kopytami ich rumaków. Wszystko się rozstrzygnęło. Świetne czyny mej młodości miały ustąpić miejsca dziełom dojrzalszego wieku. Pierzchali z wściekłością, i rozpaczą w sercach, a ja stałem za nimi z płomienistym mieczem zwycięstwa w dłoni. Ach! czemuż wtedy trzeba było, by podli wojacy opuścili swego dawnego wodza z pod Piramid i Apeninów? Chwila, niepewności, a potem porażka. Strzępy moich sztandarów powiały ponad doliną, pokrytą ciałami umierających żołnierzy. I wszystko się skończyło! Lecz gdyby wówczas gwiazda moja nie była mi poskąpiła zwykłej daniny chwały i wielkości, ja pan świata, świat bym przekształcił. I wtedy ujrzanoby świt dnia nowego. Stargałbym więzy narodów i powrócił wolność ludzkości. Byłbym przybliżył o kilka szczebli ziemię do nieba, nowe siły moralne byłyby się w niej rozwinęły, a dążenia ogólniejsze, szlachetniejsze i wyższe, podniosłyby naturę ludzką. Poddałem świat prawom swoim po to jedynie, aby go przygotować do nowego życia. Panowanie moje stałoby się ogniwem pomiędzy światem starym, a światem lepszym i piękniejszym; dni mojej starości byłyby świtaniem sławy dotąd nieznanej, zorzą w polityce i w zasadach. Tak, obdzieliłbym bliźnich tym świętym ogniem, który Stwórca, zamknął w mojem łonie, a ten ogień odmłodziłby ziemię postarzałą w przesądach i znużoną przewrotami.
 Tutaj kapłan był zmuszony przerwać przypomnieniem łagodnem, że nie była tu pora, ani miejsce do zaprzątania myśli chwałą tego świata, ani przedsięwzięciami życia, które skończyć się miało.
 „To jeszcze grzech jeden, przyznaję się do niego, ojcze“, i nadziemski prawie blask jego oczu, przygasł [ 146 ]znowu. „Bóg tego nie chciał; — szemrać przeciw Niemu, byłoby buntem; opłakiwać swój upadek, byłoby podłością.“
 I tu jeszcze nastąpiła przerwa chwilowa, podczas której grzesznik zdawał się zbierać w pamięci różne wspomnienia, poczem zaczął mówić głosem, osłabionym cierpieniami.
 „W tem wielkiem życiu, które przeżyłem, dwa razy byłem niewdzięczny: względem jednostki i wobec rzeszy. Odtrąciłem od mego serca tę, którą wybrała pierwsza moja miłość. Uwielbiałem ją w najpiękniejszych chwilach życia; wśród krwawych bitew we Włoszech, myśl o niej była mi pociechą i nadzieją. Potem zaś wiedziony rachubą, pożegnałem ją[3], potargałem węzły splecione w młodości i gdy małżonka schodziła z jednej strony po stopniach mojego tronu, narzeczona wstępowała ku niemu z drugiej.
 „Był lud waleczny i wierny[4]. Rozproszony, skupił się wkoło mnie. Dałem mu tylko sławę, kiedy on oddał mi wszystką krew swoją. Od piasków pustyni, aż do lodów północy, nie opuścili mię nigdy. Zasiałem Europę ich mogiłami, a nie wskrzesiłem im ojczyzny. Ich jęki śmiertelne ciążą, mi na duszy. Księże, wyznaję swą winę.
 W tej chwili zdawało się, że zmógł go nowy napad straszliwej choroby, bo nagle urwał, tchu mu zabrakło. Musiał wstać i przejść się wielkimi krokami po ciasnym pokoju. Kilka, minut ruchu zmniejszyło trochę dotkliwe cierpienie i znów pochylił się przed spowiednikiem.
 „Wyznałem ci księże błędy, które uznaje moje sumienie, nie te, które mi gmin zarzuca, i których wydaje wyroki. Szale tu nierówne; ludzie i ja mało mamy ze sobą wspólnego. Prawa, którym kula ziemska podlega, nie mogą rządzić kometą. W wielu bardzo rzeczach stoję poza prawami ludzkości Księże, jam był gromem, przez Boga ciśniętym wśród [ 147 ]nawałnicy, niszczącej ziemię i jeżeli w proch kruszyłem, to dlatego, że trzeba było wyrównać. A teraz pozostaje mi złożyć jedno jeszcze wyznanie. Uczynię je szczerze i w całej rozciągłości.
 „Religia chrześcijańska posłużyła mi do przywrócenia porządku; powtarzano tysiąckrotnie, że byłem ateuszem[5]. Nie każdy, kto chce, może być ateuszem, a jeżeli nawet ten i ów chciał, żaden nim nie był.
 „Nie myślę przeczyć, że w długiej pracy mojej zapominałem często o ręce, która mną miała kierować. Tumany złotego pyłu, wznoszące się pod szybkimi krokami moimi, kiedym deptał trony i berła, często zasłaniały niebo przed niemi oczyma; lecz wyznaję tutaj, — a słowo moje wystarczy, bo kłamstwo daremne byłoby wobec Boga, a śmieszne wobec ludzi, — wyznaję. że nigdy tajemny wpływ wiary moich przodków nie przestał na mnie działać. Sokrates miał swego geniusza; a serce moje miało głos, który boskie dźwięki szeptał mu czasem wzniosłej moralności. Noc na polu bitwy, oświetlona księżycem, czyniła mię chrześcijaninem. Religia grobów przemawiała do mnie pośród trupów. Czułem, księże, tę potęgę tajemniczą, czułem ją wszędzie. Odniesione tryumfy, zwycięstwa, przypominały mi mego Stwórcę. Wśród boju byłem sobą; potem, należałem często do Niego i nieraz wyobraźnia moja unosiła mię od wyrachowali ziemskich ku czemuś wznioślejszemu. Te natchnienia bywały przemijające, lecz silne i wstrząsające. Miały jakiś związek z nieśmiertelnością duszy, o której myślałem ilekroć utrwalałem nieśmiertelność mego imienia. Tak, chrześcijaństwo miało zawsze nade mną władzę, której nigdy nic starałem się osłabić, ani też powiększyć w dobie mego panowania. Pozwalałem, by rzeczy szły swoim biegiem i tu znów wyznaję swoją winę, księże.
 „Kiedy nadszedł czas przeznaczony mego upadku, kiedy skała[6] zastąpiła mi pałac, a szum fal [ 148 ]morskich zastąpił głos pochlebców i niewolników, zacząłem rozmyślać nad tem, co dotąd było tylko wynikiem uczucia niewyraźnego, niepewnego jak nadzieja. Chciałem rozumować, lecz niebawem poznałem, księże, że rozum nie wiele znaczy wobec serca, i że, jeżeli rozum wiódł mię do zwycięstwa na ziemi, serce prowadzi mię zwycięsko w przestworza niebieskie. Zważyłem zwątpienie i niepewność, i przekonałem się, że nadto lekko ważą na mej szali. Religia, która przez długi czas szeptała mi do ucha niewyraźne tylko dźwięki, podniosła głos silniejszy i wspanialszy, który napełnił mą duszę. Nie chciałem jej wywoływać przed tymi, co mię otaczali. Cokolwiek jest w sobie skupione, silniejsze bywa, potężniejsze, a poznałem, że dusza wielka jest jedynie wiarą w Boga i wzniesieniem ku Niemu. Cokolwiek zbliża się ku źródłu nieskończoności, przestaje z czasem być środkiem, a ja zawsze chciałem być wielką zasadą na ziemi. Teraz pragnę nie być niegodny swego Boga. Stopniowo chrześcijaństwo przenikało do marzeń mojej wyobraźni. Niespokojny, szarpany przestrachami, szukałem celu, którego podstawy nie opierałyby się na piasku lub na fali, bo zawsze potrzebowałem celu, do którego mogłem kierować duszę, wyrywającą się z pęt swoich. I cel ten znalazłem: jestem chrześcijaninem.
 „Księże, tu kończą się moje wyznania. Znasz moje grzechy; zdejm ze mnie tę część ciężaru, od której możesz mię oswobodzić; reszta pozostanie pomiędzy Stwórcą, a stworzeniem. Przebaczam nieprzyjaciołom swym, cokolwiek złego mi wyrządzili. Nie chcę o niem pamiętać; lecz kto zmusi potomność, aby zapomniała? Ja przebaczam, bo jestem chrześcijaninem.
 „Teraz skoro dopełniłem tego ostatniego obowiązku, pozostaje mi już tylko umrzeć. Religia związała mi ręce i nie targnąłem się na własne życie pomimo, iż wiele cierpiałem. Cofać się przed mem przeznaczeniem nie leżało w mej naturze. Wytrzymałem [ 149 ]wszystko, aż do końca, a jeżeli ludzie podziwiali mą cierpliwość, niechże Bóg raczy ją przyjąć! W duszy czułem zawsze energię i wzniosłość, obecnie widzę w niej jeszcze i szczytność moralną, bo umieram chrześcijaninem, księże, i jeżeli w tej ostatniej chwili pociechą dla mnie, że mogę liczyć na nieśmiertelność mego imienia, pociechą jest również nadzieja, że w doskonalszym świecie nie będę zajmował miejsca mniej godnego niż to, które zajmowałem na tym. Przez pewien czas byłem pierwszym na świecie; nie będę ostatnim w wieczności. Nie jest to już duma, jest to uczucie, że poznałem Boga, i że Go uwielbiłem.
 „Skończyłem.“
 Wtedy kapłan przeżegnał głowę jego znakiem krzyża i odmówiwszy modlitwy Kościoła katolickiego, stosowane w podobnych razach, wziął kielich, a ręką drżącą ze wzruszenia zbliżył Hostyę do otwartych warg jego.
 Potem podniósł tego, którego rozgrzeszył, a wtedy penitent, jak gdyby miał przestąpić próg wieczności, wzniósł wejrzenie gwieździste ku niebu i chwilę pozostał w tej postawie. Lecz przez tę chwilę twarz jego zwiędła ożywiła się i rozpromieniła. Zdawało się wtedy, jak gdyby podwójne odbłyski przeszłej wielkości i wielkości niebiańskiej, walczyły z sobą o władzę jego oblicza. Potem zda się przeniknąwszy się wzajem, utworzyły jedną jasność, jakby pochodni nieśmiertelnego blasku, co miała mu świecić w przestworzach niebieskich, gdy zrzuci więzy materyi. Potem oddalił się w milczeniu, a spowiednik wiodąc za nim oczyma, wymówił wolno i półgłosem, nieśmiertelne imię.
 W kilka dni później, podczas burzy opuścił ziemię. Ciało jego spoczywa u podnóża skał czarnych, w grobie otoczonym cieniem wierzb płaczących[7], a wielka jego dusza tam, gdzie jest chwała Boża.

27 czerwca 1830 r.



────────




Przypisy[edit]

  1. Młodzieniec odważny — Józef Sułkowski, adjutant Napoleona, który zginął w Egipcie. Podobno Napoleon upatrywał w nim spólzawodnika, więc wysłał go na stracony posterunek.
  2. Nie zdrada spowodowała klęskę pod Waterloo, lecz niedołęstwo jednego z generałów.
  3. Z pierwszą swą żoną Józefiną Beauharnais (cz. Boarne) Napoleon rozwiódł się r. 1810.
  4. Lud waleczny i wierny — Polacy.
  5. Ateusz — człowiek niewierzący w Boga.
  6. Skała — wyspa św. Heleny.
  7. Dopiero r. 1840 zwłoki Napoleona przewieziono do Paryża.


#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false