„Ach! czemuż nie zwyciężyłem ostatnim razem, kiedym nakazał hufcom swoim rozproszenie wrogów! Czemuż zdrada zwarzyła zapał moich walecznych?[1] Nacierali tak śmiało, a zastępy obce padały pod kopytami ich rumaków. Wszystko się rozstrzygnęło. Świetne czyny mej młodości miały ustąpić miejsca dziełom dojrzalszego wieku. Pierzchali z wściekłością, i rozpaczą w sercach, a ja stałem za nimi z płomienistym mieczem zwycięstwa w dłoni. Ach! czemuż wtedy trzeba było, by podli wojacy opuścili swego dawnego wodza z pod Piramid i Apeninów? Chwila, niepewności, a potem porażka. Strzępy moich sztandarów powiały ponad doliną, pokrytą ciałami umierających żołnierzy. I wszystko się skończyło! Lecz gdyby wówczas gwiazda moja nie była mi poskąpiła zwykłej daniny chwały i wielkości, ja pan świata, świat bym przekształcił. I wtedy ujrzanoby świt dnia nowego. Stargałbym więzy narodów i powrócił wolność ludzkości. Byłbym przybliżył o kilka szczebli ziemię do nieba, nowe siły moralne byłyby się w niej rozwinęły, a dążenia ogólniejsze, szlachetniejsze i wyższe, podniosłyby naturę ludzką. Poddałem świat prawom swoim po to jedynie, aby go przygotować do nowego życia. Panowanie moje stałoby się ogniwem pomiędzy światem starym, a światem lepszym i piękniejszym; dni mojej starości byłyby świtaniem sławy dotąd nieznanej, zorzą w polityce i w zasadach. Tak, obdzieliłbym bliźnich tym świętym ogniem, który Stwórca, zamknął w mojem łonie, a ten ogień odmłodziłby ziemię postarzałą w przesądach i znużoną przewrotami.
Tutaj kapłan był zmuszony przerwać przypomnieniem łagodnem, że nie była tu pora, ani miejsce do zaprzątania myśli chwałą tego świata, ani przedsięwzięciami życia, które skończyć się miało.
„To jeszcze grzech jeden, przyznaję się do niego, ojcze“, i nadziemski prawie blask jego oczu, przygasł
- ↑ Nie zdrada spowodowała klęskę pod Waterloo, lecz niedołęstwo jednego z generałów.