wałnicy, niszczącej ziemię i jeżeli w proch kruszyłem, to dlatego, że trzeba było wyrównać. A teraz pozostaje mi złożyć jedno jeszcze wyznanie. Uczynię je szczerze i w całej rozciągłości.
„Religia chrześcijańska posłużyła mi do przywrócenia porządku; powtarzano tysiąckrotnie, że byłem ateuszem[1]. Nie każdy, kto chce, może być ateuszem, a jeżeli nawet ten i ów chciał, żaden nim nie był.
„Nie myślę przeczyć, że w długiej pracy mojej zapominałem często o ręce, która mną miała kierować. Tumany złotego pyłu, wznoszące się pod szybkimi krokami moimi, kiedym deptał trony i berła, często zasłaniały niebo przed niemi oczyma; lecz wyznaję tutaj, — a słowo moje wystarczy, bo kłamstwo daremne byłoby wobec Boga, a śmieszne wobec ludzi, — wyznaję. że nigdy tajemny wpływ wiary moich przodków nie przestał na mnie działać. Sokrates miał swego geniusza; a serce moje miało głos, który boskie dźwięki szeptał mu czasem wzniosłej moralności. Noc na polu bitwy, oświetlona księżycem, czyniła mię chrześcijaninem. Religia grobów przemawiała do mnie pośród trupów. Czułem, księże, tę potęgę tajemniczą, czułem ją wszędzie. Odniesione tryumfy, zwycięstwa, przypominały mi mego Stwórcę. Wśród boju byłem sobą; potem, należałem często do Niego i nieraz wyobraźnia moja unosiła mię od wyrachowali ziemskich ku czemuś wznioślejszemu. Te natchnienia bywały przemijające, lecz silne i wstrząsające. Miały jakiś związek z nieśmiertelnością duszy, o której myślałem ilekroć utrwalałem nieśmiertelność mego imienia. Tak, chrześcijaństwo miało zawsze nade mną władzę, której nigdy nic starałem się osłabić, ani też powiększyć w dobie mego panowania. Pozwalałem, by rzeczy szły swoim biegiem i tu znów wyznaję swoją winę, księże.
„Kiedy nadszedł czas przeznaczony mego upadku, kiedy skała[2] zastąpiła mi pałac, a szum fal mor-