Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom5.djvu/141

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

świat okrzykiem wojennym i chwałą jego imienia. Wszystkie wielkie czyny przesunęły mu się w myśli, a przypominał je obecnie tylko po to, aby je wyznać przed tym, który zastępował Boga na ziemi; i wtedy pełen tego, co już minęło, piękny rezygnacją i nadzieją podwójnej swej nieśmiertelności: tej, którą osiągnął już na ziemi — wspomnienie z niej tylko pozostało — i tej, którą niezadługo miał osiągnąć tam w górze — przeczucie mu to mówiło — zbliżył się do pomazańca Pańskiego.
 „Synu, ukorz się w prochu na kolanach!“ Na te słowa zmarszczył i podniósł czoło, jak w chwilach swojej potęgi; uczynił to raczej z przyzwyczajenia, niż z przekonania, gdyż od wielu, wielu lat żaden język śmiertelny nie odzywał się do niego w te słowa i nikt się do niego tak nie zbliżał.
 „W Imię Boże, uklęknij synu!“ Wtedy dopiero, jak gdyby ulegając jedynie wielkości Przedwiecznego, zgiął kolana i zaczął wyznanie grzechów swych głosem głuchym, lecz pewnym:

SPOWIEDŹ.

 „Gdy wzrokiem sięgam w swoje ubiegłe życie, widzę niby ocean wspaniałości; ogromny bez brzegów i granic. Od pewnego czasu usiłowałem zmierzyć jego głębie i rozmyślać nad każdą z tych fal, które teraz wezbrać mają z mego serca i popłynąć przed tron Tego, który źródło ich we mnie zamknął. Czuję po bólach rozrywających pierś mą, że śmierć niedaleka, chciałem więc, zanim wionie na mnie lodowatem tchnieniem, wypełnić obowiązek, nakazany nam przez religię, której ruiny uprzątnąłem, a odbudowałem świątynie. Myśli me w tej chwili są jasne, stałe i pewne. Umysł nie uległ jeszcze osłabieniu ciała. Zaczynam. Posłuchaj:
 „Zażądałem usługi twego urzędu z przekonania, a obawa dziecinna nie miała z tem nic wspólnego.