O Duchowieństwie

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Krasiński
Tytuł O Duchowieństwie
Pochodzenie Pisma Zygmunta Krasińskiego
Wydawca Karol Miarka
Data powstania 1830-07-15
Data wydania 1912
Druk Karol Miarka
Miejsce wyd. Mikołów; Częstochowa
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cały tom V
Download as: Pobierz Cały tom V jako ePub Pobierz Cały tom V jako PDF Pobierz Cały tom V jako MOBI
Indeks stron
[ 150 ]
O DUCHOWIEŃSTWIE.

15 lipca 1830 r.

 Nie ulega wątpliwości, że społeczeństwo nie może się obejść bez duchowieństwa, tak, jak nie może istnieć bez jakiejś, władzy, któraby nad niem panowała i rządy nad niem sprawowała. Próżna i zbyteczna dowodzić tego, czemu nikt nie zechce przeczyć; ale tu pytanie się nasuwa, które trudno rozstrzygnąć, ważne w następstwach, gdyż ma wpływ znaczny na oświatę i stan moralny społeczeństw. Tem wielkiem pytaniem jest: czy duchowieństwo ma być utrzymywane przez państwo, czy też przez jednostki? Jak w każdej ludzkiej sprawie, da się przytoczyć mnóstwo rzeczy z jednej i z drugiej strony. Można rozpisać się w tym przedmiocie bez końca i zagłębić się w taki labirynt rozpraw i teoryi, że wkońcu poplątają się umysły czytelników, nie nauczywszy ich niczego nowego. Postaramy się więc utrzymać w ścisłych granicach i ile możności uprościć swoje rozumowanie. Rozpatrując korzyści i szkodliwe skutki tak jednej jak i drugiej hipotezy, postaramy się wyprowadzić pewne zasady, a jeżeli nam się nie uda, to przynajmniej będziemy mieli przeświadczenie, żeśmy szukali.
 Przypuściwszy, że duchowieństwo płatne jest przez państwo, znajdujemy wielkie w tym stanie rzeczy niedogodności.
 Przedewszystkiem wydaje nam się, że duchowieństwo będzie niejako poniżone; gdyż ta garstka ludzi, która w pewnym narodzie wzięła na siebie [ 151 ]obowiązek przedstawiania Bóstwa i zanoszenia modłów i nabożeństw ku czci Boga, podczas, gdy reszta bliźnich pogrążona w sprawach tego świata, bądź prywatnych, bądź też publicznych, rzuca się w wir interesów, ta garstka powinna być szanowana i mieć pewną przewagę moralną. Nie mamy tu bynajmniej na myśli jakiejś potęgi, jakiejś władzy arbitralnej, nawet nad uczuciami religijnemi, lecz pewnego rodzaju wpływ łagodny, spokojny, ale stały i potrzebny. Wychodząc zatem z tego założenia i uważając duchowieństwo za klasę, mającą prawo do poszanowania, sądzimy, że zbliżenie go do rządu wyrachowaniem, interesem, poniża je i zmniejsza w wielkiej części jego podniosłość duchową i wpływ moralny. Z chwilą, gdy państwo utrzymywać zacznie sługi boże, duchowieństwo przestanie stopniowo zależeć od Nieba, a będzie zawisłe od ministrów. Duchowieństwo w pojęciu ludzi przemieni się wtedy w klasę polityczną, podobną do armii mieszczaństwa. Wyniknie z tego, że nieznacznie ciało, które w początku swego ustroju miało uważać się tylko ze stanowiska moralnego, stanie się zupełnie materyalnem. Stosunek wytworzony między niem a rządem, przedstawiającym zawsze społeczeństwo, oprze się już tylko na gruncie poziomego, ziemskiego interesu. Z tego wypadnie, że społeczeństwo samo mieć będzie duchowieństwo tylko za kastę, korporacyę robotnikom lub urzędnikom podobną i osłabnie wpływ kapłana, strąconego z wyżyn. Niebo było pierwszym jego bodźcem, pierwszą ideą: zstąpi na ziemię, a królestwo jego będzie z tego świata. I wtedy lud nie zechce już wierzyć w jego świątobliwość, bezinteresowność i cel wzniosły, który dotąd był jego udziałem. Ci bowiem, którzy powinni byli dotąd mieć jedynie do czynienia z Bogiem, zależni będą w zupełności od władz świeckich, a państwo płacić będzie taką samą pensyę księdzu przygotowującemu dusze do wieczności, jak [ 152 ]generałowi, który w pień wyciął kilka pułków nieprzyjaciół.
 Powtóre: duchowieństwo, płatne przez państwo, zanadto zbliżone jest do spraw doczesnych i ulega wkrótce pokusie mieszania się do nich i brania czynnego w nich udziału. Sprowadzone z wyżyn kontemplacyjnych do małostkowych spraw ziemskich, zechce niebawem brać w nich udział bezpośredni i rozstrzygający, a ponieważ jedyny jego materyalny interes to jest zapewnienie sobie bytu wiąże je właśnie z rządem, nawyknie przeto wkrótce do intryg i dążyć zacznie do władzy świeckiej. Ambicya potrafi równie dobrze wcisnąć się między fałdy ornatu, jak w szczeliny zbroi; a z tego wyniknie tysiąc zachodów, tysiąc pomysłów, pożądań, podniecanych widokiem rzeczy doczesnych, którego widoku księża nie potrafią uniknąć, będąc wzywani po odbiór pensyi, beneficyów, słowem środków do życia. Historya podaje nam ciągle przykłady jak powtarzają się podobne zmiany, zachodzące w duchowieństwie. Z początku jest to zastęp ludzi pełnych zapału i oddanych kontemplacyi. Ekstaza jest ich dziedziną; niebo ojczyzną. Ku temu celowi zwrócone są wszystkie ich myśli, dusze i serca. Potem zaczynają powoli przyglądać się bliżej światu, nużą ich świątobliwe rozmyślania; rzeczywistość silnie przemawia do ich umysłu; namiętności się rozwijają, a niebo, które niegdyś było celem, staje się niebawem w ich rękach środkiem ujarzmiania i panowania. Tak zgubnego rezultatu powinno się jak najsilniej unikać, a jedną z najważniejszych jego przyczyn wydaje nam się utrzymywanie duchownych przez państwo. W takim razie bowiem, patrząc codziennie na świetności doczesne, będą usiłowali oczywiście cząstkę ich zdobyć dla siebie. Często ludziom potrzeba tylko pokusy; za nią idą już same ze siebie nadużycia, zbrodnie, a pokusa ta powtarza się co chwila, co chwila staje się [ 153 ]natarczywsząszą. Duchowni zmuszeni są mieszać się do spraw rządu, uważać się za część materyalną narodu, wchodzić w formalności prawne, w procedurę cywilną. Jeżeli zaś ponoszą niedogodności życia świeckiego, zechcą też niezadługo zaznać jego słodyczy i blasku. Ze spokojnych sług ołtarza, modlących się przy tajemniczem świetle lampy wieczornej, zawieszonej w ustronnej kaplicy, staną się pysznymi książętami Kościoła i włożą na dumną swą głowę trzy korony złote zamiast jednej, cierniowej.
 Po trzecie: duchowieństwo płatne przez państwo, osłabnie w gorliwości; każdy człowiek powodowany interesem, pracuje gorliwiej bez względu na rodzaj swoich czynności i obowiązków. Mało jest ludzi, myślących tylko o cnocie i sumieniu. Duchowny zatem spokojny o swoją pensyę od rządu, zaniedba swe owieczki; spać będzie wygodnie na okazałem łóżku, wtedy gdy jego konający parafianin napróżno wołać będzie o ostatnią posługę. Nie pomińmy nadto jednej jeszcze uwagi. Zdarza się i zdarzało niejednokrotnie, że rząd posługiwał się Kościołem dla pewniejszego osiągnięcia celów najczęściej niegodnych i nikczemnych. A jakimże sposobem duchowieństwo zdoła stawić opór rozkazom i oprzeć się namowom tych, od których zależy? Jeżeli zdobędzie się na tę odwagę raz, ustąpi raz drugi, a wtedy władza podtrzymująca duchowieństwo zacznie uważać je za rodzaj lennika i wasala.
 Tak więc duchowieństwo, płatne przez państwo, wystawione jest na dwoje niebezpieczeństw: na własną chciwość i pychę, oraz na nędzną interesowność władzy, byt jego podtrzymującej. Tych dwojga niebezpieczeństw rzadko potrafiło uniknąć i przez wieki całe znaczyły one ruinami i hańbą karty dziejów.
 A teraz zastanówmy się nad duchowieństwem utrzymywanem przez jednostki. I ta hipoteza przedstawia poważne niegodności. Najpierw [ 154 ]spostrzegamy w tym stanie rzeczy wielki brak porządku i trwałości. Jasnem jest bowiem, że zamiast być zależnym od władzy pewnej, nie podlegającej żadnej zmianie, duchowieństwo zostanie wtedy na łasce jednostek, zespolonych ze sobą tem samem uczuciom religijnem, lecz rozdzielonych jednocześnie tysiącem innych spraw. Utworzą się wówczas stronnictwa, a księża jako kierownicy sumienia, staną się przywódcami przedsięwzięć i sporów będąc dusz kierownikami. Dusza jest tak ściśle z ciałem związana, że bardzo trudno ją od niego odłączyć. I oto dlaczego Kościół skłaniać się znów będzie do tego, by stać się władzą świecką. Prawda, że w tym wypadku pastor czy proboszcz nie będzie myślał o tem żeby rzucić się w wir intryg dworskich, szpiegować ministra, przekonywać królową, straszyć króla sumieniem, wynajdywanem stosownie do potrzeb chwili. Lecz będzie mieszał się do drobnych sporów, wciągnięty przez tych co go utrzymują; dzielić będzie ich niechęci, nienawiści. Słowem służyć będzie pod sztandarom tego, którego jest panem duchownym, a jednocześnie wasalem świeckim. Zatem pójdzie że zapomni swych obowiązków, zaniedba troskę o Kościół i cały oddany światu rzadko pomyśli o niebie. Tak więc w tej drugiej ostateczności chybi znowu swego celu i przeznaczenia.
 Powtóre, nie ulega wątpliwości, że duchowieństwo zechce w takim razie powiększyć swój wpływ na owieczki, różnymi sposobami i w widokach interesowanych. Starać się będzie o polepszenie sobie bytu; zacznie tworzyć nowe sekty, nowe systemy, a to wszystko chcąc zwrócić na siebie uwagę, chcąc zbudzić podziw i korzystać z tego podziwu.
 Po trzecie, duchowieństwo nie będzie mogło całkowicie poświęcać się obowiązkom swego stanu nie będąc nigdy zupełnie pewne swej przyszłości. Zawiść bowiem, nuda, niezadowolenie tego lub owego [ 155 ]klieta, mogą obalić je w każdej chwili i pozbawić środków do życia. Tracić więc będzie czas na pozyskiwanie sobie ich względów a tym sposobem religia stanie się znów w jego ręku środkiem, która religia winna być zawsze najszlachetniejszym, najwznioślejszym celem człowieka.
 W obu razach przeto są niedogodności natury rozmaitej; lecz równie wielkie i ważne. Zdaje nam się jednak, że wśród duchowieństwa płatnego przez rząd, będzie więcej porządku, a wśród duchowieństwa utrzymywanego przez jednostki więcej gorliwości. Pierwszy stosunek właściwy jest dla narodu, stojącego na wyższym stopniu kultury, mającego za sobą starą cywilizacyę i wyznającego tylko jedną religię. Drugi stosowałby się dla ludu świeżo nawróconego i państwa, podzielonego na różne sekty.
 Trudno bardzo rozstrzygnąć tę kwestyę ze wszystkich punktów widzenia; lecz rządząc się tylko uczuciem, które jest jedyną, prawdziwą dziedziną religii, możnaby powiedzieć, że duchowieństwo utrzymywane staraniem państwa, byłoby do pewnego stopnia pożądańsze.
 Oczywista, że rząd nie mieszający się w sprawy religii swych poddanych nie uznaje żadnej religii, tolerując wszystkie: jest więc, że się tak wyrazimy ateistyczny, a jego obrzędy tracą urok potężny i tajemniczy, uwielbienia bóstwa. Jest bowiem coś pięknego a wzniosłego w widoku głowy koronowanej, pochylającej się przed ołtarzem wśród zgromadzenia, zginającej kolana w imię nieśmiertelne Wszechmocnego; wszystko to zaś ginie na zawsze w państwie, które jednostkom zostawia na tem polu swobodę działania. W nim niema wtedy religii dla rzeszy; jednostki same są odtąd jej stróżami i sędziami. Sumienie, prawa boskie nie będą już wchodzić do rachuby w jego prawodawstwie i tym sposobem utraci ono wielką pomoc i silną podporę. Majestat boski [ 156 ]zdaje się udzielać swego blasku władzy, która go uznaje, a władza ta traci na wielkości i sile, nie uznawając go.
 Co się tyczy tolerancyi, zupełnej wolności wyznań, duchowieństwo niezależne od państwa lepsze jest, bo każdy mówi: „ten będzie moim przewodnikiem“; w kraju zaś, gdzie Kościół ściśle związany jest z władzą świecką, nie podobna jest rozszerzyć i ukrywać tak łatwo rozgałęzień obrządków. Słowem, jako wynik ostateczny rozumowania powiemy, że w pierwszej hipotezie jest więcej majestatu uczucia, poezyi i poszanowania dla religii, w drugiej więcej swobody publicznej, mniej więzów i mniej pokus. Ale w obydwu, teoretycznie biorąc, można dojść do wysokiego stopnia doskonałości; jeżeli natomiast dorzucimy ciężar namiętności ludzkich, ujrzymy już tylko poniżenie, niezgodę i nieszczęście. Można stosować się do pewnego stopnia do obyczajów, do położenia danego państwa; lecz prawa ogólnego trudno wynaleźć w teoryi, niepodobna wykonać w praktyce. Zdaje się, że duchowieństwo, jak wszystko na świecie, przeznaczone jest do ciągłych zmian. Skoro tylko dosięgnie szczytu swego położenia doczesnego i moralnego, natychmiast zaczyna spadać, lub podnosić się. A rozciągając swą władzę raz na dziedziny czysto duchowe, innym znów razem nad ludami i krajami, zdaje się ulegać rozkładowi tylko po to, by się znów odradzać, — oczyszczać się, by się znów znieprawić, jednoczyć się, aby się rozdzielać, a rozpraszać się tylko po to, aby się znów połączyć i utworzyć ciało jednolite, zwarte i potężne.


────────





#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false