Jesień pamiętna
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jesień pamiętna |
Pochodzenie | Tęcza łez i krwi |
Data wydania | 1921 |
Wydawnictwo | Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska“ |
Druk | Zakłady Graficzne „Bibljoteki Polskiej“ w Bydgoszczy |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cały tomik |
Indeks stron |
[ 27 ]
O, ty niezapomniana, aż do życia końca,
Pierwsza jesieni wojny! Pięknaś zawsze
Krasą uroków tysiąca, —
Lecz w te złowieszcze
Czasy, w te najkrwawsze,
Objawiłaś się cudna, jako nigdy jeszcze!
Ty druga wiosno nasza, polskiej ziemi chwało!
Jak baśń stubarwna, zachwytem zaklęta,
Błysłaś świetnością wspaniałą
Na jasnem niebie,
Jak nikt nie pamięta,
Prześcignęłaś pięknością swoją samą siebie!
Wysiliłaś się, zda się, na wszech czarów przepych,
Dobyłaś z łona wszystkich skarbów kroci,
Jakby chcąc ludzi, złem ślepych,
Oślepić łaską
Swej boskiej dobroci,
Niesłychanej urody swej rajską przepaską.
[ 28 ]
Szły pułki całe, niby ruchome zagony,
Zjeżone ostro kłosami bagnetów,
Wzdłuż dróg ciągnęły furgony,
Wśród pól obozy,
Jako wzgórki kretów,
Namiotami mrowiły się w przeczuciu grozy.
Jak głuchy grzmot podziemny, huczały gdzieś działa
Głosem ponurej okrucieństw przygrywki,
Już w dali krew się gdzieś lała,
Z za widnokręgu
Gniadosze i siwki,
Wietrząc dym, niespokojnie parskały w popręgu.
Jakbyś świat wstrzymać chciała w zbrodniczym zapędzie,
Ponęt przeszczodre otwarłaś sezamy,
Jak w błogiej szczęścia legendzie,
Liść mieniąc w kruszce,
Mgły w wonne balsamy,
Podobna czarodziejskiej, dobroczynnej wróżce.
Zdałaś się mówić: „Wszystko dałam wam w nadmiarze,
Czego chce serce i dusza zapragnie,
W hojnym sypnęłam wam darze
Zbóż plony żniwne,
A kto gałąź nagnie,
Zerwie w sadach mych płody soczyste, pożywne.
[ 29 ]
„Niby długiego roku owocna niedziela,
Po znoju orki, siejby i dożynek,
Przyszłam ta, która obdziela
Błogosławieństwem
I niesie spoczynek,
Tchnący czystem sumieniem i snu bezpieczeństwem.
„W głębokie spichrze dałam wam ziarna obficie,
W bróg — siana, aby mlekiem ciekły krowy,
Słomę na strzechy poszycie
I na spokojny
Sen, dla wsparcia głowy,
Snopek... A wy idziecie na straszną rzeź wojny!“
Jakbyś chciała ich odwieść i przykuć ich kroki,
Rozwiłaś pokus rozkoszne ponęty,
Wszystkich swych wdzięków uroki,
Aby ich spętać
Najsłodszemi pęty,
Dać im do wyczerpania tchu się zapamiętać!
Pod niebiosa, zawrotnem marzeniem obłędne,
Nieme natchnieniem błękitnej ekstazy,
Dźwignęłaś lasy żołędne,
Bukowe bory,
W bursztyn i topazy
Zmienione, gorącymi grające kolory.
[ 30 ]
Kępy sosen i świerków, o szmaragdu śniedzi,
Przeplotłaś jaskrą palety szalonej:
Złota i bronzu i miedzi, —
Brzozy, topole,
Jawory i klony
Przetapiając w rumieńce, w łuny, w aureole.
Ponad nimi, jak namiot przychylnej opieki,
Błękit rozpięłaś zadumany w górze,
Niebiosa stare, jak wieki,
W skłonów turkusie,
W zenitu lazurze
Ciche, łagodne, słodkie, jak sen o Chrystusie.
Rozpostarłaś obłoki o jaśminu bieli,
Śnieżnem łabędzi stadem przez bezdenie
Po nieb płynące topieli
Gdzieś w światy inne:
Ludziom przypomnienie,
Że są rzeczy wysokie, czyste i niewinne.
Stawów woda błękitną zwierciadeł powłoką
Strop przyjmowała w objęcia swych brzegów,
Przejrzysta do dna głęboko,
Niby zachęta,
Że — siostrzyca śniegów —
Złe myśli zmyje z duszy, bo czysta i święta.
[ 31 ]
Nigdy nie byłaś bardziej słodka i łagodna
Milczeniem wzgórzy i pól zadumaniem,
Spokojna, złota, łagodna:
Jako w mgieł miękkiej
Przesłonie, zaraniem,
Kiedy świat różowiły uśmiechy jutrzenki.
Nigdy nie byłaś bardziej — w swej przędzy jedwabnej —
Kusząca tchnieniem pieszczoty niewieściej,
Namownej, ciepłej, powabnej:
Jako w południe,
Gdy przymilnie pieści
Słońca całunek lico, co pod wiewem chłódnie.
Nigdy nie byłaś bardziej roztęskniona, senna,
Lubą bezsiłą lenistwa omdlała,
Bardziej tajemna, bezdenna:
Jak o wieczorze,
Kiedyś zapraszała
Myśl w kołysankę modrych oparów, jak w łoże.
A jednak zbytkiem wszystkich swych czarów rozrzutna,
W pogodzie swojej kryłaś otchłań żalu
I byłaś smutna, tak smutna,
Że nieb bezedno
Z perły i opalu
Zdawało się ogromną, wezbraną łzą jedną!
[ 32 ]
Całem bogactwem swego przepychu przelewna,
Pod zamyślonym, matowym szafirem,
Byłaś tak rzewna, tak rzewna,
Jakbyś okryta
Lekkim była kirem,
Z za którego bolesny półuśmiech wykwita.
Pogoda twoja zdała się dziwnie mogilna.
Spokój — cmentarny, cisza — jak na grobie,
Piękność twa strasznie bezsilna
Złoto — zatrutem,
Dal — jakby w żałobie,
Niebo — litością łzawą, a słońce — wyrzutem!
Bo niebo takie czyste — a człek krwią się plami,
Obłok niewinny — tam pożar, rzeź, zbrodnie,
Toń cicha — dal grzmi działami,
Wiatr siew rozplenia,
Lśni słońce zapłodnie,
A jeno człowiek, człowiek jest hańbą stworzenia!
Pogodna, długa, smutna, do zgonu pamiętna,
Jesieni tysiąc dziewięćset czternasta!
Poznałaś serc naszych tętna
I drogowskazy,
Z których wolność wzrasta:
Trupy, zgliszcza... I patrząc, konałaś dwa razy!
[ 33 ]
Żołnierze w pułkach niby ruchome zagony,
Szli w dal kłosami bagnetów zjeżeni,
Po ziemi depcąc rodzonej,
W swych braci łonie
Szukać przymuszeni
Wolności swej Ojczyzny, obce niosąc bronie!
Twardzi, niemi, szli wymóc! Poszli — i wymogą!
Po własnem ciele kroczą, krocząc glebą!
A nad ofiarną ich drogą
Lśni nadwiślańskie
Nieszczęśliwe niebo,
Błękitne i marzące, jak oczy słowiańskie...
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |