Page:Staff - Tęcza łez i krwi.djvu/28

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

Szły pułki całe, niby ruchome zagony,
Zjeżone ostro kłosami bagnetów,
Wzdłuż dróg ciągnęły furgony,
Wśród pól obozy,
Jako wzgórki kretów,
Namiotami mrowiły się w przeczuciu grozy.

Jak głuchy grzmot podziemny, huczały gdzieś działa
Głosem ponurej okrucieństw przygrywki,
Już w dali krew się gdzieś lała,
Z za widnokręgu
Gniadosze i siwki,
Wietrząc dym, niespokojnie parskały w popręgu.

Jakbyś świat wstrzymać chciała w zbrodniczym zapędzie,
Ponęt przeszczodre otwarłaś sezamy,
Jak w błogiej szczęścia legendzie,
Liść mieniąc w kruszce,
Mgły w wonne balsamy,
Podobna czarodziejskiej, dobroczynnej wróżce.

Zdałaś się mówić: „Wszystko dałam wam w nadmiarze,
Czego chce serce i dusza zapragnie,
W hojnym sypnęłam wam darze
Zbóż plony żniwne,
A kto gałąź nagnie,
Zerwie w sadach mych płody soczyste, pożywne.