Telos/całość

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Leopold Staff
Tytuł Telos
Pochodzenie W cieniu miecza
Data wydania 1922
Wydawnictwo Instytut Wydawniczy »Bibljoteka Polska«
Druk Zakłady graficzne „Bibljoteki Polskiej“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cały tomik
Indeks stron
[ 175 ]

TELOS




[ 177 ]ORKA.



Pod brzemiennemi wzdętych, burych chmur wymiony,
Co w kłębach zawalają strop niskiego nieba
I których żyznym ciążom upustu potrzeba
W deszczu ciepłym, jak mleko, i wróżącym plony:

Bezbrzeże ziemi ornej, aż po nieboskłony,
Brunatne i okrągłe, jako bochen chleba.
Ruszonemi skibami najeżona gleba
Spoczywa, jak potworny zwierz głucho uśpiony.

A pod ogromem nieba, sam na ziemskim niżu
Olbrzym nagi, bronzowy, z głową pochyloną
Idąc za pługiem, kraje twarde ziemi łono:

Jak gdyby jasnym rylcem rzeźbił w ciemnym śpiżu
Najwyższe dzieło pracy, dumy i opieki...
A miast wołów pług ciągną niepożyte Wieki.



[ 178 ]CEL.



I.

 

Jesteśmy ciemni oboje i twardzi,
Glebo, o glebo, o glebo!
I przeto kocham cię bardziej,
Niżeli niebo.

Twe czarne piersi macierzyńskie poją
Mój głód i moje pragnienie
I radość dajesz mi swoją
I swoje cienie.

Samotna w modrej przestrzeni naokół,
Jak ja pod niemych gwiazd ciągiem,
Jesteś podstawa ma, cokół, —
Ja twym posągiem.

I gdy na piersi w śmiertelnej koszuli
Twa chłodna gruda mi legnie,
Przytuli ona, przytuli,
Lecz mnie nie zegnie.

Coraz są bliższe nasze trudy bratnie
I jedne cele w nas drzemią...
Znikną przegrody ostatnie
I będą Ziemią.



[ 179 ]

II.

 

Spotkamy się, o Celu, mimo dróg zamieszki
I zbłąkań w myśli rozterce.
Dążym przez drogi i ścieżki,
Ziemio, w twe serce.

Czy już pośród wywczasów gościmy w przystani,
Czy przebiegamy manowce:
Ciągleśmy jeszcze zbłąkani,
Ciągle wędrowce.

Czy kres bezpieczny widzim, jak napis u bramy,
Czy w dali w mgłach się rozpierzchnie:
Zawsześmy w drodze i znamy
Jeno powierzchnię.

Czy zdobyliśmy kostur i łachman żebraczy,
Czy purpurowy płaszcz króla,
Nie zeszliśmy z drogi tułaczej,
Pszczoły do ula.

Przez drzwi bez wrót, przez bramy poziomej prostokąt
Zajdziemy prosty, ubogi.
Cóż, Ziemio, obchodzi cię, dokąd
Prowadzą drogi?



[ 180 ]ŚMIERĆ WŁÓCZĘGI.



W pustem polu, pod sosną rozdartą piorunem,
Na szarudze jesiennej, w sinym zmierzchu, który
Z dali, z nad lasów ciągnie płaszcz nocy ponury,
Ażeby ziemię przykryć ciemności całunem:
Pielgrzym, włóczęga wieczny, padłem znużon w drodze,
Samotny. Jeno kostur legł przy mnie mój bratni,
I spoczynek strudzonej dając wreszcie nodze,
Konam. Bo oto dzień mój i postój ostatni.

Jedynie kij mój, stary druh, wiernie się tuli
Do mnie, a dłoń go moja do serca przyciska.
Padłem na wznak, o szary kopiec kretowiska
Wsparty głową, w rozdartej na piersiach koszuli,
By deszcz piersi mi chłodził pragnieniem płonące.
A oczy mgłą zasnute, szeroko otwarte
Patrzą w niebo, gdzie długo świeciło im słońce
I śmiały się błękity w bezbrzeż rozpostarte.

Oczy wędrowne, któreście rzeczy widziały
Piękne, jak obce miasta i ręce kobiece
I goniły sny cudne, jak odbite w rzece
Ogrody tajemnicze, pałace i skały,
Teraz widzicie szare na niebieskim stepie
Struny deszczu, któremi wiatr łkająco-głosy
Smaga twarz moją bladą i o piersi trzepie
I rozwiewa me długie, posiwiałe włosy.


[ 181 ]

Hej, wy ciągnące chmury, moich myśli skrzydła
I tęskniącego wiecznie serca drogowskazy,
Serca, na które oddal zastawiała sidła
I które wszystkie ziemi kusiły obrazy,
Płyńcie, żeglujcie w bezbrzeż, abym mknął za wami
Chwilę jeszcze żądnemi źrenicy obiema
w te cuda za lasami i hen za górami,
Co są wieczyście piękne, chociaż mnie tam niema.

Wiejcie, wichry północy i wiatry południa,
Coście mnie, jako druhy, brały pod ramiona
I wiodły gdzie ożywczej wody bije studnia,
Echo śmiechu się rodzi z echa łkań, co kona;
Wy, coście wciąż mnie wiodły w dziwne, obce kraje,
Gdziem tyle wspomnień szczęścia na korze drzew zaciął,
W cudzych siołach, bom z tych jest, których nie poznaje,
Gdy w dom wrócą, z rodziny nikt ani z przyjaciół.

Dzięki wam, chmury, wichry, drogi i gościńce,
Rozstaje w szczerem polu i topól szeregi,
Gościnne białe chaty i wrogie dziedzińce,
Pochody pośród sadów, podgwiezdne noclegi,
Południa i północe, wschody i zachody,
Sny jasne i tęsknoty, zbłąkania i cele,
Zimy i lata, kwiaty pachnące i lody,
Śniegi i drzew owoce, smutki i wesele.

Wszystkiegom doznał, w serca schowawszy skarbnicy,
Jak list szczęścia pod skrzydłem gołębica biała.

[ 182 ]

Życie szło ze mną drogą, jak brat jasnolicy,
A za mną śmierć szła cicha i na skrzypcach grała,
I krok mój był radosny przy muzyce słodkiej,
Bom zaufał, że ona wie ode mnie lepiej,
Gdzie mnie wiedzie i łachman mój stawał się wiotki
I tańczył z wiatrem, który chłodem piersi krzepi.

Tańczcie mgły, jak tańczyły me stopy! Wiatr śpiewa!
Tańczcie, jak w kwietnych majach bywało i lipcach!
Choć w oczach mi wciąż mroczniej i siecze ulewa,
Tańczcie! Śmierć za mną stoi i gra mi na skrzypcach.
Widzę niewiastę białą w dżdżu perlistych rosach:
Na srebrnych strunach słoty gra łuku cięciwą
I ma strzałę złocistą w bujnych, czarnych włosach...
Jak błogo w sercu, pieśnią pijanem szczęśliwą!...

Jakby na strunach miodu, gra biała niewiasta...
O tańczcie mgły! Na złotej przypływają chmurze
Wszystkie kraje dalekie, wszystkie dziwne miasta,
Którem zwędrował, gaje i ogrodów róże.
Wszystkie sny i wspomnienia, jak fatamorgana,
Są przy mnie: dom rodzinny i siostry i druhy
I dawno utracona moja ukochana...
To ona gra na skrzypcach anielskiemi ruchy...

Wszystkie sny wkrąg mnie stoją, jak białe posągi,
Rzeki, wzdłuż których szedłem, jak błękitne wstęgi
Snują się ku mnie. Białe gościńce, gdziem ongi
Kroczył, których szukałem wpatrzon w widnokręgi,

[ 183 ]

Mnie szukają. O, ścieżki długie, jak szukanie!
Wszystkie do mnie przychodzą manowce i drogi,
Szuwarem posypane, jak w złote zaranie
Zielonych Świątek, abym nie uraził nogi...

Daj mi skrzypce, o pani biała, skrzypce w ręce!...
Oto wstaję i idę! A za mną orszakiem
Idą wszystkie posągi, dziewy i młodzieńce,
W bezkresną dal błękitną ukwieconym szlakiem
I wszystkie drogi suną, olśnione słonecznie,
Jak węże w Orfeusza ślad, pieśnią zachwytne,
By i tam szukać ze mną i wędrować wiecznie
W Odkrycie... Wszystko złote jest... Wszystko błękitne...




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false