Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom IV/VII

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 35 ]
VII.

 Wywołana umyślnie przez Gilberta gwałtowna scena z żoną, doprowadziła do pożądanego przezeń rezultatu.
 Henryka po wyjściu z omdlenia, została obłąkaną.
 Wszak ostrzegali doktorzy: „Żadnego silniejszego wstrząśnienia inaczej równowaga mózgowa naruszoną zostanie“.
 Nędznik starał się właśnie przyśpieszyć owo straszliwe rozwiązanie, zamiast go unikać.
 Obłąkanie Henryki objawiało się w strasznych hallucynacyach i bredzeniu bez związku, lecz w słowach jakie wymawiała, nie było żadnego zastosowania do sceny zaszłej przed chwila.
 Uspokoiło to Gilberta, obawiającego się, ażeby w stanie nieprzytomnym niewyjawiła jego nikczemności i zbrodni.
 — Ha! jest nareszcie waryatką! — powtarzał z dziką radością. Nie będzie mi wyliczała pieniędzy!... Została bezwładną, jak gdyby była umarłą. Ja teraz jestem panem i władcą!...

 Wysłał do Grancey’a telegram tej treści:
[ 36 ]
Przybywaj, rzecz pilna!

 I pozostał w pokoju swej żony, oczekując na przybycie wspólnika.
 Grancey był w domu u siebie, gdy mu wręczono telegram.
 Zaciekawiony i niespokojny pośpieszył do pałacu przy ulicy Vaugirard.
 Gdy oznajmiono jego przybycie Rollinowi, ten zamknął na klucz pokoje Henryki, ażeby nikt nie mógł przyjść do niej i udał się do swego gabinetu na przyjęcie towarzysza.
 — Co się dzieje? — zapytał tenże — mów prędko.
 — Sytucya nagle się zmieniła.
 — Moja żona jest obłąkaną!
 — Obłąkanie można w różny sposób tłumaczyć. Jak ty je pojmujesz?
 — Pojmuję w najszerszem tego słowa znaczeniu. Jest obłąkana, furyatką, do skrępowania i zamknięcia.
 — Bez nadziei wyleczenia?—
 Tak sądzę... Jestem nawet pewny.
 — Cóż mówią doktorzy?
 — Katastrofa była przez nich przewidzianą, nie zadziwi ich zatem. Zresztą jeszcze jej nie widzieli. Paroksyzm nastąpił po ich rannej wizycie. Polecili unikać wszelkich wstrząśnień.
 — Z jakiej przyczyny? Z przyczyny twojej.
 — A wstrząśnienie to właśnie nastąpiło?
 — Tak.
 — Co?... co? — zawołał Grancey, udając zdziwienie.
 — Tak; oznajmiłem mej żonie, że cię obieram na zięcia. Nie trzeba było więcej.
 — Bardzo to dla mnie pochlebne! — odparł z uśmiechem były galernik.
 — Wybuchnęła straszna scena i oto jej rezultaty. Teraz nie tracąc czasu daremnie, idźmy prosto do celu. Mów co mam robić?
 — Sądzę, że nie będziesz trzymał u siebie swej żony?
 — Tak. Dom zdrowia jest tu koniecznym.
 — Wystarczy ku temu świadectwo doktora.
[ 37 ] — Będę miał jutro to świadectwo. Jesteś obeznany z prawem, wszak prawda?
 — Pochlebiam sobie.
 — Powiedz mi przeto, jakie stanowisko przynależy mi teraz w tym domu?
 — Jesteś opiekunem legalnym swej córki, wszelkie prawa opieki przechodzą na ciebie, ztąd też i zawiadywanie majątkiem przyznanem ci być musi. Stan obłąkania pani Rollin, skoro stwierdzonym zostanie, otworzy ci wolne pole. Twoja żona zostanie pozbawioną praw wszelkich. Mimo że żyje, nie liczy się już do żyjących. Gdy twoja córka dojdzie do pełnoletności będziesz musiał zdać przed nią rachunki z zarządu majątkiem, lub przed jej mężem. Ot! wszystko.
 — Powiedz mi, czy mam prawo narzucić mą wolę mej córce?
 — W pewnej mierze. Gdyby jej wola była niezgodna z twą wolą, mogłaby ona odwołać się do rady familijnej.
 — Do djabła! Czy na żądanie jednego członka mogłaby być ta rada zwołaną? Obawiasz się jakiego krewnego?
 — Tak, księdza d’Areynes, mojego wroga.
 — Zna on stan zdrowia pani Rollin?
 — Dotąd nie, ale poznać go może...
 — Gdyby za użyciem przysługującego mu prawa zwołał radę familijną, byłoby to dla ciebie bardzo niebezpiecznem...
 — Zgubiło by nas to obu!
 — Na pewno, ponieważ wybrałby przychylne dla siebie osoby, a tym sposobem zyskał większość głosów. Trzeba go w tem uprzedzić.
 — W jaki sposób?
 — Ty powinieneś zażądać zebrania się rady familijnej. Wszak masz zapewne wierzycieli.
 — Niestety! — odparł Gilbert z westchnieniem.
 — Bardzo dobrze.
 — Wierzyciele te drapieżne, niczem nienasycone zwierzęta, czasem się na coś przydadzą. Musisz ich mieć sporą liczbę?
 — Za wielką nawet!
[ 38 ] — Wysłuchaj mnie uważnie. Niema złego, któreby na dobre nie wyszło. Jeżeli dozwolisz księdzu d’Areynes zwołać radę familijną, do czego ma prawo niezaprzeczone, to powtarzam, wybierze osoby dla niego, rzecz prosta, odpowiednie przekonaniami i posiadając większość postanowi, co zechce. Jeżeli zaś uprzedzisz go, będziesz mógł wybrać kupców, twoich wierzycieli, którzy wiedząc, że córka twa posiada majątek, będą się spodziewali, że pieniędzmi jej przede wszystkiem zaspokoisz swe długi i w tej nadziei będą ci we wszystkiem posłuszni... Dam ci dobrą radę. Wybieraj takich, którym jesteś winien najwięcej. Ksiądz d’Areynes, jeżeli chce, będzie członkiem rady, ale nic zrobić nie potrafi, mając większość przeciwko sobie. Co myślisz o mojem rozumowaniu?
 — Że jest bez zarzutu. Pozostaje jeszcze kwestya wielce drażliwa.
 — Jaka?
 — Notarjusz rodziny i zarazem administrator majątku zmarłego hrabiego nie zaszczyca mnie swą sympatyą i będzie działał przeciwko mnie.
 — A ciebie co to obchodzić może. Będzie musiał poddać się postanowieniom, rady familijnej. Uprzedź go zresztą, a jeżeli zechce robić jakie szykany, powiedz mu tylko, iż wiesz o pewnym punkcie testamentu hrabiego, a umilknie. Nie lękaj się niczego. Jesteśmy panami położenia, więc nie zwlekaj.
 — Bądź o to spokojnym.
 Rozstali się.
 Grancey odjechał do siebie, Gilbert zaś powrócił do pokoju żony.
 Henryka znajdowała się w tym samym stanie, od czasu do czasu wybuchała gwałtownie, to znów popadała w odrętwienie.
 Gilbert uważając, że Blanka może zasiąść przy matce kazał ją przywołać.
 Gdy nadbiegła, ujął ją za rękę i głosem złamanym przemówił:
 — Lękam się, drogie moje dziecię, że matka twoja jest na zawsze straconą Doktor Germain przewidział to i nie robił nawet nadziei wyleczenia... Paroksyzm, który [ 39 ]objawił się nagle bez żadnego powodu, rokuje jak najfatalniejsze zakończenie.
 I dla skuteczniejszego oszukania swej córki otarł łzy z oczu.
 — Patrz — mówił dalej — ciało żyje, ale jasność umysłu znikła. Jest zmarłą dla nas. Ty jedna pozostałaś mi droga Blanko! Jak ja cię będę kochał. Szczęście twoje będzie odtąd celem mego życia. Zastąpię ci matkę!
 Dla lepszego odegrania komedyi miłości ojcowskiej przyciągnął ją ku sobie i przycisnął do serca łącząc łkania swoje z jej płaczem.
 Gdy uwolnił ją z objęć, Blanka podeszła do matki ujęła jej ręce i wyjąkała:
 — Mamo! mamo droga!
 Obłąkana nagłym ruchem zerwała się z siedzenia.
 — Dla czego nazywasz mnie matką? — zawołała głosem chrapliwym. — Ty nie jesteś moją córką. Idź precz... nieznam cię, odejdź odemnie!!
 I gwałtownie odepchnęła Blankę, która utraciwszy równowagę osunęła się na kolana.
 — Widzisz — rzekł Gilbert, podnosząc ją i odprowadzając od łóżka, jak gdyby od zasłonięcia od gwałtowności chorej. — Obłąkanie niebezpieczne. Może cię uderzyć. Nie powinnaś pozostawać tu dłużej. Wracaj do swego pokoju.
 — Nie ojcze — rzekła Blanka, zalana łzami — pozwól mi pozostać przy mamie... ja uspokoję ją... ja się nie lękam. Pozwól mi czuwać nad nią. Kto wie, czy moja troskliwość nie powróci jej zmysłów.
 W tej chwili paroksyzm wznowił się.
 Henryka krzyknęła przeraźliwie, jak gdyby ją kto zabijał i zaczęła rwać z całą gwałtownością wiszące u łóżka draperye.
 — Widzisz sama rzekł iż popełniłbym występek pozostawiając cię przy niej. Chodź moje dziecię. Przyślę tu pokojową dla czuwania nad nią, a ty idź do siebie.
 Blanka z rozdartem sercem odeszła do swego pokoju.
 Gilbert przywołał pokojową i zabronił jej wpuszczać Blanke, sam bowiem zamierzał wyjechać na miasto dla spełnienia zleceń Grancey’a.
[ 40 ] Gdy wrócił do domu w godzinie obiadowej miał już zapewnionych posłusznych jego woli członków przyszłej rady familijnej.
 Następnego dnia doktor Germain i Lucyan przybyli do pałacu o dziesiątej z rana.
 Gilbert ze zbladłem obliczem wyszedł na ich spotkanie.
 Lekarz spostrzegłszy go zapytał zaniepokojony:
 — Czy stało się co nieprzewidzianego!
 — Tak jest, doktorze.
 — Paroksyzm?
 — Straszny. Jest zupełnie obłąkaną!
 — Lucyan zbladł.
 Gilbert zaprowadził ich do pokoju chorej.
 Pani Rollin siedząca z otoczonemi ciemną obwódką błędnemi oczyma z drżącemi ustami i konwulsyjnie zaciśniętemi palcami, usłyszawszy szmer kroków odwróciła ku podchodzącym głowę i wybuchnęła przeraźliwym śmiechem.
 Następnie, skoro Lucyan zbliżył się do łóżka, zerwała się z posłania i wyciągnąwszy rękę, zawołała:
 — Jesteś nikczemny potworze serca i duszy. To ty porwałeś mi moją córkę, lecz musisz mi oddać ją. Zwróć mi ją natychmiast bo cię zabiję!
 — Strzeż się pan, ostrzegam — zawołał doktor Germain, widząc że obłąkana chce rzucić się na młodzieńca.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false