Gdy wrócił do domu w godzinie obiadowej miał już zapewnionych posłusznych jego woli członków przyszłej rady familijnej.
Następnego dnia doktor Germain i Lucyan przybyli do pałacu o dziesiątej z rana.
Gilbert ze zbladłem obliczem wyszedł na ich spotkanie.
Lekarz spostrzegłszy go zapytał zaniepokojony:
— Czy stało się co nieprzewidzianego!
— Tak jest, doktorze.
— Paroksyzm?
— Straszny. Jest zupełnie obłąkaną!
— Lucyan zbladł.
Gilbert zaprowadził ich do pokoju chorej.
Pani Rollin siedząca z otoczonemi ciemną obwódką błędnemi oczyma z drżącemi ustami i konwulsyjnie zaciśniętemi palcami, usłyszawszy szmer kroków odwróciła ku podchodzącym głowę i wybuchnęła przeraźliwym śmiechem.
Następnie, skoro Lucyan zbliżył się do łóżka, zerwała się z posłania i wyciągnąwszy rękę, zawołała:
— Jesteś nikczemny potworze serca i duszy. To ty porwałeś mi moją córkę, lecz musisz mi oddać ją. Zwróć mi ją natychmiast bo cię zabiję!
— Strzeż się pan, ostrzegam — zawołał doktor Germain, widząc że obłąkana chce rzucić się na młodzieńca.
Nie uważając na to ostrzeżenie, Lucyan postąpił naprzód, a pochwyciwszy zaciśnięte pięści Henryki, powstrzymał ją w miejscu.
Zatopiwszy natenczas pogramiające spojrzenie w metnym wzroku obłąkanej, zawołał nakazująco:
— Milcz!... i patrz we mnie! Ja tak chce!