Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom IV/VIII

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 40 ]
VIII.

 Nie uważając na to ostrzeżenie, Lucyan postąpił naprzód, a pochwyciwszy zaciśnięte pięści Henryki, powstrzymał ją w miejscu.
 Zatopiwszy natenczas pogramiające spojrzenie w metnym wzroku obłąkanej, zawołał nakazująco:
 — Milcz!... i patrz we mnie! Ja tak chce!
[ 41 ] Zamiast usłuchać, pani Rollin w tył się rzuciła. Krzyk nakształt wycia dzikiego zwierza, wybiegł z jej ust i upadła w konwulsyach na łóżko.
 — Zgubiona! — wyszepnął Lucyan z rozpaczą — nieodwołalnie zgubiona!
 Doktor Germain zmarszczył czoło. Straszne podejrzenie zrodziło w jego umyśle.
 Podszedł do Gilberta, który ze zwykłym sobie talentem udawał strapionego.
 — Paroksyzm, o jakim pan nam mówiłeś rzekł a który nieszczęściem stwierdziliśmy przed chwilą, pochodzi bez wątpienia z jakiejś przyczyny materyalnej.
 Gilbert przecząco potrząsnął głową.
 — Z żadnej — odrzekł.
 — To zdaje mi się być nieprawdopodobnem! A jednak tak jest.
 — Pozwól mi pan wątpić o tem.
 — Cóż więc pan sądzisz?
 — Sądzę i jestem przekonanym, iż ten paroksyzm 20stał wywołany wskutek gwałtownego wzruszenia.
 — Mylisz się pan.
 — Czy pan tu byłeś, gdy on się objawił?
 — Byłem, panie doktorze.
 — A prosiłem pana wczoraj, ażebyś nie przychodził do chorej bez mojego upoważnienia.
 — Wiem o tem; wszak pewna nader ważna okoliczność znagliła mnie do przestąpienia pańskiego rozkazu.
 — Żadna okoliczność nie powinna była zmusić pana do tego, skoro wiedziałeś, że zupełny spokój został nakazany pani Rollin. Cóż pan mieć mogłeś tak nagłego i ważnego do powiedzenia chorej?
 — Chciałem z nią pomówić o przyszłości mej córki.
 — O przyszłości córki? — powtórzył stary doktor — w takiej chwili, o podobnej rzeczy? Nie! pan chyba żartujesz, panie Rollin.
 — Działałem, jak miałem ku temu prawo! — odrzekł Gilbert wyniośle. — Są rzeczy, o których niepotrzebuję z panem dyskutować. Nie jesteś spowiednikiem, doktorze.
 — Nie żądam od pana spowiedzi-odrzekł doktor Ger[ 42 ]main — ani chcę wiedzieć szczegółów, ażeby być pewnym, że pan ma ciężko obciążone sumienie.
 — Nic mi nie wyrzuca moje sumienie mruknął obojętnie Gilbert zresztą nie chodzi tu o dyskutowanie, ale o postanowienie co przedsięwziąć dla przyniesienia ulgi chorej.
 Doktór Germain zwrócił się do Lucyana, który stał niemy i blady z gniewu.
 — Powinniśmy w rzeczy samej, kolego — rzekł — zająć się obecnie naszą biedną chorą. Pozostawmy innym, ich odpowiedzialność moralną. Będzie to straszny obrachunek! Lekceważone w tym domu nasze przepisy i polecenia, będą szanowane tam, gdzie nikt nie będzie miał interesu przeszkadzać uzdrowieniu tej nieszczęśliwej. Żądam, ażeby pani Rollin została przewiezioną do Domu zdrowia jaki my wskażemy i to dziś bezwłocznie. Podzielasz kolego me zdanie?
 — W zupełności — rzekł Lucyan.
 — Panie Rollin, czy pan słyszałeś?
 — Słyszałem i aprobuje pańskie postanowienie.
 — Naprzód... byłem tego pewnym — rzekł doktór z goryczą, a zmieniając ton rozmowy. — Obadwa z moim młodym kolega — dodał wskazując na Lucyana--wydamy świadectwo, które pan każesz zlegalizować. Wskazujemy panu Dom zdrowia doktora Morier w Autenil. Jest to zakład pierwszorzędny, którego dyrektor jest specyalistą. O czwartej przyjedziemy tu po naszą chorą, aby ją tam zawieźć. Pańska obecność będzie nam potrzebną.
 — Będę na panów oczekiwał-rzekł Gilbert.
 — Czy panna Rollin zna obecny stan swej matki? — pytał Lucyan.
 — Zna go. Sądzicie panowie, że można jej pozwolić pożegnać się z matką? Czy nie zaszkodzi to jej zdrowiu?
 — Panna Blanka jest silną i odważną — odrzekł doktór Germain. — Niezachodzą obawy o jej zdrowie. Może uścisnąć swą matkę zanim ją wywieziemy z tego domu. A teraz przejdźmy do pańskiego gabinetu, dla napisania świadectwa.
 Uczyniwszy to, odeszli obaj doktorzy.
[ 43 ] — Ależ to łotr skończony, ten Gilbert Rollin! — zawo-doktorzawo-doktor Germain, gdy się znaleźli oba na ulicy.
 — Nikczemnik! — odrzekł Lucyan. — Biedna Blanka.
 — Będziemy nad nią czuwali.
 — Cóż my możemy zrobić? On ma za sobą prawo.
 — Bądź co bądź czuwać będziemy i krzywdy jej zrobić nie damy. Tu stary lekarz wsiadł do powozu, Lucyan zaś udał się do księdza d’Areynes, aby go o wszystkiem powiadomić.

∗             ∗

 — Gilbert po zlegalizowaniu świadectwa lekarskiego, pojechał do notaryusza rodziny d’Areynes.
 — Przybywam zakomunikować panu bardzo smutną wiadomość rzekł, pokazując mu akt napisany na papierze stemplowym.
 Notaryusz wziąwszy papier przeczytał go i zbladł.
 — Obłąkana! — zawołał. — Ach! nieszczęśliwa!
 A odzyskawszy po chwili spokój, zapytał:
 — Chciałbym wiedzieć, czy pan przybyłeś do mnie jedynie w celu zakomunikowania mi tej bolesnej wiadomości?
 — Nie! Mam obok tego inny interes. Moja żona jako obłąkana, jest pewnie uważana za zmarłą, a sukcesorką jej zostaje teraz ma córka.
 — To jeszcze wątpliwe...
 — Tak pan sądzisz?
 — Naturalnie. Pani Rollin może zostać uleczoną.
 — Przypuśćmy. Niemniej przeto jestem prawym opiekunem mej córki, a tem samem rozporządzającym dochodami pani Rollin, aż do jej wyzdrowienia, lub pełnoletności Blanki.
 — Kwestye tę rozstrzygnie rada familijna.
 — I ja tak myśle, dla tego też przybyłem uprzedzić pana, że po wyjściu od niego, udaję się wprost do sędziego pokoju, któremu złożę listę bardzo szanownych osób członków rady i poproszę o zwołanie jej.
[ 44 ] — Będziesz pan żądał zwołania rady familijnej — zapytał notaryusz.
 — Cóż pana tak dziwi to? Chodzi mi o to, aby prawa moje zostały określone i szanowane.
 — Prawa te jasno są wyrażone w testamencie hrabiego d’Areynes.
 — Czy jest pan tego pewien ironicznie zapytał — Gilbert.
 — Ależ...
 — Jesteś pan prawnikiem zanadto biegłym-przerwał Rollin — abyś nie wiedział o pewnym punkcie testamentu, jaki pociąga za sobą jego nieważność.
 Notaryusz, niechcąc przyznać słuszności Gilbertowi odrzekł:
 — Niewiem o jakiej właściwie nieważności pan mówi.
 — Przypuśćmy — odrzekł Gilbert, śmiejąc się że nie jesteś pan dość biegłym prawnikiem, wszak nie będę wszczynał z panem dyskusyi w kwestyi, która będzie rozstrzygniętą na drodze innej. Powiem tylko, że choroba pani Rollin pociągnie za sobą wydatki wielkie. Czy mogę wiedzieć, jaką sumę może mi pan teraz wręczyć?
 — Żadnej — odrzekł notaryusz — panu żadnej. Rachunek zdam radzie familijnej.
 — Ona sama zażąda go od pana — brutalnie odrzekł Gilbert.
 — Jest gotów. Po nad to niemam nic więcej panu do powiedzenia.
 — I ja zarówno. Żegnam!...
 Po wyjściu od notaryusza Rollin udał się do sędziego pokoju, załatwił interes w sprawie zwołania rady familijnej i następnie powrócił na ulicę Vaugirard.
 Notaryusz nie zdołał jeszcze otrząsnąć się z oburzenia wywołanego w nim bezczelnością Gilberta. Gdy służący powiadomił go o przybyciu księdza d’Areynes.
 — Czy wie ksiądz co się stało? — zapytał gościa.
 — Wiem. Przed chwila widziałem się z Lucyanem Kernoël’em. Straszna rzecz. Przyszedłem poradzić się pana co robić dla zabezpieczenia interesów mojej kuzynki i jej córki.
[ 45 ] — Pan Rollin wyszsdł odemnie przed pięcioma minutami.
 — Po cóż on przychodził?
 — Ależ to łotr! Wszystko przewidział. Wprost odemnie udał się do sędziego pokoju z przygotowaną listą członków rady familijnej, którą postanowił zwołać w interesie swej córki.
 — Nie chodzi tu o córkę, lecz o matkę-odrzekł ksiądz d’Areynes.
 — Matka jest obłąkaną.
 — Czy jednak do czasu wydania decyzyi przez sąd nie mogłaby korzystać z swych praw i czy majątkiem nie mógłby zarządzać kurator mianowany przez trybunał?
 — Zapewne, kurator jednak nie przeszkodzi Rollinowi wydać córkę za mąż, gdyż z chwilą tą Marya-Blanka stanie się użytkowniczką na miejsce swej matki.
 — Nie zgodzimy się na to małżeństwo.
 — Próżny będzie opór księdza, zwłaszcza jeżeli pan Rollin mając poparcie posłusznej sobie rady familijnej, zechce zwalić testament.
 — Co pan mówisz?
 — Tak jest. Pan Rollin wie, że testament zawiera w sobie pewien punkt bardzo słaby ztąd zagroził mi procesem...
 — Przegra go!
 — Przeciwnie, wygra!
 — Więc nic zupełnie nie możemy poradzić?
 Nic...




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false