U Skajskiej bramy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | U Skajskiej bramy |
Pochodzenie | Tęcza łez i krwi |
Data wydania | 1921 |
Wydawnictwo | Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska“ |
Druk | Zakłady Graficzne „Bibljoteki Polskiej“ w Bydgoszczy |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cały tomik |
Indeks stron |
[ 63 ]
Ścichnij na chwilę, wrzawo wojenna oręża
I ty, nieszczęścia jęku! Niewiastę i męża
I dziecko widzę!... Oniż to? Żywi? Czy cienie?
Jestże to jawa oczu czyli przewidzenie?
Zaiste, to ich boskie, wieczyste postacie,
W nieśmiertelnej boleści wzniosłym majestacie,
W posągach piękna pieśnią oddane wieczności,
Świętą apoteozą rozłąki miłości.
Czuwam, patrzę... O, znam ich i wiem, jak się zwali...
Czyjem zaklęciem wskrześli, w ciała zmartwychwstali?
Znikła rzeczywistości i złudy granica!
Przeszłość teraźniejszością jest! Widzę ich lica,
Słyszę głosy... Nie roi widziadeł myśl chora...
Oto widzę mężnego przed bojem Hektora,
A przy nim postać piękną smutnej Andromachy,
Co w sercu złe przeczucia żywiąc i przestrachy,
Astyjanaksa trzyma małego na ręku
I gładząc dłoń mężową, błaga w drżącym lęku:
„O, ty niebaczny! Zgubi cię twoja odwaga!
Czy się serce w twej piersi na tę myśl nie wzdraga
Jaki nam los gotujesz okropny, straszliwy?
Czy nie żal ci dziecięcia i mnie nieszczęśliwej,
Która zostanę wdową, gdy, mordercze zgraje
Rzuciwszy w bój, pozbawią cię życia Danaje?
O, raczej, niech mnie schłonie noc ciemnej mogiły,
Niżbym utracić miała ciebie, o mój miły!
Bo nie zostanie dla mnie pociechy po tobie,
Jeno pustka obłędna i rozpacz w żałobie!
Utraciłam rodziców, gdym dla serca głosu
Dom u stóp lesistego rzuciła Plakosu
I tyś mi teraz ojcem, matką, siostrą, bratem,
Kochankiem mym i mężem, wszystkiem, całym światem!
Więc zlituj się nademną, nie rzucaj w rozłące!“
Na to Hektor odrzecze kochanej małżonce:
„I mnie niepokój w serce żga żądłem kryjomem,
Lecz okryłbym się hańbą wieczystą i sromem,
Gdybym, jak tchórz, nie dzielił w boju braci doli.
Zostać mi moja mężna dusza nie pozwoli,
Bo wzywa mnie nadzieja święta i ofiarna,
Choć ją kirem żałoba odziewa dziś czarna.
Sobiem winien, nad późnych lat srebrną siwiznę,
Dobrą sławę, a dziecku swobodną Ojczyznę.
Przewiduję, że czeka mnie śmierć w krwawym pyle.
Lecz własna moja dola nie straszy mnie tyle,
Jak twoja, o nieszczęsna, gdy w dniach trwóg i klęski
Porwie cię zlaną łzami, skrzywdzi wróg zwycięski.
I w opuszczeniu gorzkiem, co podłych ośmiela,
Pozbawiona małżonka, swego żywiciela,
Musiałabyś, u obcych ludzi na wysłudze,
Poniewoli zamiatać z kurzu progi cudze
I dla pani swej, czcząc ją ugięciem pokłonu,
Nosić wodę z Mezeju lub Hiperyjonu.
Niejeden wtedy, świadom, czem byłaś zawczora,
Widząc cię, powie: Patrzcie to żona Hektora!
A tobie tem gorętsze ból każe łzy ronić,
Że nie masz męża, który mógłby cię osłonić“.
Tak rzecze i ramiona wyciąga do syna,
Lecz cofa się i z płaczem garnie się dziecina
Do matki, przestraszona postacią nieswoją
Uzbrojonego ojca, zmienionego zbroją.
Zaśmiał się rodzic drogi i matka kochana.
Więc Hektor hełm zdejmuje i nagnie kolana,
Stawiając go na ziemi. I wyzbyte lęku
Dziecko drogie całuje, kołysząc na ręku
I modli się, głąb serca Bogu otworzywszy:
„Panie, daj, aby syn był od ojca szczęśliwszy
I lepszy. I gdy stanie się, że w boju zginę,
Niechaj żyje i serce pociesza matczyne.“
To rzekłszy, dziecko żonie oddaje w ramiona,
Co przez łzy uśmiechnięta tuli je do łona,
A sam wzruszony głaszcze jej rękę w swej dłoni
I ostatniemi słowy odzywa się do niej:
„Ostaj z Bogiem, najdroższa, i nie trap się w duszy
Zbytecznie! Śmierć bez woli Boga mnie nie ruszy!
Tchórz, czy dzielny, z śmiertelnych żaden urodzony
Nie ujdzie doli sobie z nieba przeznaczonej.
Wracaj do domu, pilnuj codziennej roboty,
A nam, mężom, wojenne pozostaw kłopoty“.
Uścisnął ją, hełm wdziewa i pasa przykraca.
A małżonka do domu z dziecięciem powraca,
Stawiając kroki wolne, bezwiedne, niechcące,
Odwracając się ciągle, łzy lejąc gorące,
Aby w domostwie cichem, wśród komnat ukrycia,
Opłakiwać małżonka, ach, jeszcze za życia.
O, wizjo nieśmiertelna, wieczysta Homera!
Czyliż, co w pieśni żyje, nigdy nie umiera?
Czyż boleść, którą twórczy sen w kształt boski skusi,
Wieczyście trwa i wiecznie cierpieć w sobie musi?
Na wieki w doskonały wzór zaklęte stadło!
Zda się, życie strzaskało dziś twoje zwierciadło
I w bezliku okruchów, w każdym jego złomku
Odbiło cały obraz, jak rysy w potomku.
Ileż tysięcy razy dziś na naszej ziemi,
Z najmniejszymi drobiazgi, z barwami wszystkiemi
Powtarza się bolesna ta scena codziennie,
W nieśmiertelnej prostocie wiernie i niezmiennie!
Któraż kobieta młoda, w łzach cichych męczeństwa,
Nie jest dziś Andromachą w przedjutrzu wdowieństwa!
Któreż z dzieci dziś nie jest, pod matki pieszczotą,
Astjanaksem, bezwiedną jutrzejszą sierotą!
I przytomna rozłące, słysząca to samo,
Ach, któraż dzisiaj brama, nie jest Skajską bramą!
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |