Page:Staff - Tęcza łez i krwi.djvu/63

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.



Ścichnij na chwilę, wrzawo wojenna oręża
I ty, nieszczęścia jęku! Niewiastę i męża
I dziecko widzę!... Oniż to? Żywi? Czy cienie?
Jestże to jawa oczu czyli przewidzenie?
Zaiste, to ich boskie, wieczyste postacie,
W nieśmiertelnej boleści wzniosłym majestacie,
W posągach piękna pieśnią oddane wieczności,
Świętą apoteozą rozłąki miłości.
Czuwam, patrzę... O, znam ich i wiem, jak się zwali...
Czyjem zaklęciem wskrześli, w ciała zmartwychwstali?
Znikła rzeczywistości i złudy granica!
Przeszłość teraźniejszością jest! Widzę ich lica,
Słyszę głosy... Nie roi widziadeł myśl chora...
Oto widzę mężnego przed bojem Hektora,
A przy nim postać piękną smutnej Andromachy,
Co w sercu złe przeczucia żywiąc i przestrachy,
Astyjanaksa trzyma małego na ręku
I gładząc dłoń mężową, błaga w drżącym lęku:
„O, ty niebaczny! Zgubi cię twoja odwaga!
Czy się serce w twej piersi na tę myśl nie wzdraga
Jaki nam los gotujesz okropny, straszliwy?
Czy nie żal ci dziecięcia i mnie nieszczęśliwej,
Która zostanę wdową, gdy, mordercze zgraje
Rzuciwszy w bój, pozbawią cię życia Danaje?

59