Page:Staff - Tęcza łez i krwi.djvu/64

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

O, raczej, niech mnie schłonie noc ciemnej mogiły,
Niżbym utracić miała ciebie, o mój miły!
Bo nie zostanie dla mnie pociechy po tobie,
Jeno pustka obłędna i rozpacz w żałobie!
Utraciłam rodziców, gdym dla serca głosu
Dom u stóp lesistego rzuciła Plakosu
I tyś mi teraz ojcem, matką, siostrą, bratem,
Kochankiem mym i mężem, wszystkiem, całym światem!
Więc zlituj się nademną, nie rzucaj w rozłące!“

Na to Hektor odrzecze kochanej małżonce:
„I mnie niepokój w serce żga żądłem kryjomem,
Lecz okryłbym się hańbą wieczystą i sromem,
Gdybym, jak tchórz, nie dzielił w boju braci doli.
Zostać mi moja mężna dusza nie pozwoli,
Bo wzywa mnie nadzieja święta i ofiarna,
Choć ją kirem żałoba odziewa dziś czarna.
Sobiem winien, nad późnych lat srebrną siwiznę,
Dobrą sławę, a dziecku swobodną Ojczyznę.
Przewiduję, że czeka mnie śmierć w krwawym pyle.
Lecz własna moja dola nie straszy mnie tyle,
Jak twoja, o nieszczęsna, gdy w dniach trwóg i klęski
Porwie cię zlaną łzami, skrzywdzi wróg zwycięski.
I w opuszczeniu gorzkiem, co podłych ośmiela,
Pozbawiona małżonka, swego żywiciela,
Musiałabyś, u obcych ludzi na wysłudze,
Poniewoli zamiatać z kurzu progi cudze

60