Modlitwa podczas Mszy

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Krasiński
Tytuł Modlitwa podczas Mszy
Pochodzenie Pisma Zygmunta Krasińskiego
cykl: Modlitewnik
Wydawca Karol Miarka
Data wydania 1912
Druk Karol Miarka
Miejsce wyd. Mikołów; Częstochowa
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cały cykl
Download as: Pobierz Cały cykl jako ePub Pobierz Cały cykl jako PDF Pobierz Cały cykl jako MOBI
Cały tom VI
Download as: Pobierz Cały tom VI jako ePub Pobierz Cały tom VI jako PDF Pobierz Cały tom VI jako MOBI
Indeks stron

[ 119 ]

MODLITWA PODCZAS MSZY.
────

 Na wspomnienie Twoje, życie Twoje w krótkiej godzinie powtórzy sługa Twój, o Panie — wszystko, coś myślał i mówił, i wszystko, co wycierpiałeś.
 U stóp ołtarza on się nachyla i duma w milczeniu, nim zacznie ofiarę tak świętą.
 Teraz wstąpił na stopnie ołtarza. — Dziecię mu odpowiada. — On obrazem Twoim w tej chwili, o Boże! a to dziecię, to ludzkość, co słowom Twoim odpowiada.
 To ludzkość, co przed Tobą była, jest i będzie zawsze dzieckiem. — Dlatego Ty ją zbawisz, o Boże!
 Ten puhar, z którego teraz sługa Twój zdjął zasłonę, to puhar goryczy, który świat podał ustom Twoim.
 To puhar krwi Twojej, która świat zbawiła.
 Ta księga, którą roztworzył, to słowo Twoje, opowiedziane kilku wiernym, podane nam przez nich.
 To słowo życia i nieśmiertelności.
 Ty sam byłeś słowem Ojca niebieskiego, jako to jest słowem Twojem.
 Ojciec Cię posłał, jako Ty ich rozesłałeś.
 Ale nim objawiłeś się tym wybranym Twoim, dumałeś długo w samotności Boskiej.
[ 120 ] Wiosna wieku Twojego ludzkiego upłynęła na pustyni.
 Bo Ty sam byłeś światem.
 I jako świat młody, nieśmiertelny, zbliżyłeś się po długich czuwaniach i myślach do tego starego, zepsutego, który panował na ziemi.
 Zaczęła się walka Twoja z nim.
 Nie mieczem walczyłeś, ale potęgą myśli i słowa.
 Tym, których przybrałeś Sobie, nie opasałeś skroni złotymi wieńcami, nie włożyłeś w ich dłonie oręża, ale dałeś im wiarę i siłę cudów — kazałeś ich Duchom stąpać i deptać po świecie ciała.
 Byłeś królem niewidomych.
 Byłeś panem nieskończoności.
 Urodzon z niewiasty, kochałeś niewiasty za to, że słabe ciałem i lotne duszą.
 Za to, że bliższe świata duchów.
 Za to, że cierpliwsze na męki.
 Za to, że mniej głośne chwałą.
 Za to, że nieśmiertelności nie mają na ziemi.
 I słabościom ciała i słabościom, w których tlała iskierka miłości, przebaczałeś, Panie!
 Maryi przebaczyłeś, kiedy wonnemi kadzidłami i długim włosem swoim przyszła namaścić Ci stopy — i tej kazałeś odejść w pokoju, tej, którą ukamienować chcieli.
 Ale pychom Ducha, ale uciskającym biednych, ale przechwalającym się w dumie i nieużytości serca, ale kłamiącym przed ludźmi, by uwieść ludzi, nie mogłeś przebaczyć.
 Tam, gdzie nie było miłości, jedno podłość była i złocone fałsze, sądziłeś i potępiałeś.
 Kupców, frymarczących w świątyni, wygnałeś z niej; w obliczu Faryzeuszów iskrzyły się Boskie oczy Twoje i gniew nieśmiertelny wschodził na czoło Twoje!
 Przyrównałeś ich do bielonych sarkofagów.
[ 121 ] Zewnątrz rzeźby kosztowne i marne, wewnątrz próchno tylko.
 Z ludem prostym lubiłeś rozmawiać, usiadłszy na wzgórzach na brzegu morskim.
 Z dziećmi igrać lubiłeś — niewinność lub żal za grzechy przełożyłeś nad udaną cnotę.
 Przebaczyłeś namiętnym za to, że kochali wiele — przebaczyłeś prostym za to, że wierzyli wiele — przebaczyłeś słabym za to, że cierpieli wiele.
 Tym tylko, którzy nic nie kochali, w nic nie wierzyli, nic nie wycierpieli, nie zdołałeś przebaczyć.
 Przekląłeś ich jako sługi książęcia świata!
 I walka Twoja ciągnęła się z niemi — i coraz czarniejsze były ich podstępy — zgubniejsze cele!
 Tyś wiedział, że kto zmaga się z światem, zginąć musi w czasie — by żyć w wieczności.
 Przeczuwałeś jako człowiek koniec Swój.
 Jako Bóg obiecałeś, że wrócisz kiedyś.
 I ze łzami słuchała cię matka Twoja.
 I Tobie także raz przyszły łzy do ócz — kiedyś spojrzał na miasto skazane, na miasto przodków matki Twojej, na ojczyznę Twoją.
 O Ty, co ze wzgórza płakałeś nad Hierozolimą[1], dziś zapłacz nad nami!
 Nim rozstałeś się z wybranymi Twymi, obróciłeś myśl ku Ojcu i powierzałeś ich Jemu świętą modlitwą.
 „Ojcze, nadeszła godzina.
 Imię Twoje ogłosiłem przed ludźmi, których mi powierzyłeś.
 Oni byli Twojemi i dałeś mi ich. — I zachowali słowo Twoje.
 A teraz ja już nie należę do świata, ale oni do niego należą jeszcze — Ja idę ku Tobie.
 Ojcze, święty, strzeż ich w Twojem Imieniu, tych, których mi dałeś, aby byli Jedno, jako my jesteśmy Jedno!
[ 122 ] Nie proszę Ciebie, byś ich wziął ze świata, ale tylko, byś ich uchował od złego!
 Oni nie są ze świata, jako Ja nie jestem ze świata.
 Uświęć ich przez prawdę Twoją!
 Słowo twoje prawdą!
 Aby wszyscy stali się Jednością tak, jako ja jestem w Tobie, a Ty we mnie. — Aby oni także byli Jednością w nas i świat uwierzył, żeś Ty mnie zesłał.“
 I zasiadłeś do ostatniej wieczerzy.
 I ten, który Cię miał zdradzić, stał obok Ciebie — i głowa ukochanego Twego leżała na łonie Twojem.
 Czułeś, o Panie, że Twoja walka zbliża się do końca — ciało Twoje ludzkie wzdrygnęło się i, klęcząc w ogrodzie oliwnym, prosiłeś Ojca Twego, by puhar goryczy od ust Twoich odwrócił.
 Ale Duch Twój Boski śpieszył się ku śmierci.
 Piłat przeląkł się ludzi i przeląkł się jakiegoś Boga — nie chciał ni ludu, ni Boga tego obruszyć — a więc umył ręce nad męką Twoją w rozsądku swoim.
 W Kaifaszu nie było takiej słabości — niewinnego ścigał, nienawidził, potępił.
 A lud hurmem się cisnął, by widzieć Ciebie, kiedyś stąpał, krzyż dźwigając ku wzgórzu Kalwaryi.
 Kiedy pot sączył się z czoła Twego, szydzili.
 Kiedyś upadł na zwirze pod ciężarem krzyża, nie mieli litości.
 Drobne dzieci natrząsały się z Ciebie — Ojce ich i matki przeklinali Ciebie.
 Szedłeś coraz dalej, w znoju i krwi, milcząc i prosząc Ojca, by im przebaczył.
 Świat to, świat ludzki o tej godzinie był naokoło Ciebie — ten sam, co po wszystkie czasy — [ 123 ]zgrzybiały w myślach swoich, nieubłagany w sądach swoich, okrutny w władzy swojej.
 Im starszy, im bliższy końca, tem okrutniejszy.
 Głuchy, martwy, ślepy na wschodzące gwiazdy — czciciel zachodzących, co się wraz z nim urodziły!
 Szyderski i zabójczy — by żyć kilka chwil dłużej!
 Nie przeczuwający, że przez śmierć Twoją będzie zwycięstwo Twoje.
 Nie wiedzący, że kto chce żyć i być duchem na ziemi, wprzódy winien zniknąć z niej ciałem.
 I w tryumfie wiedli Cię do krzyża Twego.
 I w tryumfie rozbili Cię na krzyżu.
 I w tryumfie podawali Ci żółć z octem i piołun gorzki.
 Nie wiedzieli, że w tej chwili stajesz się Bogiem na wieki!
 O, na Golgocie widzę mękę Twoją, o Panie — i tę noc czarną, która stoczyła się nagle pośród dnia jasnego, i tę burzę, co się zerwała w przestrzeń, i to czoło Twoje, uwieńczone cierniami, i to oko Twoje spokojne, ostatni raz błogosławiące wzrokiem ziemię i synów ziemi.
 Spojrzeniem miłości objąłeś ich wszystkich i wnuków ich i naturę całą, konając.
 I plemię ludzkie objąłeś myślą Twoją aż do końca wieków.
 I rzekłeś, przewidując walki i rozpacze tych, którzy przyjdą po Tobie dobrze czynić i skonać, rzekłeś słowo nieskończonego bólu: „Czego opuściłeś Mnie, Ojcze?“
 By Ojciec darował w niebiesiech chwile zwątpienia dzieciom Swoim na ziemi.
 By dopełnioną została męka ludzka, by w puharze goryczy kropli nie wypitej jednej nie zostało.
 By Duchowi nieznośnie było w chwili śmierci, jako jest ciału.
[ 124 ] By ta ostatnia próba nieszczęścia, to ostatnie zemdlenie serca, ten ostatni rozdział Syna i Ojca, wycisnął łzy Aniołom i przebłagał Boga.
 I odtąd nie było duszy jednej pięknej i wielkiej, w którejby nie powtórzyły się te Twoje słowa ostatnie.
 Każda szukała Ojca i ukrzyżowaną została w imieniu Jego i w chwili wyrocznej drżeć zaczęła o siebie, czy też znajdzie Ojca, którego szukała.
 I noc pozornie nad nią zstąpiła w tej ostatniej próbie.
 Miłość ją przytuliła do łona, kiedy jej rozpacz nieznośną się stała — kiedy od jej żądań i westchnień pękło jej znikome życie.
 Bo nie módz już żyć chwili jednej dłużej z bólu, to wniebowstąpić, o Panie!
 Ale Ty, by nauczyć nas, co się staje z duchem za zasłoną tej pozornej nocy, kiedy wszystko ucichnie i, zda się, rozwiało się na zawsze, dnia trzeciego podniosłeś się z grobu.
 Pierwsza, niewiasta Cię ujrzała i poznała, Panie!
 Potem objawiłeś się mężom — obiecałeś im pocieszyciela. Ducha świętości, Ducha, który nieustannie krąży między Tobą a Ojcem, który spaja Ciebie z Nim na zawsze — Życie.
 I ten Duch święty w nas jest, o Panie!
 Bo my ni ciałem, ni Duchem czystym: my zgodą ciała i Ducha — my żyjącą miłością tych dwóch połów stworzenia, tych dwóch części wiekuistej myśli Twojej.
 I kiedyś wrócił do Ojca na skrzydłach Aniołów, zesłałeś pocieszyciela wiernym Twoim — podwoiłeś ich życie — wypotężniłeś ich dusze. — Związałeś ściślej ich myśl z ich ciałem.
 Oni mówili wszystkiemi słowy i czynili cuda, świadcząc Imieniowi Twemu — i tak żyli w [ 125 ]miłości ducha i ciała, że ciało w nich nie wzdrygało się konać, kiedy Duch rozkazał.
 Ty na prawicy Ojca w kształcie Twoim ludzkim zasiadłeś na wieki — przez Ciebie zbawione, unieśmiertelnione ciała.
 Tyś słowem żyjącem, widomem, dotykalnem. Z głębin nieskończoności wyszedłeś, opisałeś się w kształt, bo żal Ci było tej nieszczęśliwej, tej cierpiącej materyi — przybrałeś ją, Panie, za córę Swoją i ona nieśmiertelną stała się w obliczu Ojca Twojego!
 On nieskończony, On niewidomy — przez Ciebie tylko dochodzim do Niego — Tyś światem — On myślą świata — a Duch, co wiąże Ciebie i Jego, a Jedność Wasza bez końca, jest miłością miłości — jest wiecznością wieczności — jest Bogiem!
 O Boże potrójny i jedyny, zmiłuj się nad nami!
 W Imieniu Ojca i Syna i Ducha niechaj zbawioną będę!
 W Imieniu Ojca i Syna i Ducha niechaj cierpię na ziemi, by zmartwychwstać kiedyś!
 Kapłan teraz wzniósł puhar krwi Twojej i wypił ją i położył ciało Twoje.
 Nigdy męka Twoja, trud Twój nie ustaje na ziemi.
 Tajemnica tajemnic, krzyż Twój, to dzieje nasze.
 W każdem sercu ludzkiem ta tajemnica powtarza się codzień.
 W każdej rodzinie — w każdym narodzie.
 W Ludzkości całej tylko nie, boś Ty ją zbawił i wiedziesz ku szczęściu wiecznemu.
 Ale dla rodzin męczą się syny i córki i ojcowie i matki.
 Dla narodów męczą się obywatele i wodzowie i sędzie i kapłani ludu.
 Dla ludzkości całej codzień męczą się narody i umierają w bólach, rozpaczając.
 Krew Twoja leje się co chwila.
[ 126 ] Ciało Twoje przebite co chwila.
 Każda myśl, co błąka się i zmaga się ze światem, cierpi w Tobie.
 Każde serce, co pęka, rozdziera się w Tobie.
 Na milionach krzyżów, od bieguna do bieguna, miliony Męczenników konają w Imieniu Twojem na podobieństwo Twoje.
 Nim Ty umarłeś, śmierć i ból hańbą były.
 Od dnia skonu Twego stały się chwałą i nadzieją.
 Boś Ty śmierć przeszlachetnił na Życie.
 Boś Ty ciału nieśmiertelność obiecał w nadgrodę męki.
 I ja krzyż mój noszę, i ja gwoździe czuję w dłoniach moich, w boku moim.
 I modlę się do Ciebie męką moją ludzką — jako Ty do Ojca Swoją Boskąś się modlił za nas wszystkich i za Siebie.
 Jeszcze raz, nim ustąpi z ołtarza, sługa Twój odczytuje słowa Twoje — słowa ulubieńca Twego — słowa tego, któremuś Matkę powierzył w ostatniej godzinie:
 „Na początku było słowo — I słowo było w Bogu — i to słowo było Bogiem.
 Ono było na początku z Bogiem.
 Wszystko przez nie uczynionem zostało, a nic bez niego się nie stało.
 W niem było życie, a życie było światłem ludzi.
 I światło zajaśniało wśród ciemności, ale ciemności nie poznały Go.“
 Tem słowem, ubranem w kształt, Ty byłeś. Tyś zstąpił, ale nie przyjęli Ciebie.
 I jako Ciebie przeklęli, tak i wszystkich Twoich do dziś dnia przeklinają na ziemi.
 Ale jakoś przemógł nad światem, tak i Twoi przemogą nad światem.
Twojemi byli po wszystkie czasy i są dotąd ci, którzy kochają i chcą.
[ 127 ] Wrogami Twymi byli i są ci, którzy nie kochają i nic nie chcą. Walce tej błogosławisz, Panie.
 Natchnionych miłością Ty obdarzasz męczeństwem. — Inni piją i jedzą w dumie swojej, a nie wiedzą końca!
 Skończyła się Ofiara święta. — Znów zasłonę kapłan złożył nad puharem Twoim i schodzi z ołtarza.
 „Idźcie, — mówi do nas — dopełnionem jest!“
 I odchodzim, Panie, w nadziei, że kiedyś oglądać Cię będziem w chwale Twojej tam, gdzie bólu ni złudzeń już nie będzie, jedno Ty i Ojciec Twój, i my wszyscy, z Tobą i z Ojcem Twoim połączeni Duchem na wieki wieków — Amen.

──────

Przypisy[edit]

  1. Hierozolima — Jerozolima.


#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false