Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/127

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 Wrogami Twymi byli i są ci, którzy nie kochają i nic nie chcą. Walce tej błogosławisz, Panie.
 Natchnionych miłością Ty obdarzasz męczeństwem. — Inni piją i jedzą w dumie swojej, a nie wiedzą końca!
 Skończyła się Ofiara święta. — Znów zasłonę kapłan złożył nad puharem Twoim i schodzi z ołtarza.
 „Idźcie, — mówi do nas — dopełnionem jest!“
 I odchodzim, Panie, w nadziei, że kiedyś oglądać Cię będziem w chwale Twojej tam, gdzie bólu ni złudzeń już nie będzie, jedno Ty i Ojciec Twój, i my wszyscy, z Tobą i z Ojcem Twoim połączeni Duchem na wieki wieków — Amen.

──────


MODLITWA
(PRZEBUDZIWSZY SIĘ W NOCY).
────


 O tej godzinie przesuwają się Duchy umarłych i cierpią żyjący — ci, którzy nieszczęśliwi, którzy wspominają przeszłość, a nie mają przyszłości!
 O Boże, daj pokój Swój tym wszystkim, którzy się męczą o tej godzinie!
 Oni nie mogą zasnąć, jako ja, Panie. — Cicho wokoło nich i pusto, jak wokoło mnie, Panie!
 Czarne widma ich duszę rozdzierają. — To, co było, staje nazad w ich oczach i jest przed niemi — a czują jednak — że samotnemi zostali — że siebie i innych goryczą opasali!
 Ale w tych sercach skazanych nie to, że sami cierpią, jest męką, ale to, że inni może w tej chwili plączą niesłyszani, dalecy, bez ratunku, bez nadziei.  Oto męka mąk, oto ich wieczne konanie, o Boże!
 Jakkolwiek oni to sprawili niepamiętni, niewstrzymani, ślepi, daruj im, o Panie!