Małgorzata z Zembocina/IV

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Krasiński
Tytuł Małgorzata z Zembocina
Pochodzenie Pisma Zygmunta Krasińskiego
Wydawca Karol Miarka
Data wydania 1912
Druk Karol Miarka
Miejsce wyd. Mikołów; Częstochowa
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cały utwór
Download as: Pobierz Cały utwór jako ePub Pobierz Cały utwór jako PDF Pobierz Cały utwór jako MOBI
Cały tom V
Download as: Pobierz Cały tom V jako ePub Pobierz Cały tom V jako PDF Pobierz Cały tom V jako MOBI
Indeks stron
[ 83 ]
IV.

 Ustały zembocińskie gwary, huczna biesiada rozpierzchła się zupełnie, a cisza i posępne milczenie znowu zaległo gród Mikołaja. Dawny tylko dworzanin ze swoją połowicą Dorotą, uprzątając komnaty, tak z sobą rozmawiali:
 — Biedna też to prawdziwie ta nasza pani! Nazlatuje się, wie go Bóg kto, do domu i rada nie rada musi gościnnie podejmować wszystkich.
 — Pocóż tak czyni? — ozwie się Dorota. — Nie może zamknąć przed nosem bramy tym gachom?
 — Dziwna ty jesteś, Dosiu. Czy nie słyszysz codziennie, jak zewsząd dochodzą odgłosy napadów, uwięzień rabunków, gwałtów i tysiącznych bezprawi? Niechajnoby uchybiła któremu! Niestety, odkąd król nasz Bolesław wyjechał z rycerstwem, odtąd żadnego bezpieczeństwa, żadnej obrony nie mają żony rycerzów; oni bawią w Kijowie, a w ich domach gości po większej części niewiara i hańba. Gdybyś ty wiedziała, jak ja się obawiam o tę piękną, o tę dobrą panią naszą...
 — No, i czegóż się obawiasz?
 — Jak mi się zdaje — rzekł Junosz — ta jej szlachetna stałość w niezłamaniu wiary dla męża i opór zgrai, która w niesłychanem natręctwie ubiega się o nią, żeby się tylko nie skończyła na uwiezieniu i zniszczeniu progów tego domu!
 — Co ty zawsze rozprawiasz, stary!
[ 84 ] — Ja, co mówię, nie mówię tylko z domysłu; dalby to Bóg, żeby się nie stało, ale żebyś wiedziała, co ja wczoraj słyszałem...
 — No, cóżeś słyszał?
 — Oto, kiedy się poupijali słudzy Zbiluda, Zemy, Sambora, Bodzanki i innych, pomrukiwali jeden do drugiego: Niechajno więcej odwłóczy, już my tu zapewnie raz ostatni po przyjacielsku! O, te wyrazy na wskroś przeszyły serce moje!
 — I ty zawsze dostrzeżesz coś nadzwyczajnego tam, gdzie tylko sama niedorzeczność! I cóż pijani mieli robić? Gadali, co im się podobało. Sprzątałbyś lepiej, oto idzie pani z małym Świętosławkiem i siostrą swoją Maryą!
 — Oddalcie się na chwilę, moi dobrzy przyjaciele! — odezwała się Małgorzata do Junoszy i Doroty.
 Skłonili się słudzy i opuścili panią.
 — Siostro moja — rzekła Marya — cóż więc czynić będziemy? Zbilud, Zema, Sambor, Bodzanka, każdy z nich ostatniej żąda odpowiedzi. Jeżeli przeciwną odbiorą, nieszczęśliwa małżonka Mikołaja, nieszczęśliwaś, siostro moja! Jeżeli jednemu z nich oddasz swą rękę, zginie on zapewne od trzech innych. Będzie cię zmuszał drugi do ślubów, a może każdy z nich w szczególności. Znasz wyuzdane chucie tych zuchwalców, jakąże przeciw nim masz obronę?
 Moją niewinność i wierność — zawołała z trosków swoich, jakby z letargu, przebudzona Małgorzata. — Tak, moją niewinność i wierność — powtarzała z zapałem. — Zbrodniarz tylko martwego mojego ciała stać się może panem, ale nigdy ożywionego tym Boskim, nieskazitelnym płomieniem miłości, który-m Mikołajowi u stopni ołtarza ślubowała.
 — Ach, siostro, jeżeli życiem pogardzisz, w cóż [ 85 ]się obrócą te twoje całe nadzieje, ten Świętosławek mały?
 — Maryo, czy też prawej małżonce wiara i nieskazitelność są mniej milszemi, niżeli matce jedyne, o Maryo, jedyne jej dziecię?
 — Najdroższa siostro, widzę okropne cierpienia twoje, lecz posłuchaj, a możesz im koniec położyć! Wczoraj trzech powróciło rycerzy z Kijowa; oświadczyli oni, że Mikołaj nie żyje.
 — Kto ci o tem powiedział? — przerażającym i pomieszanym głosem zawołała Małgorzata.
 — Ten — rzekła Marya — co jedynie i najgodniej miejsce jego zastąpić może, który nas przed najokropniejszą burzą zasłonić tylko zdoła.
 — Kto?
 — Wacław — odpowiedziała Marya.
 — I tyżeś to imię wyrzekła! Ach, lękaj się, najsłabszej mojej dotknęłaś strony! Nie, Maryo, oszukano cię, zdradzonaś! Wtem porwała się Małgorzata z krzesła i dalej mówiła:
 — Jutro położę koniec wszystkiemu; mam sposób! Tak, w grobie mieszkać będę, ale nieskażona, ale niewiarołomna!...

────


#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false