Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom I/XXXVIII

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 223 ]
XXXVIII.

 Nazwisko Joanny Rivat, było dla Duplat’a tą błyskawicą, rozświetlającą ciemności zaległe w jego umyśle.
 Podniósł się zwolna, a przystawiwszy krzesło do stołu, przy którem siedział jego niegdyś kapitan, wsparł głowę na łokciach w zamyśleniu.
 — Tak — odrzekł — jesteś szczwanym lisem, mój pryncypale. Widzę, że oddawna już sobie ułożyłeś swe plany.
 — W ogólności, tak; ale dopiero od kilku godzin pomyślałem o Joannie Rivat.
 — Zkąd i dla czego?
 — Przypominam sobie, że mi mówiono jakoby ona w jednym czasie z mą żoną miała urodzić dziecię.
 — Nieomyliło cię to bynajmniej. Powiła zatem?
 — Tak.
 — Córkę? Tego, niewiem. To tylko jest mi wiadomem, że dziecię żyje, chłopiec czy dziewczyna. Dowiedziałem się o tem wczoraj wieczorem, przypadkowo, jak również, że matka mocno jest chorą.
 — Joanna Rivat jest więc chora?
 — Nawet niebezpiecznie.
 Jożeli tak — zawołał żywo Gilbert — byłoby to czynem ludzkości uwolnić te biedną chorą kobietę, od kłopotów z dzieckiem.
 — Tylko bez filantropii — odparł śmiejąc się Duplat. — Mnie to pozostaw proszę. Zatem ów malec Joanny Rivat — dodał po chwili — jest ci potrzebnym do szczęścia?
 — Ten albo inny, wszystko mi jedno; lecz skoro ten się nasuwa, więc o nim myślę.
[ 224 ] — Masz słuszność, bardzo to logiczne — odrzekł z ironią były sierżant, patrząc pod oka na Gilberta. — Idź więc zapytaj wdowy Rivat, czy zechce ci sprzedać swe dziecię?
 — Sto tysięcy franków dla ciebie, jeżeli mi je przyniesiesz dziś w nocy!
 — Serwacy Duplat, zmienił nagle ton mowy.
 —Gdzież są te pieniądze... te sto tysięcy franków? — zagadnął.
 Gilbert milczał, zmięszany tem zapytaniem, pomimo że powinien się był jednak spodziewać, że ono jasno nareszcie postawionem mu będzie.
 Duplat spostrzegł jego zakłopotanie.
 — Nieposiadasz w kasie nawet stu groszy mówił szyderczo-a chcesz rozporządzać setkami tysięcy! A więc każesz mi pracować na kredyt?
 — Możemy się porozumieć — wymruknął Rollin.
 Duplat nic nie odpowiedział.
 Nastąpiła chwila milczenia.
 — Opowiedz mi szczegółowo, ale tak, słowo po słowie, co się znajduje w testamencie stryja twej żony? — zapytał nagle były sierżant.
 — Lecz... zaczął mąż Henryki.
 — Och! bez wykrętów! — przerwał Serwacy. — Za nim przyjmę zobowiązanie, chcę poznać od A do Z ten testament. Jestem pewien, że ów kuzyn pani Rollin, który się wstawiał do stryja za wami, musiał ci kopję tego aktu pozostawić skoro dziś chcesz rozpoczynać grę tak niebezpieczną? Pokazuj! spiesz się, bo czas uchodzić, a ja potrzebuję wracać do siebie.
 Niepozostawało Gilbertowi jak wykonać ów rozkaz. Wyjąwszy klucz z kieszeni, otworzył biórko i dobył z szuflady paczkę papierów. Wśród nich znajdowała się kopja testamentu, który jak sobie przypominamy ksiądz Raul d’Areynes pozostawił mężowi Henryki. Podał ten papier Duplat’owi, który rozwinąwszy go czytał z uwagą.
 1Podczas, gdy tenże siedział zagłębiony w czytaniu, Rollin myślał, ukradkiem nań spoglądając.
 Żdaj odemnie wszystkiego, co ci tylko przejdzie przez głowę. Podpiszę się na wszelkie twoje wymagania, ponieważ nie mogę się obejść bez twojej pomocy. Skoro [ 225 ]jednak nadejdzie chwila wykonania zobowiązań, potrafię łatwo pozbyć się ciebie!
 Duplat wciąż czytał, marszcząc brwi z niezadowoleniem.
 Skończywszy. złożył kopję i podał ją w milczeniu mężowi Henryki.
 — I cóż? — zapytał tenże.
 — Djabelnie ścieśnione i obwarowane! — odparł pokrecając wąsa. — Niepozwalają ci nawet powąchać nic z tego. Gdyby testament miał uledz zmienieniu, znalazł byś się natenczas posiadaczem chudej dwunastotysięcznej renty, co jest niczem dla takiego jak ty rozrzutnika! Czarny chleb po białej bułce... he?...
 — Ależ — zaczął Gilbert — aż do pełnoletności lub małżeństwa dziecka, służy nam prawo pobierania obojgu z żoną rocznie, po sto siedemdziesiąt tysięcy franków...
 — Wiem, że, piękna to suma, lecz kiedy doczekacie się tej sukcesyi? Ów stryj miljoner może was wprzódy połknąć z nogami.
 — Mówiłem ci, że został tknięty paraliżem i słusznie zauważyłeś, że po takim ataku, nie może żyć długo.
 — A gdybyśmy się mylili oba w tym razie?
 — To niepodobna! — Dla czego? Widujemy starców, którzy mają duszę jak gdyby, wbitą w głąb ciała. Oni to grzebią właśnie młodych. Ow stryj pieniężny może jeszcze pożyć z lat dziesięć, a nawet więcej. Oczekując na owa spuściznę, zostaniesz w długach po samą brodę i głębiej. Mówmy mało, lecz mówmy praktycznie... Ofiarujesz mi sto tysięcy franków zahypotekowanych na skrawku papieru, który dziś nie wart szeląga! Owóż, ażeby przyjść tobie z pomocą i wybawić cię z kłopotu, chcesz abym popełnił zbrodnię, narażał się na zesłanie na galery, ryzykoweł co jeszcze gorzej własną skórę na rozstrzelanie przez Wersalczyków, co nastąpi niechybnie jeśli nie umknę tej nocy, a na to wszystko cóż mi dajesz... ciekawym? Otrzymasz odemnie weksel prawnie napisany, a zapewniający ci wypłatę stu tysięcy franków, skoro obejmę w posiadanie dochód od czterech i pół miljona hrabiego d’Areynes
[ 226 ] — Weksel... z twoim podpisem? Cóż on dziś wart, ten podpis? Zresztą, nie ty mi będziesz wypłacał te sto tysięcy franków, ponieważ twej żonie wyłącznie przeznaczono dochód od kapitału. A czy twoja żona zechce podpisać ów weksel?
 — Nigdy! Moja żona niemoże i nie powinna wiedzieć o tem co zaszło pomiędzy nami
 — A więc?
 — Ona nie wie, że jej dziecię umarło...
 — W jaki sposób może niewiedzieć?
 — Silna gorączka pozbawiła ją przytomności. Nie wie o niczem, co się wkoło niej dzieje!
 — A zatem rzekł zwolna Duplat pomiędzy nami dwoma, nie więcej jak tylko pomiędzy nami, rzecz ta rozstrzygnąć się powinna?
 — Tak, tylko pomiędzy nami dwoma!
 Były sierżant wstał z krzesła. Przemierzał izbę wolnemi krokami, pomuskując wąsa, w kapeluszu wsuniętym na tył głowy, okiem na wpół przysłoniętem powiekami, zmarszczonem czołem pod nawałą myśli uciskających myśl jego.
 Gilbert śledził go wzrokiem, z niespokojną obawą.
 Duplat układał plan w milczeniu.
 Trzymać go będę — myślał — ponieważ posiadam jego tajemnicę. Pradziadek miljoner może się nagle zdecydować na podróż do mogiły, a wtedy zona Gilberta obejmie natychmiast swe renty. Zrobi ona wszystko co mąż zechce, bo on nią rządzi. Trzymany przezemnie i okiełznany, będzie zmuszonym wykonać co ja zechcę z obawy skandalu, którego bym nie szczędził dlań w tym razie. Będzie zmuszonym zapłacić, abym milczał, znaglę go ku temu. Nie będę więc napróżno pracował. A zatem, dalej! przystępujmy do rzeczy!
 Rozmyślania Duplat’a, z których zaledwie część jedną przytoczyliśmy, trwały bardzo długo. Gilbert zaczął tracić cierpliwość.
 — No jakże? — zapytał — kończmy... czas nagli.
 Były sierżant zatrzymał się naprzeciw swego dawnego kapitana.
[ 227 ] — Masz słuszność — rzekł — kończmy! Czy masz u siebie pięć arkuszy papieru stemplowego?
 — Mam je.
 Mąż Henryki, jak wiemy, zmuszonym był posiadać zapas tego papieru, do różnych spraw sądowych jakie prowadził od pewnego czasu.
 — To dobrze — rzekł Duplat — ponieważ jednak niszczyć go napróżno nie należy, pisz bruljon na zwykłym papierze, za moim dyktowaniem.
 Rollin siadł przy stole, wziął pióro w rękę i czekał. Duplat dyktował:

 „Ja niżej podpisany, zeznaję niniejszem, żem jest, dłużny panu Serwacemu Duplat sumę sto pięćdziesiąt tysięcy franków...

Gilbert zerwał się z krzesła.
 — Mówiłem sto tysięcy! — zawołał.
 — Ja mówię sto pięćdziesiąt! — odrzekł stanowczo były sierżant. — Więcej i owszem... gdy zechcesz; mniej ani szeląga! Zgadzam się, że będę ci służył, zostanę twoim wspólnikiem, przyniosę ci dziś w nocy dziecko, które na twoją intencye ukradnę i które zastąpi tobie twe zmarłe, ale za to wszystko żądam sto pięćdziesiąt tysięcy franków! Jeżeli to zdaje się tobie zbyt drogo, nic się nie stało! Nie mówmy o tem więcej!.. Dobranoc! Czas uchodzi i tak już zbyt długo nad tem dyskutowaliśmy!
 — Ależ sto pięćdziesiąt tysięcy franków, to szaleństwo! — rzekł Gilbert!
 — Tak tobie się zdaje, a mnie inaczej! Zastanów się proszę. Ty nie ryzykujesz nic... ja wszystko! Policya... sady... galery!... Nie targuj się zatem. Oznaczyłem cenę po przyjacielsku. Zresztą, dokończyć mi nie pozwalasz. Wynalazłem pewną kombinacyę, która i dla ciebie będzie dogodną. Pisz zatem!
 Gilbert na nowo ujął za pióro, a Duplat dyktował:

 „Ja, niżej podpisany, zeznaje niniejszem, żem jest, dłużny panu Serwacemu Duplat sumę sto pięćdziesiąt tysięcy franków, którą wypłacę na okaziciela czterech [ 228 ]weksli, po trzydzieści siedem tysięcy pięćset franków każdy, podpisany przezemnie, a mogący być prolongowanym co cztery miesiące, na następne cztery... licząc do dnia, w którym pani Henryka Rollin z domu d’Areynes wejdzie w posiadanie dochodów, od majątku swojego stryja hrabiego d’Areynes“.
Tu podpis.

Paryż, 27 Maja 1871 roku.
 Gilbert pisał nie czyniąc uwag.
 — No! jakże ci się to podoba? — zapytał Duplat.
 — Nie zupełnie.
 — W czem takiem?
 Pozostawiasz mi tylko szesnaście miesięcy na wypłacenie. To termin zbyt krótki.
 — A ileż byś potrzebował?
 — Dwa lata przynajmniej.
 — O! na to się nie zgadzam. By jednak przekonać cię, że jestem dobrym przyjacielem zamiast czterech miesięcy prolongaty weksli, napisz sześć miesięcy, to razem uczyni dwa lata.
 Gilbert zmienił te cyfry.
 — A teraz przepisz swem pięknem pismem na stęplowym papierze — mówił Duplat. — Wydasz mi ogólne zobowiązanie, obok czego cztery weksle, każdy na trzydzieści siedem tysięcy pięćset franków. Dalej! zabieraj się żywo do pisania.
 Mąż Henryki skopjował akt, podpisał go, poczem rozłożył przed sobą cztery blankiety wekslowe.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false