Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/227

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 Gdyby ów człowiek był użył na dobre swojej intelligencyi, byłby mógł stać się jednostką rzeczywistej wartości. Szybko rozumiał i rozwiązywał różne zagadnienia aycia przyczem krew zimna, jaką zachowywać umiał, stanowiła jego największą siłę.



XXXVIII.

 Nazwisko Joanny Rivat, było dla Duplat’a tą błyskawicą, rozświetlającą ciemności zaległe w jego umyśle.
 Podniósł się zwolna, a przystawiwszy krzesło do stołu, przy którem siedział jego niegdyś kapitan, wsparł głowę na łokciach w zamyśleniu.
 — Tak — odrzekł — jesteś szczwanym lisem, mój pryncypale. Widzę, że oddawna już sobie ułożyłeś swe plany.
 — W ogólności, tak; ale dopiero od kilku godzin pomyślałem o Joannie Rivat.
 — Zkąd i dla czego?
 — Przypominam sobie, że mi mówiono jakoby ona w jednym czasie z mą żoną miała urodzić dziecię.
 — Nieomyliło cię to bynajmniej. Powiła zatem?
 — Tak.
 — Córkę? Tego, niewiem. To tylko jest mi wiadomem, że dziecię żyje, chłopiec czy dziewczyna. Dowiedziałem się o tem wczoraj wieczorem, przypadkowo, jak również, że matka mocno jest chorą.
 — Joanna Rivat jest więc chora?
 — Nawet niebezpiecznie.
 Jożeli tak — zawołał żywo Gilbert — byłoby to czynem ludzkości uwolnić te biedną chorą kobietę, od kłopotów z dzieckiem.
 — Tylko bez filantropii — odparł śmiejąc się Duplat. — Mnie to pozostaw proszę. Zatem ów malec Joanny Rivat — dodał po chwili — jest ci potrzebnym do szczęścia?
 — Ten albo inny, wszystko mi jedno; lecz skoro ten się nasuwa, więc o nim myślę.