Xięcia Janusza Radziwiłła Polonez

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Lechoń
Tytuł Xięcia Janusza Radziwiłła Polonez
Pochodzenie Rzeczpospolita Babińska, cykl Królewsko-Polski Kabaret
Data wydania 1922
Wydawnictwo Towarzystwo Wydawnicze „Ignis“
Drukarz Straszewiczowie
Miejsce wyd. Warszawa, Lwów, Poznań, Toruń
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cały cykl
Cały zbiór
Indeks stron

[ 38 ]XIĘCIA JANUSZA RADZIWIŁŁA POLONEZ



Że xiąże Janusz piękny, że ma wygląd dzielny —
On nam dziś poprowadzi polonez weselny.
Wziął ton w kwaterze głównej i poddał kapeli:
Kapela zadźwięczała, a kontusz się bieli,
I xiąże Janusz zwolna, podkręcając wąsa,
Sunie w takt poloneza. Polska za nim pląsa!

Tan to międzypartyjny! Choć nie wszyscy w tańcu,
Żaden szabli nie szczerbi na szwabskim pohańcu —
Choć nie tańczą, lecz patrzą, kiedy z Bożey woley,
Tańczący w cień odejdą: na nich przyjdzie kolej.
Więc już Henryk Potocki krok do tańca czyni,
W strój odziany najpierwszy, wyjęty ze skrzyni,
Przyjaźnie mruga parom, których tysiąc płynie —
Ma kontusz pamiątkowy... po krewnych w Rydzynie.

I także pan Świeżyński, choć się nieco boczy,
Popatrzcie, jakie jasne, poczciwe ma oczy —
Nie może w miejscu ustać, a przyszłość pokaże,
Czy także w tan nie pójdzie — i to w pierwszej parze.

Wciąż idą! Nagle: co to? Głośniej brzękła blacha,
I ton się wmieszał obcy, coś jak z Offenbacha
De Cologne, co jest zdawna bożyszczem magnatów
De Pologne. Oto truchtem, śród głośnych wiwatów


[ 39 ]

I śmiechów i okrzyków i gwizdania tłuszczy,
Nadbiega xiąże Keko, chudy jak duch puszczy.
Zabrzęczał szablą, zniknął, żegnany z chichotem —
A za nim suną fraki... A jeden ze złotem:
To hrabia Adam, unser Botschafter w Berlinie,
Wysoki, wyczesany — znaj pana po minie!
Jak głowę swą, tak Polskę chce z boku przedzielić,
Aby Polak do Niemca nie mógł czasem strzelić —
„Tir aux pigeons“ niech czyni, lub strzela jarząbki,
Jak on, ten mały piesek, który szczerzy... ząbki.

Jak xiądz prałat Chełmicki, który niewyspany,
Choć cicho, chociaż bokiem, ale rusza w tany.
Nikt nie wie, że rej wodzi, że mistrz to w komendzie,
Że zwoła wszystkie pary, gdy czas na to będzie.
Monsignor sekretarzu! Jakież Ciebie modły,
Jakież msze do takiego upadku przywiodły?
Ty, coś zawsze do łóżka wraz z trzecim szedł kurem,
Ty, coś był Don-Juanem, dziś jesteś rajfurem
Niemieckiej okupacji, co smołą nas praży —
Pamiętaj, że Bóg wygna z kościoła handlarzy.
(Choć może przedtem Polska w świat pójdzie bez gaci,
O cześć wam, cześć, hrabiowie, xiążęta, prałaci).

I Stecki z długą brodą też poważnie kroczy;
Choć tekę ma pod pachą, ale wpija oczy
W siedzenie po premjerze. Gdy ten się wywali,
On weźmie ster! Jan III. I ten nas ocali:
Kramołę po więzieniach pozamyka szczelnie,

[ 40 ]

Policją wszystkie w Polsce obsadzi uczelnie
I będzie, jak ci dawniej, wszystkie leczył bóle
Świadectwem prawomyślnem, pisanem w cyrkule;
Stołypin polski stanie w bohaterów rzędzie,
Zgnębiwszy opozycję, jeśli taka będzie —
Bo w Polsce niema partji, coby, gdy jest w modzie
Ugoda, iść zechciała przeciwko wygodzie.

Ambasador Lednicki, ten, co w Moskwie siedzi,
Też stąpa w polonezie, jak w tańcu niedźwiedzi,
Do rubachy przywykły, w delji iść nie umie —
Ambasador Lednicki nie chce zostać w tłumie
I gubiąc zapach dziegciu berlińską perfumą,
Patrzajcie, jak się puszy, z jaką idzie dumą!
O! nie wierzę ja w tego sumienie panieńskie,
Co wczoraj pił kie-reńskie, dziś zaś spija reńskie,
I będzie może jutro Turkiem albo Celtem,
Gdy dziś stoi, choć polskim, lecz przecież — jurgieltem.

Wciąż nowi! Coraz nowi! Wciąż nowi biskupi,
Wciąż nowi kanonicy, dyplomaci głupi,
Coraz nowi Przeździeccy, i każdy z nich bierze
To infułę, to znowu straż przy Beselerze,
Czyszczenie jego spodni i patrzenie chytrze,
Czy się z nich czasem czego dla Polski nie wytrze.

Xiąże Janusz takt zgubił, myśląc o Horodle,
Spocili się tancerze i pobledli podłe,

[ 41 ]

Lecz ton z kwatery głównej wciąż w muzyce dzwoni,
I muszą tańczyć ciągle w takt niemieckiej dłoni,
Co raz po raz po pysku naszą przeszłość bije —

Wciąż nowi, coraz nowi! Radziwił niech żyje!





Pisane we wrześniu roku 1918, wkrótce po naradach nad sprawą polską w wielkiej kwaterze głównej. Moment to kulminacyjny, a jak się później okazało, przełomowy dla idylli trójkolorowych i czarno-żółtych Niemców z Polakami. Jest to zarazem 40° gorączki w powierzaniu wszelkich ministerstw, ambasad i przedpokojów (cięciom, hrabiom, a choćby tylko Przeździeckim. Wyrasta więc na zbawcę ojczyzny niezawodne remedjum na wszelkie narodowe nieszczęścia, piękny xiąże Janusz Radziwiłł, dosyc wyraźnie dający do zrozumienia, że węzeł sprawy polskiej zaplątany jest na jego czarnym wąsie. Xiąże Janusz, jest, jak trzeba, Radziwiłł „Panie Kochanku“, kiedyindziej Radziwiłł „Całuję rączki“, później znów Radziwiłł „Towarzysze i towarzyszki", słowem Radziwiłł — Badeński.

Należało się obawiać, że jeżeli prezydent Wilson nie dostanie bzika na swoim trzynastym punkcie, na co liczyło wielce Koło Międzypartyjne, nawet narodowa demokracja przekona się, że zbawienie Polski przyjść może od Radziwiłłów — i zamiast do Waszyngtonu, powędruje, niby do Canossy, do Ołyki.

Xiąźe Franciszek jest w tym okresie hetmańską powagą w rzeczach wojska polskiego, hrabiowie Ronikier i Przeździecki — luminarzami dyplomacji polskiej, w której pan Aleksander Lednicki gra rolę tradycyjnego bufona, rozdymany przez niestrawione jeszcze rosyjskie kapuśniaki.

Autor nie tracił nadziei, że przy nadarzającej się okazji najbliższej z kolei okupacji w Polsce sprawdzi się to, o co posądzał hrabiego Henryka Potockiego i prezesa Świeźyńskiego, był pewien, że Koło Międzypartyjne raczej inwazjęby nam sprowadziło chińską, niźli wyrzecby się miało dyplomatyzowania na naszym gruncie z jednym jeszcze chociażby zaborcą.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false