Język Polski Rocznik 1/O pisowni -ym, -em w narzędniku i miejscowniku l. p.

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
Język Polski Rocznik 1
Mikołaj Rudnicki
O pisowni -ym, -em w narzędniku i miejscowniku l. p., a -ymi, -emi w narzędniku I. mn. przymiotników polskich


[ 49 ]

III. O pisowni -ym, -em w narzędniku i miejscowniku l. p., a -ymi, -emi w narzędniku I. mn. przymiotników polskich[1].

Wiadomo, że kwestyę tej pisowni dopiero prof. A. A. Kryński [ 50 ]postawił w swoich pracach na gruncie naukowym[2]. Pokrótce rzecz możemy przypomnieć:

Oto w w. XIV. i XV. zakończenie narzędnika l. poj. deklinacyi zaimkowej było -ym (-im) tak na rodzaj męski, jak nijaki, w miejscowniku zaś -em również na oba rodzaje. W ciągu wieku XVI. końcówka -ym (-im) wyparła z miejscownika zakończenie -em zupełnie tak, żeśmy posiadali na dwa rodzaje i na dwa przypadki t. zn. na wyrażenie czterech znaczeń tylko jedną formę na -ym (-im). W porównaniu z całokształtem odmiany nie było to koniecznem, ponieważ nie wszystkie przypadki odmiany zaimkowej przymiotników na rodzaj męski i nijaki były identyczne. I tak: wprawdzie dat. (celownik) i gen. (dopełniacz) l. pojed. zaimkowej odmiany przymiotników były te same formalnie tak na rodzaj męski, jak i nijaki (dobremu królowi, dobremu dziecięciu, dobrego króla, dobrego dziecięcia), ale za to trzy pozostałe przypadki, t. zn. nom. (mianownik) l. pojed., acc. (biernik) i voc. (wołacz) różniły się od siebie i różnią się do dziś dnia, por. przypadek I: dobry króldobre dziecię; przyp. IV: dobrego króla (względnie dobry stół dla nieżywotnych!) ‖ dobre dziecię i wreszcie przypadek V: o dobry królu!o dobre dziecię!

Oczywiście, że stosunków znaczeniowo-syntaktycznych narzędnika i miejscownika nie można porównywać ze stosunkami dopełniacza lub celownika, a to dlatego, że w tych dwu ostatnich przypadkach mamy po jednej formie na wyrażenie dwu znaczeń t. zn. celownika l. pojed. rodzaju męskiego i nijakiego i dopełniacza l. pojed. rodzaju męskiego i nijakiego, tymczasem w narzędniku i miejscowniku mamy jedną formę dla czterech znaczeń! Warto to podkreślić, ponieważ prof. A. A. Kryński stale te stosunki porównuje i utożsamia, czego bynajmniej nie można robić bez zastrzeżeń.

Sytuacya zatem była taka, że forma narzędnika i miejscownika mogła się dołączyć w rodzaju męskim do form I, IV (przy nieżywotnych) i V przypadka (dobry!) i przybrać zakończenie -ym [ 51 ](-im), lub do form II. i III. przypadka (dobrego, dobremu) względnie IV (przy żywotnych) i przybrać zakończenie -em. Zdaje się, że zaszedł wypadek pierwszy i zakończenie -ym (-im) wyparło w wieku XVI. zakończenie -em gruntownie. Na podstawie fait accompli możemy z całą pewnością wnioskować, że atrakcya, wywierana na miejscownik przez przypadki I, IV. (przy nieżywotnych), V. i VI. (narzędnik) na -ym (-im) była silniejsza, aniżeli atrakcya, mająca swe źródło w przypadku II. i III. a także IV. (przy żywotnych!), które posiadały końcówkową samogłoskę w postaci - e -. Jest to zresztą zupełnie zrozumiałe, bo pełnogłoskę przyrostkową - y - miały 4 przypadki (nom., acc., voc., instr. sing.), zaś - e - tylko 3 (gen., dat., loc.). Nie da się także zaprzeczyć, że zapewne i podobieństwo głosowe końcówki miejscownika -em (z é pochylonem) do końcówki narzędnika -ym (-im) miało tutaj swe znaczenie.

Dlaczego ta atrakcya analogiczna objęła tylko narzędnik, a nie dotknęła przynajmniej dotąd dopełniacza i celownika, trudno orzec; to pewna jednak, że obecnie form w rodzaju *dobrygo *dobrymu nie posiadamy, chociaż nie można bynajmniej przysięgać, że ich nie było lub nie będzie, co najwyżej tyle tylko można stwierdzić, że ich niema w zabytkach języka polskiego, dotąd poznanych przez nas i zbadanych. Również nie poznaliśmy tak gruntownie wszystkich polskich gwar, aby można z całą pewnością twierdzić, że ich niemasz w języku ludowym[3].




Rzecz się zupełnie inaczej przedstawiała w paradygmacie (wzorze) rodzaju nijakiego. Tam mamy:

I dobre dziecię V o dobre dziecię
II dobrego dziecięcia VI dobrym dziecięciem
III dobremu dziecięciu VII w dobrem dziecięciu.
IV dobre dziecię.

Taki wzór nijaki istniał w wieku XV. Że w tym wzorze analogicznej attrakcyi powinien uledz przypadek VI. (narzędnik) — nie może być zgoła żadnej wątpliwości, ponieważ ten tylko przypadek posiadał przyrostkową pełnogłoskę - y -, podczas gdy wszystkie inne posiadały - e - i one zatem występowały jako czynnik działający w analogii. Powinnibyśmy zatem mówić dobrem dziecięciem, w dobrem dziecięciu. Ale ten apryoryzm teoretyczny doznaje zaprzeczenia. Według prof. A. A. Kryńskiego przez cały wiek XVI, XVII. [ 52 ]i XVIII stale mamy tak na rodzaj męski, jak i nijaki w VI. i VII. przypadku -ym (-im), a tylko pewne niekonsekwencye przyznaje prof. Kryński językowi wieku XV.[4] Rzecz jest ciekawa i warta powtórnego rozpatrzenia, bo rodzi się pytanie, czy te niekonsekwencye nie stoją w jakimś związku z przewidywaną poprawnością form dobrem, w dobrem na rodzaj nijaki i czy systematyczne -ym (-im) wieku XVI, XVII. i XVIII. nie jest sztucznem, albo tylko dyalektycznem zjawiskiem. Sam rzeczy, jako niefachowiec, nie badałem, ani zamyślam badać, dla jakiegoś polonisty jednak byłoby to wdzięczne pole pracy przy systematycznej lekturze starszej literatury naszej.


W roku 1770. wprowadził w swej gramatyce Szylarski[5] taki przepis, aby w rodzaju nijakim pisać w VI. i VII. przypadku -em, w rodzaju męskim zaś -ym.

Przepis ten przyjął i wprowadził do swej gramatyki ks. Onufry Kopczyński, a przez to stał się ten przepis obowiązującym dla szkół, w których się posługiwano gramatyką Kopczyńskiego, jako podręcznikiem[6]. Prof. Kryński powiada, że »obaj ci gramatycy wzorowali się na różnicy zakończeń -y i -e w mianowniku przymiotników« (Gram. jęz. pols. str. 342) i »dzięki tej fałszywej (sic!) analogii przeznaczyli zakończenie -ym na rodzaj męski a -em na rodzaj nijaki« (ib. 342—3).

Pozwolę sobie zwrócić uwagę na wywody moje wyżej podane, gdzie zdaje się wykazałem, że nie tylko przypadek I, ale jeszcze IV. (przy nieżywotnych) i V. w odmianie przymiotnika rodzaju męskiego skłaniać ich mogły do wprowadzenia -ym (-im) w VI. i VII.. przypadku, zaś do wprowadzenia -em w tychże przypadkach w rodzaju nijakim skłaniały naszych przodków w wieku XV. wszystkie inne przypadki, to zn. I, II, III, IV i V. a może i VII.

Jeżeli prof. A. A. Kryński pisze, że Szylarski i Kopczyński nie baczyli, »że nie zgadza się to (t. zn. ich przepis, wprowadzający -ym do męskiego rodzaju, a -em do nijakiego) z żywą mową ogółu« (str. 343, Gram. jęz. pols.), lub jeżeli pisze, że Kopczyński wprowadził swój przepis dlatego, że nie rozumiał wahania się -ym i -em w zabytkach języka polskiego (Kwestya językowa, str. 23 i n.), to mówi [ 53 ]więcej, niż może wiedzieć, ponieważ, o ile mi się zdaje, nie wie i wiedzieć nie może, jak Szylarski i Kopczyński mówili, ani jak mówiło ich otoczenie, ani też nie przytoczył żadnego dokumentu, któryby świadczył o tem, Że Kopczyński dał ten przepis z powodu niezrozumienia wahania się -ym i -em w zabytkach językowych polszczyzny. Twierdzenia te mogą być Wprawdzie słuszne, ale tylko mogą, a nie muszą.


W narzędniku liczby mnogiej starą i najdawniejszą końcówką jest -ymi (-imi), a dopiero w w. XVI. pojawia się końcówka -emi; tę też końcówkę zaleca Kryński (Gram. jęz. pols. 345). Przypatrzmyż się wzorom liczby mnogiej. Przedewszystkiem należy rozróżnić w rodzaju męskim wzór dla osobowych rzeczowników w przeciwieństwie do nieosobowych i nieżywotnych:

I dobrzy (ludzie), dobre (konie) V dobrzy (ludzie), dobre (konie)
II dobrych VI dobrymi
III dobrym VII w dobrych
IV dobrych, dobre

Wzór dla nieosobowych jest również wzorem dla rodzaju nijakiego i żeńskiego. Wzór ten da się podzielić tak samo na dwie grupy przypadków: w jednej grupie, t. zn. w przypadkach I, IV. i V. pełnogłoską przyrostkową jest -e, w drugiej zaś samogłoska - y - (dobrych, dobrym, dobrymi, w dobrych). W wieku XVI. spotykamy narzędnik na -emi, t. zn. jego pierwotna samogłoska przyrostkowa - y - została zastąpiona przez samogłoskę - e -, właściwą przypadkom I, IV i V. Ale to rozszerzenie sufiksalnego - e - miało jeszcze silniejsze tendencye. Mianowicie u niektórych osób miało ono tendencye objęcia przypadków II, III, VI i VII, jak świadczy cytowany przez Kryńskiego ks. Trąbczyński (w swojej Grammaire raisonnée, ou principes dela langue polonaise par l'abbé Trąbczyński, à Varsovie 1793), który to gramatyk nawet jest zdania, że powinniśmy tworzyć przypadek II dobrech, III dobrem (od dobre) na rodzaj żeński i nijaki, a dobrych, dobrym na rodzaj męski (od dobry).

Fakt niewątpliwego istnienia formy dobremi świadczy, że istotnie mamy prawo mówić o dwu grupach przypadkowych we wzorze liczby mnogiej rzeczowników ˀeńskich, nijakich i męskich nieosobowych i rzeczowych i o wzajemnej atrakcyi analogicznej tych dwuch grup. W danym wypadku jako czynnik zwycięski występuje grupa przypadkowa, posiadająca przyrostkową pełnogłoskę - e -, grupa zaś z przyrostkowem - y - ulega. Po stwierdzeniu tego niewątpliwego faktu mamy prawo mówić, że nasze [ 54 ]apryoryczne rozumowanie o takichże dwu grupach przypadkowych w liczbie pojedynczej jest najzupełniej uzasadnione. Mamy więc też prawo przyjmować, że w liczbie pojedynczej da się bez jakiegokolwiek naciągania przyjąć możliwość tak w narzędniku jak iw miejscowniku obecności form z przyrostkowem - e - obok form z przyrostkowem - y -. Że - e - usadowić się mogło przedewszystkiem we wzorze na rodzaj nijaki, a - y - przedewszystkiem we wzorze na rodzaj męski, to po wywodach pomieszczonych wyżej nie może ulegać wątpliwości. Po tych teoretycznych rozważaniach pozostaje tylko zbadać i wytłumaczyć zachowanie się zabytków polszczyzny, dość niezrozumiale w wiekach XVI, XVII i XVIII, o ile wykazują jedynie zakończenie -ym tak na rodzaj męski, jak i nijaki. Oboczność zaś -ym-em w wieku XV. i XIV. może i stoi z powyższemi teorotycznemi rozumowaniami w związku, t. zn. że może końcówki te są rozłożone zgodnie z mojemi przewidywaniami.

Wprawdzie prof. A. A. Kryński (Kwestya językowa, str. 17), opierając się »na najznakomitszym badaczu języka polskiego Ks. Fr. Malinowskim«, uważa (ale w r. 1873) wymianę -ymi na -emi za proces fonetyczny[7], ale poglądu tego już w swej Gramatyce języka polskiego (rok 1900) słusznie nie powtórzył. Pogląd ten, jak i popieranie go wymianą robimy, słyszymy, cierpimy na robiemy, słyszemy, cierpiemy, nie wytrzymuje krytyki; czasowniki te bowiem analogicznie przerobiły swoje -imy na -iemy na wzór takich jak: piszemy, lejemy, niesiemy, cieczemy[8] itd. Zarzut ewentualny, że tego wpływu nie można przyjąć, ponieważ w tym razie, t. zn. gdyby on działał, mielibyśmy *robiecia, *słyszecie itd., gdyż mamy piszecie, lejecie itd., da się łatwo odeprzeć wskazaniem na ciekawą proporcyę. Oto mamy 1. os. l. pojed. leję, piszę i robię, słyszę, zaś 1. os. 1. mn. lejemy, piszemy ale robimy, słyszymy, a zatem można ustawić proporcyę leję, piszę: robię, słyszę = lejemy, piszemy: | robimy | słyszymy | , formy niezgodne w proporcyi (ujęte w kreski | |) eliminują się, a zastępuje się je formami upodobnionemi robiemy, słyszemy. Momentem bardzo sprzyjającym dla owego zastąpienia była okoliczność, że tak pierwsza osoba liczby poj., jak i 1. os. l. mn. miały po samogłosce przyrostkowej (albo w niej samej) elementy resonansu nosowego cierpię (= fonetycznemu ćerṕeę), leje (= fonetycznemu lejeę), 1. os. l. mn. lejemy, cierpimy. Możliwe też, że wyrównanie to zaszło przedewszystkiem u tych autorów, którzy mówili dyalektami, [ 55 ]nasalizującymi -e-, a może nawet -i- przed nosówką, jak w tym razie przed -m-. W tem też może tkwi i powód, dlaczego nie spotyka się w dyalektach ludowych form *rob́eva, *słyševa; różnica bowiem między rob́ę: rob́iva jest większa, niż między robię: robimy właśnie z powodu obecności resonansu nosowego tak w 1. os. 1. pojed., jak i w 1. os. 1. mn. na -my. Skutkiem tego i upadabnianie do leję: lejeva nie działało tak silnie.

O podobnej proporcyi nie mogło być zupełnie mowy w drugich osobach; mamy tu bowiem zgodność w przyrostkowej pełnogłosce między drugiemi osobami jednej i drugiej klasy czasowników, porówn. cierpiszcierpicie i piszeszpiszecie, a zatem 2. os. 1. pojed. jak i mnogiej ma -i- w typie cierpiszcierpicie, zaś -e- w typie piszeszpiszecie. Tymczasem 1. os. l. p. cierpię ma pełnogłoskę przyrostkową -e-, a 1 os. l. mn. ma -i- cierpimy, zaś typ piszę, piszemy ma -e- w obu razach, zatem i usunięcie -i- z typu cierpimy łatwo zrozumieć, przez podobieństwo do piszę, piszemy. Drobiazg ten ma również swoją ogólno-psychologiczną stronę, bo poucza, jak ciekawie się krzyżują wiązadła asocyacyi językowych.

Jeżeli uznamy wymianę -ymi na -emi za wywołaną nie przez czynniki fonetyczne ale morfologiczne i ustalimy, że sufiks -emi przedewszystkiem się był powinien pojawić przy rzeczownikach żeńskich, nijakich i męskich rzeczowych i nieosobowych, to jako rzecz do zbadania pozostaje zachowanie się zabytków polszczyzny, mianowicie: rozłożenie w nich przyrostków -ymi i -emi. Oczywistą jest bowiem rzeczą, że ogólnikowa formulacya A. A. Kryńskiego (Kwestya językowa str. 17 i Gramatyka jęz. pols. str. 344—5) nie wystarcza, gdyż mówi ona tylko o rodzajach, a nie rozróżnia w obrębie rzeczowników męskich klasy osobowych, nieosobowych i rzeczowych. A w tem właśnie może tkwić sedno trudności. Nicby wreszcie nie było dziwnego, gdyby końcówka -emi analogicznie dostała się i do rzeczowników osobowych, t. zn. do tych, które mają w 1. przypadku l. mnogiej końcówkową pełnogłoskę -y (np. dobrzy panowie), ponieważ rzeczowniki męskie osobowe łączy z męskimi nieosobowymi i rzeczowymi wspólny zakres znaczeniowy: właśnie męski rodzaj, a w obrębie właśnie takich zakresów znaczeniowych rozszerza się analogia. Dlatego też badanie z tego punktu widzenia ważne jest przedewszystkiem dla tych zabytków, w których najpierwej i najwcześniej pojawia się oboczność -ymi-emi.


Wyżej wywnioskowaliśmy, że w l. pojed. możemy sobie pomyśleć rozkład przyrostkowych samogłosek w VI. i VII. przypadku [ 56 ]taki, że pełnogłoska -y- dostała się i utrzymała we wzorze rodzaju męskiego, analogicznie do koncówki I., IV. i V. przypadku (dobry!), pełnogłoska zaś -e- we wzorze rodzaju nijakiego analogicznie do wszystkich przypadków, a przedewszystkiem analogicznie do przypadków również I., IV. i V., które w przeciwstawieniu do wzoru rodzaju męskiego posiadały w rodzaju nijakim -e-, jako pełnogłoskę przyrostkową (dobre!).

W l. mnogiej były oboczne końcówki -ymi i -emi i może były rozłożone tak, że rzeczowniki męskie osóbowe przedewszystkiem miały tendencye do -ymi, a męskie nieosobowe i rzeczowe, wraz z rzeczownikami żeńskimi i nijakimi do -emi. Nicby nie było niemożliwego, gdyby narzędnik l. pojed. rodzaju męskiego na -ym począł wywierać wpływ na narzędnik l. mnogiej rodzaju męskiego, wypierając końcówkę -emi, a popierając zagnieżdżenie się końcówki na -ymi na cały zakres rzeczowników męskich bez względu na to, czy są osobowe lub nieosobowe. A w takim razie, jeżeliby te wszystkie asocyacye zostały przeprowadzone, tobyśmy właśnie otrzymali w rezultacie stan dzisiejszy, skodyfikowany, jak wiadomo, przez Kopczyńskiego a podtrzymywany przez Małeckiego. Możliwa jest rzeczą, a mnie się to nawet wydaje prawdopodobnem, że przepis Szylarskiego i Kopczyńskiego opiera się na tym realnym fakcie, iż oni wraz ze swojem otoczeniem tak mówili, a przynajmniej, o ile mi wiadomo, nikt nie przytoczył dokumentu, któryby to przypuszczenie usuwał. Znamiennem zaś jest dla naszych stosunków to, że Kopczyńskiego posądzono o dwie rzeczy: o nieuctwo i dowolność.

Jak wiadomo, język narodowy konkretny nie istnieje, a istnieje tylko szereg dyalektów lokalnych (wsie, miasta, okolice), lub dyalektów warstwowych (dyalekt t. zw. klas wykształconych, rzemieślniczych itd.). Te znowu dyalekty rozpadają się na gwary poszczególnych kół, koteryi lub obozów, w których znowu można wyróżnić dyalekty indywidualne poszczególnych osób. Otóż gramatyk opisowy daje swoje przepisy na zasadzie obserwacyi wymowy swojej i swego otoczenia. Z natury rzeczy musi to być ograniczony bardzo zakres obserwacyi; jest rzeczą pewną, że żaden chyba gramatyk nie obserwował choćby ze sto tysięcy ludzi. A przecież np. język narodowy polski obejmuje dwadzieścia milionów ludzi! Jakże drobną jest cyfra stutysięczna wobec tej masy!

Do pewnego stopnia zatem można powiedzieć, że każda reguła gramatyczna jest dowolna wobec całości masy narodowej. W tem znaczeniu z pewnością była dowolna i reguła Kopczyńskiego i Szylarskiego o narzędnikach i miejscowniku; podobną też dowolność posiada i pisownia, proponowana przez prof. A. A. Kryńskiego. Ale [ 57 ]z chwilą, gdy reguła się przyjmie i każdy w piśmie a następnie i w mowie stara się jej przestrzegać, reguła dowolność traci i staje się »naturalną«, niczem się w zasadzie nie różniąc od różnych reguł, obowiązujących w dyalektach ludowych. Mojem zdaniem stało się to w pewnej mierze z omawianą regułą Szylarskiego i Kopczyńskiego.

Reguła ta została przyjęta do gramatyki szkolnej Małeckiego i do wszystkich podręczników opartych na tej gramatyce. Skutkiem tego osoby, które przeszły szkoły galicyjskie, przeważnie i naogół zachowują ją tak w mowie, jak i w piśmie. A jeżeli są wahania i to dość częste, to przypisać to należy blizkiemu fonetycznemu pokrewieństwu tych końcówek -em-ym, -emi-ymi, a powtóre temu, że przecież w mowie codziennej, szybkiej i niedbałej niejednokrotnie robimy rażące błędy gramatyczne i stylistyczne, błędy, które z punktu widzenia gramatycznego puryzmu są znacznie bardziej potępienia godne, aniżeli pomieszanie końcówek -em-ym, -emi-ymi. Te t. zw. błędy są oczywiście wywołane jakiemiś chwilowemi, psychologicznemi przyczynami, z których ustąpieniem i te błędy znikają, ale przecież, o ile ja wiem, nikt dotąd nie wykazał, że mieszanie -ym-em -ymi-emi nie ma jakichś specyalnych i chwilowych powodów.

Przeciwko tej regule wystąpił w r. 1873 prof. A. A, Kryński w nazwanej wyżej rozprawie, wkładając w tę sprawę — zdaniem mojem — o wiele więcej gorliwości reformatorskiej i agitacyjnej, aniżeli ona warta. Ponieważ racye, które A. A. Kryński podawał przeciwko regule Kopczyńskiego, wyglądają bardzo racyonalnie, więc znalazł licznych zwolennikow wśród szerokiej publiczności i dziennikarzy, którzy z jeszcze większą od mistrza gorliwością rozpoczęli wojnę podjazdową, tem gorętszą im się mniej który na tem rozumiał; do nich to dałyby się zastosować trafne słowa prof. A. A. Kryńskiego, wypowiedziane o zwolennikach Kopczyńskiego, że czynią to »poprostu mocą wiary in verba magistri« (Kwestya jęz., str, 39). Niekiedy nawet dawały się słyszeć niewłaściwe ataki na naszą najwyższą instancyę naukową, Akademię Umiejętności w Krakowie, że w te pędy nie wprowadziła zasad Kryńskiego do swych oficyalnych przepisów i wydawnictw.

Wśród fachowców, grupujących się około Komisyi językowej Akademii Umiejętności w Krakowie, z których niektórzy są uczonymi światowej sławy, przeważało zdanle na korzyść pisowni Kryńskiego. Niektórzy z pośród nich mieli te same albo i lepsze racye za nową pisownią, niż prof. A. A. Kryński. Te racye są oparte na obserwacyi żywego, mówionego języka. W tej jednak sprawie pod- pisany głosu nie zabiera, uważając się za mniej kompetentnego [ 58 ]w tym względzie od wielu ze wspomnianych uczonych. A jeżeli tu występuję ze stanowczą obroną Szylarskiego i Kopczyńskiego to dlatego, że uważam, iż ataki na nich i ich pisownię z tych stanowisk, które wyżej rozebrałem, są niesłuszne i, co gorsza, niedostatecznie zbadane i rozważone. Mnie się zdaje, że obecnie jedynie trafnem wyjściem byłoby w danej sytuacyi dopuścić pisownię Kryńskiego, nie zarzucając starej, którą w oficyalnych wydawnictwach Akademii może być panującą. Tak się obecnie dzieje czasem, gdy Akademia Umiejętności zatrzymuje pisownię autora na jego żądanie. Tu jeszcze zauważę, że stanowisko podobne dlatego jest szczególnie trafne, że odjęłoby całej sprawie wszelkie cechy i przyczyny ostrej walki; pozwalałoby bowiem nowatorom dać odpowiedź, iż mogą się stosowac do nowej pisowni bez zarzutów nieuctwa, konserwatystom zaś, oburzającym się na »barbarzyńskie« zmiany, pozwala zachować stare, klasyczne przepisy i w praktyce ich przestrzegać. Czasby pokazał, która pisownia w wolnej konkurencyi zwycięży.

Najważniejszą z pewnością rzeczą zawsze jest i pozostanie to, aby każdy bez uprzedzeń z góry powziętych zastanawiał się nad faktami językowymi i starał się je rozumieć, dopuszczając zmiany w istniejącym »status quo« tylko w tym razie, jeżeli one są dostatecznie jasno i gruntownie uzasadnione. Nic natomiast nie należy czynić »mocą wiary in verba magistri« bez względu na to, czy »magister« jest nowszem czy starszem zjawiskiem. Ten krytyczny punkt widzenia z dostatecznym naciskiem podkreślił słusznie prof. A. A.. Kryński w swych pismach, wyżej przeze mnie cytowanych, i dobrą rzeczą będzie, jeżeli go tak w reformach, jak i w zachowywaniu »status quo« będziemy przestrzegać.

A teraz na końcu w myśl zasady »historia magistra vitae« postarajmy się wyciągnąć praktyczne wskazówki z przebiegu sporu o tę pisownię. Otóż, zważywszy wszystkie momenta, przychodzi się do niezbyt pocieszającego wniosku, że może za wiele energii i pracy włożyło się na zwalczanie przepisu Szylarskiego i Kopczyńskiego, zanadto się może lekceważy pisownię, przekazaną nam przez przodków, za wiele zaś kwiatów się rzuca pod nogi pisowni, proponowanej przez prof. A. A. Kryńskiego. Siły i pomysły, zużytkowywane na ten cel, możnaby lepiej zużytkować.

Kraków.

Dr. Mikołaj Rudnicki.




  1. Na wstępie tu zaraz i jak najbardziej stanowczo zaznaczam, że artykuł niniejszy ma zadanie jedynie przyczynić się w pewnej mierze do wyświetlenia dotąd — zdaniem mojem — nie rozwiązanych trudności. Nie chcę wszczynać polemiki, zwłaszcza takiej, w której polemiście nieraz więcej zależy na skompromitowaniu i pobiciu przeciwnika, aniżeli na oświetleniu i rozwikłaniu rzeczy. Dlatego odpowiadałbym ewentualnie tylko tym autorom, którzyby się potrafili utrzymać — zdaniem mojem — na wyżynach rzeczowości. Zastrzeżenie to może niepotrzebne nie jest: u nas bowiem nawet w nauce, a często też w jej stosowaniu do pisowni, pojawia się zupełnie nieodpowiednia polemika.
  2. Kwestya językowa. O bezzasadnem odróżnianiu rodzaju nijakiego od męskiego w deklinacyi przymiotników. Warszawa 1873.
    Gramatyka języka polskiego. Warszawa 1900. Wyd. drugie, §§ 409, 316, 217, 146.
  3. Prof. Nitsch objaśnia mnie właśnie, że w gwarach formy dobrygo, dobrymu są częste, ale zachodzą przedewszystkiem tam, gdzie é (pochylone) daje y, gdzie więc dobrygo mogło powstać z dobrégo drogą fonetyczną.
  4. A. A. Kryński. Kwestya językowa etc., jak wyżej; por. str. 11 i nast.
  5. Początki nauk dla narodowej młodzieży to jest Gramatyka języka polskiego Ucząca a tym samym pojęcie obcych języków ułatwiająca przez M. Walentego Szylarskiego 1770 we Lwowie do druku podana.
  6. «Przypisy gramatyki na klasę drugą» i inne, porówn. tytuły u Kryńskiego 1. c.
  7. Także Kalina: Historya języka pols., str. 330.
  8. Wyjaśnienie Vondraka (Vergleichende slavische Gramm. II. 227), że wywolane to zostało przez 1. os. 1. pojed. cierpię itd., — nie wystarcza.


#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false