Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom IV/XXXVI

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 168 ]
XXXVI.

 Trzy dni upłynęły.
 Nadszedł wieczór Sobotni, wyznaczony na podpisanie kontraktu małżeństwa  Maryi-Blanki z wicehrabia de Grancey.
 Sprawa ta miała się odbyć ściśle tak, jak to opowiedział notaryusz jałmużnikowi.
 Pałac przy ulicy Vaugirard, gorzał od światła, przystrojony kwiatami i egzotycznemi roślinami.
 Obiad na trzydzieści nakryć został przygotowanym przez Gilberta Rollin dla notaryuszów, świadków, członków Rady familijnej, dla sędziego pokoju prezydującego w tej Radzie i kilku przyjaciół z szulerni Jerzego de Grancey.
 Ksiądz Libert w poważnej swojej postaci, należał także do grona zaproszonych.
 Róża zachwycająco piękna w swej białej toalecie była królową uroczystości, mimo to jednak dawał się dostrzedz smutek w jej spojrzeniu, a na obliczu dziewczyny widniał wyraz melancholii.
 Myślała ona w rzeczy samej o tej, która, jak mówiono, miała być jej matką, o Henryce Rollin, oniemiałej, ponurej, zamkniętej w celi domu obłąkanych.
 Rozmyślała także o Joannie Rivat, swej drogiej „Mamie Joannie“, którą kochała z całej duszy i rada była ją widzieć teraz przy sobie. Wtedy to może uczuła by się szczęśliwsza.
 Jerzy de Grancey podobał się młodemu dziewczęciu, nie czuła jednak w głębi serca tej tkliwej dla niego miłości jaką się uczuwa dla prawdziwie ukochanego.
[ 169 ] Obiad odznaczał sięmnóstwem dań przyrządzonych z okazałością książęcą, obfitością drogiego wina, jakie napełniając szklanki wzbudzało wesołość, w której jeden tylko notaryusz rodziny d’Areynes’ów zdawał się nie brać udziału.
 Czuł dziwny rodzaj ciążącego smutku jakiego ukryć nie zdołał.
 O dziesiątej, wszyscy opuścili jadalnię udając się do salonu, gdzie miało nastąpić odczytanie kontraktu, poprzedzającego o pięć dni uroczystość małżeństwa cywilnego i religijnego.
 Wszyscy obecni zebrali się około stołu, na którym pomiędzy dwiema płonącemi lampami leżały pargaminowe arkusze kontraktu.
 Notaryusz wziąwszy te arkusze, krząknął z lekka.
 Zaległo głębokie milczenie.
 Rozpoczął czytanie, trwające blizko dwadzieścia minut, po skończeniu którego, umaczał pióro w kałamarzu i podał je narzeczonej.
 Róża ująwszy pióro drżącą ręką, nakreśliła we wskazanym miejscu przez notaryusza:

Marya-Blanka Rollin“.

poczem podała pióro narzeczonemu, który bez wachania podpisał:

Wicehrabia Jerzy de Grancey“.

 Zaledwie postawił ostatnią literę nazwiska otworzyły się drzwi salonu, a w tych drzwiach ukazał się ksiądz d’Areynes.
 Był mocno bladym, chwiejąc, osłabionym.
 Lucyan de Kernoël z Rajmundem Schloss podtrzymywali go, jeden z prawej drugi z lewej strony.
[ 170 ] Drzwi po za niemi zamknięto.
 Na widok tego kapłana o bladym obliczu, którego cała siła żywotna skupiła się w spojrzeniu, wszyscy osłupieli zerwawszy się z krzeseł.
 Gilbert, Deprèty i Serwacy Duplat stali jak posągi owładnięci przerażeniem.
 Przestrach odbierał im władze ruchu, oszołomieni, jak gdyby przybici w miejscu nie zdołali postąpić kroku.
 Ksiądz d’Areynes zbliżał się zwolna.
 Przyszedłszy do stołu, na którym wspierał się Grancey, trzymając jeszcze w palcach pióro, ksiądz d’Areynes rzekł głośno, wyraźnie:
 — A więc nową zbrodnię znowu popełniłeś Gastonie Deprèty!... zbrodnię fałszerstwa!
 Róża przerażona, cofnęła się, pobladła, blizka omdlenia.
 Obecni, spoglądali na siebie przestraszeni, odgadując, iż działo się tu coś strasznego.
 Gilbert Rollin pojąwszy nareszcie, iż to przerażenie zgubić go może, zdołał zapanować nad sobą.
 Podniósł głowę, a postąpiwszy parę kroków naprzód, zapytał dumnie:
 — Co znaczy ta cała komedya... księże jałmużniku? Dla czego mnie nachodzisz skoro ja ciebie nie wzywałem wcale?
 — Przychodzę zapytać ciebie, co zrobiłeś ze swoją córką Marya-Blanka? — odparł ksiądz d’Areynes.
 — Z Maryą-Blanką? — powtórzył Gilbert wzruszając ramionami. — Czyżeś księże rozum utracił? Wszakże ją widzisz przed sobą.
 Tu wskazał Róże siedzącą na krześle z twarzą zalaną łzami.
 — Kłamiesz! zawołał ksiądz Raul — to nie Marya-Blanka? — odparł ksiądz d’Areynes, ponieważ ona jest tam!
 I wskazał drzwi salonu.
 Te drzwi otworzyły się i weszła prawdziwa Marya-Blanka wsparta na ramieniu Joanny Rivat. Po za niemi ukazał się doktor Giroux, wraz ze swym bratem Piotrem.
[ 171 ] Róża spostrzegłszy Joanne, zerwała, się biegnąc ku niej z okrzykiem radości.
 — Mama Joanna!... ach! mamo Joanno!...
 Trzej nędznicy wobec swych ofiar żyjących, zrozumieli, iż wszystko dla nich się ukończyło i że jedyny ratunek pozostaje im w ucieczce.
 Rzucili się wiec ku drzwiom.
 W każdym z wyjść jednak spotkali po dwóch policyjnych agentów z rewolwerami w ręku.
 Przed ta wymierzona w siebie bronią cofnąć się musieli, drżąc ze wściekłości i gniewu.
 Jednocześnie, wszedł do salonu Prokurator Rzeczypospolitej, wraz z sędzią śledczym i naczelnikiem policyi.
 — Gilbercie Rollin, Gastonie Deprèty i Serwacy Duplacie — rzekł — aresztuję was w imieniu prawa! Mamy w swym ręku dowody waszych zbrodni, wszystkich waszych zbrodni! Dowody te odnaleźliśmy w mieszkaniu księdza Liberta przy ulicy Bonapartego, u wdowy Potonnier, przy ulicy Caumartin, u mniemanego wicehrabi de Grancey, w Joigny, u doktora Giroux, a gdyby nam innych było potrzeba, znajdziemy je tu u pana Gilberta Rollin.
 Naczelnik policyi zbliżył się do mniemanego księdza Liberta, a zrywając mu z głowy perukę.
 — Dalej! Serwacy Duplat! — zawołał — stary powrotny zbrodniarzu, pokaż nam twarz swoja bandyto!
 I ukazało się w pełnym oświetleniu wstrętne, obrzydłe oblicze zbrodniarza, ze śladami ostatniego pijaństwa.
 — Oskarżacie niewinnych!... wszystko to jest fałszem! — wołali Gilbert z Deprèt’ym, usiłując bronić się jeszcze.
 — Nie! wszystko to jest prawdą! — zaczął Serwacy Duplat, w przystępie wściekłości podobnej do furyi szaleństwa. — Daremno zaprzeczać!... Oni mają dowody! Otóż nas schwytano! Nie fałszujmy, lecz idźmy na śmierć odważnie, jak na takich jak my ludzi przystało!
 Nędznik ten się pienił, z ucz sypały mu się iskry zaciekłości.
[ 172 ] — Zaprzeczać? ha! ha! na co się to zdało? — wołał zaciskając zęby. — Byłoby to głupstwem skoro nas trzymają i nie puszczą więcej. Tak przyznają ukradłem dwie córki Joanny Riwat, z których jedną sprzedałem Gilbertowi Rollin za sto pięćdziesiąt tysięcy franków, w zastępstwie jego dziecka, które umarło i zagrzebane zostało w piwnicy domu pod numerem 39, przy ulicy Servan. Drugą zaniosłem do Przytułku dla sierot... Oto są tu obie, wyrosły i wypiękniały pisklęta!
 — Moje dzieci!... -moje ukochane dzieci! — wołała Joanna rzucając się w objęcia obu dziewcząt.
 — Tak — mówił dalej Duplat — chciałem zabić „Żebraczkę z pod kościoła świętego Sulpicyusza” nad brzegiem Sekwany, przy pomocy mojego towarzysza Gastona Deprèty. Tak!... Gilbert Rollin otruł Maryę-Blankę jedną z bliźniaczek Joanny, a w jej miejsce podstawił Różę, siostrę, byłą infirmerkę z Przytułku w Blois.
 „Tak!... zatopiliśmy nóż w plecach jałmużnika z la Roqutte, w kościele świętego Sulpicyusza sposobem tego klechy, i sprowadził nam to co dziś nastąpiło. Graliśmy w partyę, która warta była podjęcia trudu, przegraliśmy ją!... To wszystko!... Przystępujcie zatem do dzieła! Skrępujcie nas!... Okujcie w kajdany!... Prowadźcie do Mazas... Przed sądy... potem tam zkąd się niepowraca więcej!
 Tu przerwał, wygrażając pięścią księdzu d’Areynes.
 A ty... ty klecho... przyczyno naszego nieszczęścia! — wołał z zaciekłością —zabraniam ci towarzyszyć mi po gilotyną! Daremno chciałbyś mi oczyszczać sumienie. Chcę skończyć jak żyłem.
 Tu łotr zbliżał się groźny ku jałmużnikowi.
 Agenci zastąpili mu drogę, skrępowali go silnie. Założono również kajdany Gilbertowi i Gastonowi Deprèty.
 — Wszystkich tych trzech ludzi prowadzić do więzienia! — wołał naczelnik policyi.
 Gdy wyszyli pod strażą agentów i obecni wyszli również po za niemi, zarządzono rewizyę w mieszkaniu Rollin’a.
[ 173 ] I owóż pozostał w salonie tylko ksiądz d’Areynes, Lucyan, Rajmund Schloss, notaryusz d’Areynes’ów, doktór Giroux z bratem i Joanna, z córkami.
 Ksiądz Raul z ojcowskim uczuciem spogląda, na grupę złożona z trzech kobiet.
 Joanna ująwszy Róże za prawą rękę a Blankę za lewą, przyszła przed nim uklęknąć.
 — Tyś to mi zwrócił moje dzieci — mówiła przerywanym głosem — tobie zawdzięczam radość ostatnich lat mojego życia. Och! dzięki Ci... dzięki! zacny kapłanie.
 Marya-Blanka wraz z Różą, uniosły ręce ku niemu.
 Ksiądz Raul wziąwszy te drobne rączęta, złączył je nad głową Joanny mówiąc:
 Przysiągłem Pawłowi Rivat, waszemu ojcu umierającemu na moim ręku, iż będę czuwał nad waszą matką i dzieckiem, jakie na świat przyść miało. Ci nikczemnicy utrudniali mi spełnienie tego zadania; lecz otóż nareszcie dopiąłem celu. Bóg pozwolił mi spełnić przysięgę. Jemu to moje dzieci dziękować należy!... Jego błogosławić!

∗             ∗

 Nazajutrz po owej strasznej scenie, znaleziono Gilberta Rollin leżącym bez życia na podłodze więziennej celi.
 Uderzenie krwi na mózg, uśmierciło go podczas nocy.
 Najbardziej występny z trzech owych zbrodniarzów, umknął tym sposobem z pod wymiaru ludzkiej sprawiedliwości, ale nazwisko jakie nosiła Henryka, nie zostało przynajmniej publicznie schańbione wyrokiem.
 Serwacy Duplat wraz z Gastonem Deprèty zostali stawieni przed sądem. Duplat za morderstwo popełnione nad brzegiem Sekwany, Deprèty za zbrodnię w kościele świętego Sulpicyusza.
 Oskarżonych bez możności odwołania się do łagodzących okoliczności skazano na karę śmierci.
[ 174 ] Obu jednego dnia ścięto pod gilotyną.
 Henryka wdową pozostała.
 Lucyan de Kernoël, usunął się z Zakładu doktora Giroux, a przeniósł do Domu zdrowia w Autenil, aby mieć możność poświęcenie się całkowicie leczeniu tej nieszczęśliwej.
 Jego usiłowania po wielu miesiącach otrzymały skutek pożądany. Henryka odzyskała przytomność umysłu, wszak mocno osłabiona długo trwającem cierpieniem otoczoną być musiała najwyższą pieczołowitością.
 Prócz powiadomienia jej o śmierci Gaberta, czego ukryć przed nie można było, nie wspomniano jej a nastąpionych wypadkach. Żyła szczęliwa wśród kochających ja Joanny Rivat, Róży i Maryi­‑Blanki zaślubionej Lucyanow: de Kernoël, o której wciąż mniemała, że jest jej córka która dzieliła przywiązanie pomiędzy nią i prawdziwa swą matką.
 Sprostowanie aktów urodzenia obudwóch córek Joanny Rivat, zrobiono w niewiadomości Henryki.
 Ksiądz d’Areynes zażądał i otrzymał zniesienie warunków testamentu przekonany, iż tak działając, spełniał ostatnią wolę hrabiego Emanuela, którego naigorętszym życzeniem było rozdzielić majątek na dwie połowy, pomiędzy Raula i Henrykę.
 Tak też uczyniono, postanowiwszy na przyszłość przekazać spadek ten dzieciom Lucyana de Kernoël, nie zapominając o Róży, która zaślubiła młodego malarza, człowieka wielkiego talentu, jakiego szczerze kochała.



 A Palmira? piękna Palmira, owa praczka z Champigny, obecnie wdowa Potonnier, dobra kobieta, lecz zbyt płocha w miłości?
 Smutno niestety zakończyła swoją karyerę.
 Poszedłszy dnia pewnego na widowisko do jednego z pod rogatkowych teatrzyków poznała tam aktora, którego [1] zobaczyła w przedstawieniu „Pięknej Gabryeli“.
 Występujący w tej sztuce w roli pierwszorzędnej młody artysta wydał jej się ideałem piękna i elegancyi.
 Zachwycona jego grą, wyraziła mu ona swe uznanie podczas antraktu i zyskała tem tak wielką wdzięczność iż młody aktor odwiózł ją do domu.
 W trzy miesiące później stanęła z nim na kobiercu ślubnym, zgodziwszy się w intercyzie na wspólność majątkową.
 Od tego nieszczęsnego dnia jest bitą siedm razy na tydzień, jej zaś hotel, obciążony długami, wkrótce ma być wystawiony na sprzedaż przez licytację publiczną.
 Biedna Palmira!...

Przypisy[edit]

  1. Przypis własny Wikiźródeł W tym miejscu tekst w dostępnym egzemplarzu się kończy. Poniższy tekst pochodzi z wydania z 1896 (Róża i Blanka wyd. S. Orgelbranda Synowie s. 531–532 w innym tłumaczeniu)


#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false