Trzy dni upłynęły.
Nadszedł wieczór Sobotni, wyznaczony na podpisanie kontraktu małżeństwa Maryi-Blanki z wicehrabia de Grancey.
Sprawa ta miała się odbyć ściśle tak, jak to opowiedział notaryusz jałmużnikowi.
Pałac przy ulicy Vaugirard, gorzał od światła, przystrojony kwiatami i egzotycznemi roślinami.
Obiad na trzydzieści nakryć został przygotowanym przez Gilberta Rollin dla notaryuszów, świadków, członków Rady familijnej, dla sędziego pokoju prezydującego w tej Radzie i kilku przyjaciół z szulerni Jerzego de Grancey.
Ksiądz Libert w poważnej swojej postaci, należał także do grona zaproszonych.
Róża zachwycająco piękna w swej białej toalecie była królową uroczystości, mimo to jednak dawał się dostrzedz smutek w jej spojrzeniu, a na obliczu dziewczyny widniał wyraz melancholii.
Myślała ona w rzeczy samej o tej, która, jak mówiono, miała być jej matką, o Henryce Rollin, oniemiałej, ponurej, zamkniętej w celi domu obłąkanych.
Rozmyślała także o Joannie Rivat, swej drogiej „Mamie Joannie“, którą kochała z całej duszy i rada była ją widzieć teraz przy sobie. Wtedy to może uczuła by się szczęśliwsza.
Jerzy de Grancey podobał się młodemu dziewczęciu, nie czuła jednak w głębi serca tej tkliwej dla niego miłości jaką się uczuwa dla prawdziwie ukochanego.