Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom IV/X

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 48 ]
X.

 Gilbert po odwiezieniu swej żony do domu zdrowia w Auteil udał się do Granceya by zdać mu sprawę z wypadków, zaszłych w ciągu dnia.
 — Doskonale idzie — odrzekł były dependent, wysłuchawszy opowiadania. — Teraz masz ręce rozwiązane. Skoro zbierze się rada familijna oświadczysz jej, że pragnąc prędzej spłacić wierzycieli, zamierzasz za mąż wydać swą córkę.
 — Rzecz prosta, że zgodzą się na to najchętniej; a wtedy rozmówisz się z panną Blanką.
 — A jeżeli ona nie zgodzi się — pytał Gilbert.
 — Nie przypuszczam. Nie jestem tak zarozumiałym bym sądził, że córka pańska szaleje za mną, lecz wierzę, że podobałem się jej. Zresztą panna w tym wieku to miękki wosk, dający urabiać się według woli. Wrazie oporu zmusisz ją do posłuszeństwa pewagą ojcowską.
 Rozmowę wspólników przerwało nagle wejście Duplat’a.
 — Co słychać — zapytał Gilbert.

— To, że przebywająca u Joanny Rivat dziewczyna jest jej córką.
 Poczem Duplat zdał sprawę z swojej wycieczki do Blois. [ 49 ] — Widzicie więc — zakonkludował — że klecha jest naszym nieprzyjacielem, ale jeżeli Joanna i Róża zostaną uprzątnięte, to nie potrafi nam szkodzić. Pragnęliście posiadać pewność, teraz ją macie. Skończmy więc z temi babami, a będziemy mogli spać spokojnie.
 — Cierpliwości — odrzekł Grancey — skończmy prędzej interes ważniejszy. Zgadzamy się na uprzątnięcie stojących nam na zawadzie osób, ale pamiętajcie, że kto dwa zające ściga, może nieuchwycić żadnego.
 — A cóż mamy pilniejszego-zapytał Duplat.
 Grancey powiadomił go o wypadku z panną Rollin.
 — Tak zawołał łotr zachwycony. — Jestem na pięknej drodze! W takim razie oczekuje waszych rozkazów i pieniędzy.
 — Dziś mamy bardzo mało, tyle tylko, że ledwie wystarczy nam na uskutecznienie naszych projektów.
 — Dobrze, jestem człowiekiem zgodnym, będę czekał.
 Koło jedenastej Gilbert powrócił na ulice Vaugirard i poszedł wprost do pokoju żony, gdzie dokonał rewizyi wszystkich szufladek i znalazłszy niewielką paczkę biletów bankowych i parę rulonów złota, jedyne z kilku lat oszczędności Henryki przeznaczone dla Blanki zabrał wszystko i zadowolony z poszukiwań udał się na spoczynek.
 Nazajutrz wstał wcześnie zapłacił i odprawił pokojową swej żony, przywiązaną do swej pani, starą i wierną służącą, która ze Izami w oczach opuściła pałac pożegnawszy się z Blanka, oburzoną tak nagłem i nieuzasadnionem wydaleniem jej ze służby.
 Dziewczyna przewidywała wielkie cierpienia, ale powiedziała sobie, iż ostatecznie nikt jej nie zabroni płakać, myśleć o Lucyanie i odwiedzać matkę.
 O pierwszej po południu ubrała się i zadzwoniła na swą pokojową.
 — Anusiu — rzekła — ubierz się, pójdziemy do kościoła.
 — Panienka nie może wychodzić — odrzekła służąca zmieszana.
 — Jakto nie mogę wychodzić! Dla czego!
 — Odźwierny otrzymał rozkaz niewypuszczania panienki z domu, gdyż w przeciwnym razie utraci służbę.
[ 50 ] Blanka zbladła.
 — Więc zostałam aresztowaną, jak winowajczyni.
 Rozpłakała się i zniecierpliwością wyczekiwała godziny obiadowej, spodziewając się, iż ojciec wyjawi jej powód takiego z nią postępowania.
 O siódmej udała się do pokoju stołowego, gdzie zastała oczekującego już na nią Gilberta.
 — Czy widział dziś ojciec moją matkę — zapytała.
 — Nie, moje dziecko odrzekł tonem serdecznym. — Przez kilka dni nikomu niewolno odwiedzać jej, nawet mnie.
 — A skoro będzie wolno, pozwoli mi ojciec odwiedzić matkę?
 — Chętnie.
 — Dziękuję. A teraz mam o coś zapytać. Czy to prawda, że ojciec zabronił odźwiernemu wypuszczać mnie z domu?
 — Prawda.
 — Więc jestem uwięziona?
 — Tak; jeżeli pałac ten może być uważany za więzienie.
 — Z jakiego powodu spotkało mnie to upokorzenie?
 — Nie widzę potrzeby tłumaczenia się. Tak mi się podobało.
 Dziewczyna oburzona taką niesprawiedliwością, odrzekła:
 — Tak ojcu podobało się. Jestem zawsze gotową z pokora poddać się woli ojca, ale gdy wola ta upokarza mnie, lub jest karą za nieznane mi winy, to mam prawo zapytać się o powód.
 — Nie popełniłaś nic złego, moje dziecko, a chociaż nie jestem obowiązany tłomaczyć się przed tobą, powiem ci wszakże, iż uważam za niewłaściwe by panna w tym wieku biegała po ulicach ze służącą...
 — Panna w mym wieku umie nakazać szacunek dla siebie!
 — Być może, ale niechcę udzielać ci sposobności dla przekonania się o tem. Dla tego, aż do nowego postanowienia musisz poddać się mej woli, chociaż wydaje ci się to niesprawiedliwością.
[ 51 ] Gilbert wypowiedział te słowa tonem tak surowym, iż spodziewał się ze strony Blanki płaczu, lub spazmów, ale zawiódł się.
 Blanka zapanowała nad oburzeniem, zbladła tylko, lecz ani jeden muskuł nie drgnął na jej twarzy.
 Gilbert obserwując ją z pod oka zaczynał wątpić, czy uda mu się upokorzyć jej dumę i energję, których dotychczas w niej nie dostrzegał.
 Reszta obiadu upłynęła w milczeniu.
 Następnego dnia Blanka oświadczyła przez pokojową, że jest cierpiącą i nie wychodziła ze swego pokoju.
 Napisała list do księdza d’Areynes i kazała służącej odnieść go na pocztę.
 Z okien widziała, jak ta pobiegłe do odźwiernego wręczyła mu list i powróciła do garderoby.
 — Więc nie odniosłaś tego listu? — zapytała jej.
 — Odźwierny powiedział, że sam odniesie.
 Blanka spodziewała się odpowiedzi tegoż dnia jeszcze, lecz czekała napróżno.
 List nie był wcale oddany na pocztę.
 Gilbert zajęty ułatwianiem formalności w sprawie zwołania rady familijnej, niepokazał się w domu, śniadał i obiadował na mieście.
 Przy zielonym stoliku uśmiechnęło mi się szczęście, gdyż dzięki summie zabranej z pokoju Henryki w przeciągu trzech nocy wygrał około dwustu tysięcy franków.
 Również i członkowie rady familijnej okazali się bardzo posłusznymi, wydali mu jak najszersze pełnomocnictwo i pochwalili jego zamiar jak najśpieszniejszego przeniesienia na Marye-Blankę użytkowania, przysługującego dotychczas Henryce.
 Ale, ażeby uskutecznić to, należało wydać ją za mąż.
 W kwestyi tej rada familijna oświadczyła, że zgóry zgadza się na wybór Gilberta, który, jako ojciec, musiał przecie dla swego dziecka pragnąć człowieka porządnego.
 Tak przygotowawszy grunt, postanowił stanowczo rozmówić się z Blanką i czwartego dnia po wywiezieniu Henryki do domu zdrowia wezwał córkę do swego gabinetu.
 — Moje drogie dziecko odezwał się tonem serdecznym pragnę przede wszystkiem usprawiedliwić się przed [ 52 ]tobą z kilkodniowej nieobecności mojej. Bardzo ważne interesa zmusiły mnie do wyjazdu z Paryża, a wypadły tak nagle, że nie miałem czasu powiadomić cię o tem.
 — Czy widział ojciec moją matkę? — zapytała Blanka, myśląca o niej bezustannie.
 — Miałem wiadomość, że stan jej nie uległ żadnej i wymaga, byśmy powstrzymali się od widywania zmianie z nią.
 — I długo ten zakaz potrwa.
 — Lekarz nie powiedział mi wyraźnie.
 — Czy wezwał mnie ojciec by powiadomić o tym zakazie.
 — Nie. Pragnę pomówić z tobą o kilku innych kwestyach dotyczących naszych interesów i twojej przyszłości.
 — Mojej przyszłości-powtórzyła Blanka zdziwiona.
 — Siadaj przy mnie i słuchaj. Podczas nieobecności mojej pisałaś do księdza d’Areynes.
 — I ojciec przejął ten list odrzekła Blanka oburzona.
 — Przejąłem.
 — I dla czego?
 — Wiesz dobrze, moje dziecko, że pomiędzy mną a księdzem d’Areynes panuje pewne nieporozumienie, z tego powodu i ty nie powinnaś utrzymywać z nim stosunków, dowodziłoby to bowiem, że niesłusznie zabroniłem mu wstępu do tego domu. Chyba rozumiesz to!
 — Rozumiem, że wszystko mi zabronione. Uwięził ojciec moją osobę i nakłada więzy na moje myśli. Ze służby uczynił dozorców więziennych i otoczył szpiegami, śledzącymi każdy mój postępek. W taki sposób postępuje się tylko z przestępcami. Niechciałabym uchybiać ojcu, ale nie mogę powstrzymać się od oświadczenia, że podobne postępowanie jest haniebne, że ojciec niema prawa torturować mnie!
 — Mam prawo postępować z tobą jak mi się podoba i zachowam je, aż do pełnoletności twojej.
 — Ach! jak odległą ona jeszcze, jakże daleko jeszcze do niej! — zawołała Blanka z rozpaczą. — Kiedyż, mój Boże, nareszcie będę mogła sobą rozporządzać?!
 — Na co tyle słów wobec takiej blachostki — odrzekł Gilbert z szyderczym uśmiechem. — Rozściągnąłem nad tobą [ 53 ]nadzór jedynie z obawy, abyś nie popełniła jakiegoś głupstwa. To rzecz tak naturalna, że każdy ojciec pochwaliłby mnie za to. Ale jeżeli pragniesz uwolnić się jak najprędzej z pod mojej władzy, którą uważasz za tyrańską, a która jest tylko troskliwością ojcowską, to możesz uczynić to bardzo łatwo. Wezwałem cię właśnie dla pomówienia o tem...
 Blanka podniosła głowę i spojrzała ojcu w oczy.
 — Nierozumiem, proszę o wyjaśnienie.
 — Jesteś jeszcze zbyt młodą byś mogła zrozumieć niektóre kwestye prawne, pomimo to jednak postaram cię choć w krótkości obeznać z naszą sytuacyą. Matka twoja, będąc obłąkaną, nie może otrzymywać dochodów z majątku, który ma należeć do ciebie po dojścia do pełnoletności.
 — Cóż mnie obchodzi majątek? Co mnie obchodzą pieniądze? Niczego niechcę, pragnę tylko powrotu do zdrowia mej matki!
 — Zapewne, ale prawo ma pewne wymagania, którym musimy się poddać. Nie możemy pozostawać ani chwili dłużej w obecnem położeniu. Prawo nakazuje nam żądać od trybunału mianowania kuratora i administratora majątku do czasu twej pełnoletności.
 — Trybunał... kurator... — odrzekła Blanka z przestrachem po co to wszystko? Naco wtajemniczać publiczność, obcych w nasze sprawy familijne?
 — Jesteś małoletnią i interesa twoje powinny być zabezpieczone.
 — Wszak ojciec jest moim opiekunem naturalnym. Czyż to nie dosyć?
 — Nie, najlepszy masz tego dowód, żem musiał zebrać radę familijną, której zadaniem jest kontrolować moje czynności jako opiekuna i która w razie potrzeby może narzucić swoją wolę. Niema w tem dla mnie nic ubliżającego.
 Rada ta pozostająca pod przewodnictwem sędziego pokoju składa się z ludzi bardzo szanownych, którzy przez życzliwość dla nas wzięli na siebie to niewdzięczne zadanie.
 — To dobrze, ale mówił ojciec o jakimś środku uwolnienia się z dzisiejszego przykrego i upokarzającego mnie położenia. Jakiż to środek?
[ 54 ] — Zbliżam się do tej kwestyi, lecz uprzedzam cię, że środek ten prosty, zaprojektowany został nie przezemnie, lecz przez radę familijną. Jest nim małżeństwo!




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false