— Zbliżam się do tej kwestyi, lecz uprzedzam cię, że środek ten prosty, zaprojektowany został nie przezemnie, lecz przez radę familijną. Jest nim małżeństwo!
— Małżeństwo — zawołała Blanka, zrywając się nagle.
— Tak małżeństwo — rzekł Gilbert. — Zapewni ci ono swobodę i takie prawa, jak gdybyś była pełnoletnią. Małżeństwo jedynie może ci dać wolność, a i mnie razem swobodę. Obowiązki opiekuna niezgodne są z mojemi upodobaniami i nawyknieniami, będziem więc wolni oboje!
Blanka milczała, usiłując ukryć, iż odgadywała jakiś tajemnie ułożony plan swego ojca, matka albowiem wtajemniczała ją w wiele szczegółów swego nieszczęśliwego pożycia.
— A więc zawołała to owa rada familijna, która zajmnje się mną z taką troskliwością wskazała ci, ojcze, wybór męża, którego mam przyjąć z zamkniętemi oczyma?
Mimo, że to zapytanie zostało wygłoszone tonem umiarkowanym, ukryta w nim gryząca ironja nie uszła uwagi Gilberta.
— Rada familijna odrzekł-tak jak i wszelka inna, niema prawa narzucać ci męża. Jej rola ogranicza się na zaaprobowaniu lub odrzuceniu mojego wyboru, w tym ostatnim razie, gdybym ci przedstawiał na małżonka człowieka niegodnego ciebie, jej odrzucenie zniweczyłoby wszystko. Jest to niejako gwarancyą dla ciebie. Ufam wszelako, że rada familijna czuwająca nad twemi interesami, nie zawacha się z udzieleniem zezwolenia.
— Skoro jej ojciec powiesz kogo wybrałeś?
— Tak.
— Czyżby twój wybór był już dokonanym?
— Jest.