Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom IV/II

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 8 ] [ 9 ]
II.

 Serwacy wyszedł. Grancey zatrzymał u siebie Gilberta.
 — Mam z tobą do pomówienia — rzekł do niego.
 — O czem jeszcze? — pytał z niechęcią mąż Henryki.
 — Podobne opóźnienia szkodzą naszym interesom. Jestem na wszystko zdecydowany i nie wacham się wcale. Niech się co chce stanie, trzeba przyśpieszyć moje małżeństwo.
 — Czy ono jednak będzie właściwem w tej chwili?
 — Dla czego nie? Rzecz główna zostanie dokonaną, reszta zrobi się, gdy przyjdzie na to pora. Nie sądź, abym zostawszy szczęśliwym małżonkiem panny Maryi-Blanki zapomniał o Joannie Rivat.
 — To małżeństwo wywoła rozgłos. Będą o nim mówili...
 — Co nas to obchodzi? Niech sobie gadają.
 — Może obudzić podejrzenia...
 — Podejrzenia? U kogo... i względem czego? Nie bądźże tchórzem jakim cię widzę, mój kochany. Od pewnego czasu widzisz wszystko czarno w około siebie.
 — Bo życie nie jest różowem!...
 — Stara bajka jaką raz do djabła wyrzucić trzeba! Jeżeli życie złem ci się być zdaje, to znaczy, że zapatrujesz się tylko nań ze złej strony. Wierzaj mi przyśpieszmy małżeństwo. Zobacz się dziś ze swoją żoną i przypuść szturm do sytuacyi.
 — Widziałem się z nią przed chwilą, jest bardzo chorą.
 — Tem lepiej! Łatwiej wyjednasz zezwolenie.
 Nastąpiła chwila milczenia. Grancey zapalił cygaro.
 — Czy pamiętasz —zaczął siadając — że w ciągu nadchodzących trzech dni masz mi wypłacić summę trzydzieści siedem tysięcy pięćset franków?
[ 10 ] — Wiem o tem dobrze.
 — Będziesz że w stanie zadość temu uczynić?
 — Nie.
 — Spodziewałem się tego.
 — Chciałem cię prosić abyś mi termin sprolongował.
 — Głupia wymówka z twej strony. Czego nie możesz uczynić teraz, nie będziesz mógł tak samo za miesiąc, a i dwa nawet. Zostałeś osaczonym. Twoja żona wzięła cię na dyetę. Szczęście odwraca się od ciebie. Przegrywasz w bakkara co wieczór w kasynie grube sumy pieniędzy. Twoje konie są zdystansowane na hippodromach. Wierzyciele cię napastują, kochanka grozi opuszczeniem... Widzę cię zatopionym po uszy w kłopotach i dziwie się, że zwlekasz z małżeństwem zamiast starać się je przyśpieszyć, ażeby raz wyjść z tego błędnego duszącego koła. Moje tylko małżeństwo z Marya-Blanką może cię wydobyć z tej toni. Oba jednakowo potrzebujemy pieniędzy, Duplat będzie naciskał o zapłatę, a jako grubijanin, prostak stanie się brutalnym. Raz powinieneś do djabła rozciąć te sprawę, lecz widzę, że ci brak odwagi. Obudź ją w sobie, bo trzeba by to małżeństwo co rychłej nastąpiło!... Przyspiesz je proszę. Sądzę, iż mnie zrozumiałeś?
 — Zrozumiałem, iż kładziesz mi nóż na gardle.
 — Bynajmniej. Mówię ci tylko, że potrzebuje pieniędzy, ot! wszystko!
 — Dobrze! — zawołał opryskliwie Rollin — Będę działał.
 — Czas na to wielki. Zostawmy Duplat’a zbierającego objaśnienia jakich potrzebujemy, a uregulujmy nasze drobne interesa rodzinne.
 Rollin wstał z krzesła.
 — Odchodzisz? zapytał go mniemany wicehrabia.
 — Powracam.
 — Do siebie, czy na ulice de Pruny?
 — Do siebie.
 — Zatem dobranoc. Rozmyśl po nad tem co ci przedstawiłem.
 — Ukończyłem już moje rozmyślania.
 — Zobaczymy się jutro?
 — Jutro jade do Larmolave.
[ 11 ] — W dzień... a wieczorem?
 — Będę obiadował w Klubie.
 — A więc tani się spotkamy.
 Tu oba rozeszli się z sobą.

∗             ∗

 Serwacy Duplat posiadał o tyle przezorności o ile był bezczelnym... Rozważył, że byłoby daremnem udawać się o objaśnienia do merostwa jedenastego okręgu.
 — Kto wie? — pomyślał — czyli tam nieznajduje się ktoś między urzędnikami z 1871 roku, któryby mógł go poznać. Obecnie należało unikać mu tego.
 Najprostszem było udać się do mamki, w Saint-Maur-des-Fosses, której Rada dobroczynności publicznej powierzyła na wykarmienie jedną z córek skradzionych przezeń Joannie Rivat.
 Czy jednak wdowa Leroux żyła jeszcze? Cała kwestya w tem się zawierała.
 Nazajutrz równo ze świtem, Serwacy wyjechał do Saint Maur.
 Odnalazł bez trudu tenże sam domek, gdzie został przyjętym przez kobietę, w której za pierwszem spojrzeniem odgadł wdowę Leroux mimo, iż mocno się zestarzała.
 — Czem panu mogę służyć? — zagadnęła.
 — Pragnąłbym z panią pomówić.
 — Jakim przedmiocie?
 — Względem pewnego dziecka. Ale przedewszystkiem powiedz pani, czy mnie poznajesz?
 — Nie panie. A jednak zdaje mi się, że nie po raz pierwszy pana widzę...
 — Widziałaś mnie pani przed siedemnastu laty.
 — Lat siedemnaście, to czas bardzo odległy zmienić się można.
 — Tak, na nieszczęście! Otóż w roku 1871 w dniu 28 Maja przyszedłem do pani przysłany tu przez mera je[ 12 ]denastego okręgu Paryża i przyniosłem ci małą dziewczynkę imieniem Róza, wraz ze spisanym protokułem.
 — Ach! tak... tak! przypominam sobie — wołała wdowa — teraz to pana poznaję.
 — Otóż chciałbym wiedzieć co stało się z tem dziecięciem, z odbioru którego udzieliłaś mi pani wtedy pokwitowanie?
 — Biedne maleństwo bardzo pieszczotliwe i miłe. Wychowałam ją do piątego roku życia.
 — A potem?
 — Zaniosłam do Przytułku dla opuszczonych dzieci.
 — Z tamtąd gdzie dalej ją umieszczono?
 — Nic niewiem, ale w Zarządzie Rady dobroczynności publicznej, przy ulicy Victorie będą mogli pana o tem objaśnić. Trzymają tam wszystko w porządku.
 — Czy odnaleźli się rodzice tej małej?
 — Ojciec zgłosił się do mnie i prosił o zebranie objaśnień. Żałuję, iż nie mogę udzielić panu ich więcej.
 Duplat wróciwszy do Paryża, udał się do wskazanego biura, na ulicę Victoria.
 Tam jednak spotkał go zawód, powiedziano mu, że to należy do piątego biura „Znalezionych dzieci“.
 Przybywszy tam, opowiedział czego poszukuje. Kazano mu przejść do bocznego Wydziału, gdzie spotkał nareszcie urzędnika rozumnie pojmującego swe obowiązki.
 — Pragniesz pan zatem dowiedzieć się o losach tej małej? — pytał go tenże.
 — Tak panie. Ja ją bowiem znalazłem na ulicy i zaniosłem do merostwa jedenastego okręgu, gdzie spisano protokuł.
 — Nazywasz się pan?
 — Juljan Servaize.
 — Data złożenia tego dziecka?
 — Dwudziesty ósmy Maja, 1871 roku.
 — Odnalazłeś pan rodziców?
 — Jej ojca tylko.
 — Dla czego nie przyszedł zaraz z panem?
 — Ponieważ przebywa na obczyźnie.
 — Dobrze. Proszę usiąść i zaczekać.
[ 13 ] Urzędnik zbliżył się do szafy zapełnionej księgami i poszukiwać zaczął.
 — Maj... Maj — powtarzał bezwiednie. — Otóż mam! Imię tego dziecka?
 — Róża.
 — Róża... Róża... Otóż jest. Dziecię płci żeńskiej, złożone przez Juljana Servaize’a i Merlin’a.
 — To, to, panie.
 — Chcesz pan więc wiedzieć co się z nim stało?
 — Tak panie.
 — Posłuchaj przeto. Czytam z rubryki uwag. Dziecię złożone u wdowy Leroux w Saint-Maur. Wychowane do lat pięciu przez też kobietę, przesłane dalej do Przytułku dla opuszczonych dzieci, gdzie pozostawało do dwunastego roku życia. Następnie pomieszczono w szkole infirmierek w Blois, 1883 i pozostawione jako infirmierka tamże za opłatą...
 — Ho! ho! — zawołał nagle przerywając.
 — Cóż tam jest? — pytał zaciekawiony Duplat.
 — Coś, czego się niespodziewałem — odrzekł urzędnik. — Posłuchaj pan: Zniknęła z Przytułku w Blois w dniu 20 Września i zapewne umarła, gdyż wszelkie poszukiwania bezskutecznemi pozostały. Prawdopodobnie jest to samobójstwo popełnione w przystępie melancholii.
 — Zmarła!... samobójstwo? — powtarzał Duplat.
 — Tak wyraźnie tu napisano, a więc musi być prawda.
 — Ale napisano: „prawdopodobnie“.
 — Tak.
 — A więc to przypuszczenie, domniemanie. Może w Blois objaśniono by mnie lepiej?
 — Wątpię; gdyż ta notatka jest napisana na podstawie raportu ztamtąd nadesłanego.
 — Może byś pan raczył wydać mi kopję tej notatki?
 — Dobrze.
 W pół godziny potem, Duplat zaopatrzony w kopję, jechał do merostwa jedenastego okręgu dla uzyskania wyciągu protokułu, będącego zarazem metryką urodzenia Róży, ale ponieważ mieli zamykać już biuro, pozostawiwszy daty, prosił o przygotowanie interesu na dzień następny.
[ 14 ] Nastąpiła ztad zwłoka jednodniowa, ponieważ dopiero nazajutrz wieczorem mógł udać się po informacye do Blois.

∗             ∗

 Henryka Rollin spędziła noc źle bardzo.
 Blanka przesiedziała przy niej do godziny trzeciej nad ranem i odeszła dopiero, gdy chora uspokoiła się nieco pozostawiwszy przy niej pokojówkę z poleceniem obudzenia siebie, gdyby kryzys nastąpiła.
 Nazajutrz dziewczę, bardzo rano powstawszy, przyszło do łoża matki.
 Henryka senna, pół nieprzytomna, zaledwie że ją poznać zdoławszy, przemówiła do niej słów parę.
 Wobec takiego stanu, Blanka zrozumiała grożące niebezpieczeństwe i wysłała depeszę do doktora Germain, który przy był natychmiast.
 Znalazł panią Rollin leżącą w łóżku.
 Ujrzawszy go nie okazała zdumienia.
 — To ty, doktorze? — wyrzekła cicho, podając mu rękę. — Niedobry, nieprzyszedłeś wczoraj, pomimo że cię o to prosiłam?
 — Wczoraj? — powtórzył doktór zdumiony.
 Marya-Blanka spojrzała na niego załzawionemi oczyma.
 Zrozumiawszy, nie pytał, a trzymając rękę pani Rollin zaczął puls badać.
 Puls uderzał regularnie, mózg tylko był chorym.
 Czy wyjeżdżałaś pani gdzie w tych dniach? — pytał lekarz.
 Henryka zdawała się szukać w pamięci.
 — Tak — odpowiedziała po chwili milczenia — wyjeżdżałam z córką odwiedzać ubogich.
 Na badawcze spojrzenie doktora, Blanka odpowiedziała przeczącem poruszeniem głowy.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false