Skarby

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Leopold Staff
Tytuł Skarby
Pochodzenie Dzień duszy, cykl Przez mrok
Data wydania 1908
Wydawnictwo Księgarnia Polska B. Połonieckiego / E. Wende i Spółka
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów, Warszawa
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cały cykl
Cały tomik
Indeks stron

[ 104 ]SKARBY.



Po co mi, matko, światło wnosisz do piwnicy?
Już mi tu dobrze teraz, pociech mi nie trzeba,
Bo spałem na otchłannem sercu tajemnicy...
A nie płacz, że mi zboże ściął grad spadły z nieba...
Kazano żyć... Nie prędko wyjdę z tej ciemnicy...
A ci, którzy żyć muszą, żyć będą bez chleba...

Bo przecież słońce więcej jest, niż chleb żałosny...
A znałem blade dziecię, ciche, chorowite —
Żar pieca był jedynem słońcem jego wiosny
Spędzonej wśród poduszek, gdy okna zakryte,
A żyło... Gdy śmierć wzięła je w uścisk miłosny,
Ludzie to biedne życie zwali też »przeżyte«...

Bóg wie, skąd jemu tajne przybywały soki,
Jak roślinie kwitnącej na płasku wśród suszy...
Odchodząc miało w oczał łzy i prośbę zwłoki...
Czuło cud życia... Mówisz: »własny sen wśród głuszy
Śniony?«. — Więc kochaj życie... Czar piękna głęboki
Ma wszystko, co przez chwilę choć było snem duszy...

Jam dziś cichy, król braku i bogacz pokory,
Bez skarg żyję, choć słońca oczy me nie piły...

[ 105 ]

Bo miałem długie, smutne, samotne wieczory...
One ukochać życia dar mnie nauczyły.
W nadziemskie cuda życia wierzyć jestem skory,
Bo i Najlepszym z Ziemi było ponad siły...

O, nie będę już kalał ust bluźnierstwa brudem...
Pan za korność przedziwny skarb mi dał w zamianie,
Chociaż jam nań pracował tylko męki trudem...
Takie mi hojne łaski spadły niespodzianie,
Że nawet życie dzisiaj jest mi świętym cudem...
O, jak smutne największe cuda Twoje, Panie!...

Raz ktoś, który urąga duszom szydząc w gniewie
— Kiedym wydziedziczony prosił o jałmużnę —
W dal mnie wiódł, skrzynię wskazał mi ciosaną w drzewie...
Jam zerwał wieko, ufny znaleźć skarby różne,
Dziwy bogactw i kruszców, o których świat nie wie,
Ale serce sosnowej skrzyni było próżne...

Wtedy ja smutny, we łzach, w puste skrzyni łono
— Zamknąwszy oczy — bladą zatonąłem twarzą...
A świeże deski wonią sosny niewyschnioną
Dziwną mi baśń żywiczną o głębiach puszcz gwarzą...
Jakbym spał w mchach... Wiatr w górze szumi drzew koroną...
Takich snów słodkich ziemskie puszcze nie wymarzą.

Ja Świętem Marzeń pustki napełniłem wnętrze...
A raz szukając próżno Wyśnionej, Jedynej,
Posąg dziewczyny-m ujrzał na cokółu piętrze
Stojący w lesie... Usta wśród tęsknot godziny
W biel stóp jej wpiłem... Były gorące... gorętsze,
Niż stopy kochającej i żywej dziewczyny...


[ 106 ]

Nie wiem jaki czar tajny ożywił głaz chłodny.
Posąg miłością dla mnie żył w to złote rano...
Tylem ja zaznał cudów, Panie, choć niegodny,
Że kiedy ludzie w modłach zginają kolano
I proszą... ja nie proszę, niczego nie głodny...
Mam duszę i samotność, więc wszystko mi dano...




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false