Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom I/VI

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron

[ 34 ]

VI.

 — Panienka jedziesz do Paryża? — zapytał.
 Podróżna się uśmiechęła.
 — Nie „panienka“ — odpowiedziała, łagodnie na mówiącego spoglądając; — lecz „pani“. Od siedmiu miesięcy jestem zamężna.
 — Ach! proszę przebaczyć!... Tak łatwo omylić się można. Pani wyglądasz tak młodo!
 — Nie gniewam się wcale.... A nawet mi to pochlebia... Tak, panie, jade do Paryża.
 — Do swej! rodziny zapewne?
 — Do męża, panie. Urodziłam się w Chalons nad Marną, gdzie dotąd mieszka moja matka, i u niej to teraz bawiłam parę tygodni. Miałam zamiar pozostać dłużej, ale obecne wypadki nakazują mi wracać do Pawła. Paweł, jest to imię mojego męża, panie.
 Młoda kobieta wyrażała się płynnie i w sposób prawny. Znać było, że otrzymała pewne wykształcenie.
[ 35 ] Sympatya ku niej Rajmunda wzrastała.
 — Pracy zabraknie niedługo w Paryżu, odrzekł — skutkiem tej wojny przeklętej!
 — Kto może zgadnąć co nam przyszłość przyniesie?
 — Pracy już teraz brak, panie.
 — Czy podobna?
 — Tak jest niestety! — Otrzymałam przed dwoma dniami list od męża.... Ruch fabryk wszędzie wstrzymano. Warsztaty zamknięto, z przyczyny braku zamówień. Rzemiosło Pawła, który pracował dotąd w fabryce kufrów podróżnych upadło, jak pisze do mnie, i otóż zaciągnął się do gwardyi narodowej. Tworzą bataliony we wszystkich okręgach Paryża. Paweł, wyznać muszę, zazbyt wszystko żywo odczuwa. O! nie ganię go bynajmniej za to, że kocha swój kraj rodzinny, lękam się jednak, aby mu myśl jaka niespodziewana wpadła do głowy.... Nie uspokoję się, dopóki nie znajdę się przy nim. Będę może mogła swym wpływem powstrzymać go od popełnienia jakiego szaleństwa.
 — Jakież szaleństwo mógłby popełnić mąż pani?
 — A! gdyby chciał zaciągnąć się do armii i bić z Prusakami.
 — Ach! — odrzekł Schloss, — mylnie nazywasz to pani szaleństwem. Spełnił by natenczas tylko swój obowiązek.
 — Tak; masz pan słuszność, spełniłby obowiązek. Lecz gdyby zginął, ja pozostałabym sama.... a nie tylko sama, lecz....
 Młoda kobieta niedokończyła rozpoczętego zdania, żywy rumieniec, okrasił jej lica. Rajmund spojrzał na nią, i odgadł co chciała powiedzieć.
 — Sama.... — pomyślał, i z dzieckiem, które na świat przyjdzie.
 — Pan jedziesz także do Paryża? — zapytała po chwili.
 — Tak pani.
 — Zamieszkujesz pan więc stale w Paryżu?
 — Nie. Przyjechałem chwilowo dla załatwienia interesów, i dziś zarówno mam sobie poleconą ważną misyę do spełnienia.
 — Zatem pan jesteś mieszkańcem prowincyi?
 — Jestem Lotaryńczykiem.
[ 36 ] — Ach! biedny ten kraj!... — zawołała młoda kobieta z wpółczuciem załamując ręce. — Jak oni musieli go zniszczyć, spustoszyć, ci niemcy barbarzyńcy.
 Strzelec hrabiego, wstrząsnął się groźnie. Wzrok mu zapłonął nienawiścią.
 — Ale pan będziesz oczekiwał w Paryżu ukończenia wojny, nie wyjedziesz wcześniej? — pytała dalej podróżna.
 — Przeciwnie, zaraz wyjadę.
 — Dla czego?
 — Ponieważ tak trzeba!
 Nasza podróżna jak większa część kobiet, lubiła rozmawiać. Nie było w tem zresztą nic złego. Pierwsze lody zostały złamane po wymienionych wzajemnie słowach.
 — Czy mogłabym pana zapytać, — ciągnęła dalej, — w jakim okręgu Paryża masz pan do załatwienia interesa?
 W Pepincourt.
 — Ach! to tak blisko nas!... Mieszkamy przy ulicy Saint Maur. W kościele świętego Ambrożego, odbyły się moje zaślubiny przed siedmioma miesiącami.
 — W kościele świętego Ambrożego? — powtórzył Rajmund z zaciekawieniem.
 — Tak, i tam to również odbędzie się chrzest mojego pierwszego dziecka.
 — Co zapewno niedługo nastąpi?
 — O! nie tak prędko jeszcze... — odpowiedziała, rumieniąc się z lekka.
 — A zatem, — zaczął Schloss, — skoro pani mieszkasz w parafii świętego Ambrożego, i tam ślub zawierałaś, to ksiądz d’Areynes musi ci być znanym?
 — Wikary... nasz wikary?...
 — Tak.
 — Och! zapytujesz pan czy go znam Wszak to on połączył mnie z Pawłem, także?!... Jak Pan go najlepiej! wiec znasz także?
 — Do niego właśnie jadę.
 — Jak się to dziwnie składa! — zawołała rozradowana. — Ksiądz d’Areynes, jakiż to szlachetny człowiek i zacny kapłan. Niewypowiedzianie dobry, miłosierny, pobłażliwy. Otóż trzeba wiedzieć, jak go powszechnie kochają szanują, poważają, nawet ci ateusze, którzy w nic nie wie[ 37 ]rzą! W całym naszym okręgu wszyscy go znają. Iluż on biedaków uchronił od śmierci głodowej!
 — To człowiek godzien uwielbienia! — dodał z dumą Rajmund.
 — O! tak; lecz obok tego, umie i napomnieć surowo, gdzie trzeba. Potrafi zgromić i przywieść do należytego upamiętania, owych młokosów bez wiary, gdyby który poważył się wystąpić z jakim niewłaściwym dowcipem w obec niego.
 — Są ludzie, niestety, którzy nie uszanują nikogo.
 — Ksiądz d’Areynes nie pozwolił by sobie ubliżyć, jest o tyle dumnym, o ile łagodnym i wyrozumiałym. Do niego wiec pan jedziesz?
 — Tak.
 — Znasz go pan od dawna?
 — Och! od bardzo dawna. A mimo, że jest młodszym odemnie o lat kilka, razem niegdyś bawiliśmy się w pacholęcym wieku, i razem zastawiali sidła na króliki w lesie jego stryja.
 Pociąg zatrzymał sie.
 Wyjście kilku podróżnych, a przybycie innych, przerwało rozmowę.
 Po kwadransie, wyruszono dalej.
 Zbliżano się do Paryża.
 Przez okna wagonów widać było drogi zapełnione żołnierstwem, oddziały artyleryi, wozy naładowane sprzętami, na wierzchołkach których siedziały kobiety i dzieci.
 Przerażona ludność, uciekała z wiosek, płynąc falą ku stolicy. Żołnierze nagle wezwani, podążali w nieładzie ku Châlons.
 — A mąż pani wie, że wracasz do Paryża? — zagadnął Schloss młodą kobietę, zawiązując na nowo rozmowę.
 — Donosiłam mu o tem po odebraniu jego listu. Prosiłam, ażeby był na stacyj obecnym i dopomógł mi w zabraniu pakunków.
 — Gdyby wypadkiem nie przyszedł, ja pani ofiaruję mą pomoc, — rzekł Rajmund uprzejmie. — Wezmę fiakra, ponieważ udajemy się na jedną i tę samą ulicę, będę więc mógł odwieść panią do domu.
[ 38 ] — Serdeczne dzięki za pańska grzeczność, wszak jestem pewną, że mój mąż tam będzie.
 Punktualnie o czwartej wieczorem, pociąg w którym się znajdowali nasi podróżni, wjechał na stacyę w Paryżu.
 Schloss dopomógł młodej kobiecie w przeniesieniu bagażów, aż do głównych drzwi wyjścia, gdzie rozradowana padła w objęcia młodego człowieka, przybranego w mundur gwardzisty. Był to jej mąż, Paweł Rivat rosły i silny mężczyzna, około dwudziestu ośmiu lat mieć mogący.
 — Ach! moja żonko!... — zawołał, przytulając ją do piersi, — jak dobrze, że powróciłaś! Tak mi było smutno bez ciebie! Gdybyś była się opóźniła o jaki tydzień, móg bym na pewno się rozchorować.
 Uścisnęli się kilkakrotnie.
 — A gdzież są twoje pakunki? — zapytał Paweł.
 Joanna wskazała mu stojącego przy nich swego towarzysza podróży.
 — Podziękuj temu panu, — wyrzecze, — on mi dopomógł w przeniesieniu bagażów.
 Paweł z serdecznością wyciągnął rękę ku Rajmundowi.
 — Ależ za co? — zapytał tenże, ujmując podaną sobie dłoń robotnika. — Zrobiłem to, co pan byś w moim miejscu również uczynił.
 — To pewna! — Nie zawsze jednak spotykamy uprzejmych współtowarzyszy podróży, Chciej pan wstąpić do nas, wypijemy razem szklankę wina.
 — Niepodobna!
 — Odmowa zatem?
 — Wbrew mojej woli, upewniam. Bardzo się spieszę? kilka minut opóźnienia, mogłyby sprowadzić opłakane następstwa w interesach, jakie załatwić mi polecono.
 — Nie będę więc nalegał. Gdybyś pan jednak zabawił dni kilka w Paryżu, mam nadzieję, że nas odwiedzisz.
 — Przyrzekam, i będę się starał dotrzymać słowa.
 — Niezapomnij pan mego nazwiska i adresu. Paweł Rivat, Nr. 157. ulica Saint-Maur, obecnie gwardzista narodowy 57-go batalionu, 3-ej kompanii.
 — Będę pamiętał.
 I uścisnąwszy powtórnie dłoń Pawła; Rajmund wyszedł ze stacyi z pośpiechem.
[ 39 ] Spostrzegłszy próżny fiakr na placu, przywołał go i wsiadł weń.
 — Ulica Pepincourt, Nr. 30, — zawołał. — Jedź żywo!
 Fiakr, ciągniony przez spracowaną, wychudłą szkapę, potoczył się zwolna.
 Podczas drogi, trwającej około pół godziny, Schloss mógł się naocznie przekonać o gorączkowym chaosie, panującym na ulicach Paryża. Gdzie spojrzeć mundury, artylerya, uruchomione oddziały, gwardya narodowa, wszystko to poruszało się, snuło, jak rój os, oszołomionych niebezpieczeństwem.
 Podmuch szaleństwa powiewał nad temi masami, w zamieszaniu, nieładzie, poruszającemi się, wrzącemi, w pełnym wzburzeniu.
 Na lewo, na prawo, w tyle, na przedzie, słychać byłe dźwięki trąb i bicie w bębny.
 Stolica świata, była obecnie jednym wielkim obozem, gdzie uzbrojone masy, bez energii, bez władzy, nie ulegały żadnemu porządkowi, żadnym rozkazom dowódców.
 Przybyłe na pomoc oddziały z Charenton, nie wiedząc czego od nich żądano, pożerały się między sobą wzajemnie.
 Strzelec hrabiego d’Areynes patrząc na to wszystko zasmuconym wzrokiem, zapytywał siebie:
 — Czyliż ci ludzie walczyć i bronić się zdołają?!
 I na to zapytanie odpowiadał pełnem powątpiewania pe ruszeniem głowy.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false