Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/41

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

rzą! W całym naszym okręgu wszyscy go znają. Iluż on biedaków uchronił od śmierci głodowej!
 — To człowiek godzien uwielbienia! — dodał z dumą Rajmund.
 — O! tak; lecz obok tego, umie i napomnieć surowo, gdzie trzeba. Potrafi zgromić i przywieść do należytego upamiętania, owych młokosów bez wiary, gdyby który poważył się wystąpić z jakim niewłaściwym dowcipem w obec niego.
 — Są ludzie, niestety, którzy nie uszanują nikogo.
 — Ksiądz d’Areynes nie pozwolił by sobie ubliżyć, jest o tyle dumnym, o ile łagodnym i wyrozumiałym. Do niego wiec pan jedziesz?
 — Tak.
 — Znasz go pan od dawna?
 — Och! od bardzo dawna. A mimo, że jest młodszym odemnie o lat kilka, razem niegdyś bawiliśmy się w pacholęcym wieku, i razem zastawiali sidła na króliki w lesie jego stryja.
 Pociąg zatrzymał sie.
 Wyjście kilku podróżnych, a przybycie innych, przerwało rozmowę.
 Po kwadransie, wyruszono dalej.
 Zbliżano się do Paryża.
 Przez okna wagonów widać było drogi zapełnione żołnierstwem, oddziały artyleryi, wozy naładowane sprzętami, na wierzchołkach których siedziały kobiety i dzieci.
 Przerażona ludność, uciekała z wiosek, płynąc falą ku stolicy. Żołnierze nagle wezwani, podążali w nieładzie ku Châlons.
 — A mąż pani wie, że wracasz do Paryża? — zagadnął Schloss młodą kobietę, zawiązując na nowo rozmowę.
 — Donosiłam mu o tem po odebraniu jego listu. Prosiłam, ażeby był na stacyj obecnym i dopomógł mi w zabraniu pakunków.
 — Gdyby wypadkiem nie przyszedł, ja pani ofiaruję mą pomoc, — rzekł Rajmund uprzejmie. — Wezmę fiakra, ponieważ udajemy się na jedną i tę samą ulicę, będę więc mógł odwieść panią do domu.