Ułamki z opisu podróży po Szwajcaryi/Myśli Polaka przy górze Mont-Blanc

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Krasiński
Tytuł Ułamki z opisu podróży po Szwajcaryi
Pochodzenie Pisma Zygmunta Krasińskiego
Wydawca Karol Miarka
Data wydania 1912
Druk Karol Miarka
Miejsce wyd. Mikołów; Częstochowa
Źródło Skany na Wikisource
Inne Całe Ułamki
Download as: Pobierz Całe Ułamki jako ePub Pobierz Całe Ułamki jako PDF Pobierz Całe Ułamki jako MOBI
Cały tom V
Download as: Pobierz Cały tom V jako ePub Pobierz Cały tom V jako PDF Pobierz Cały tom V jako MOBI
Indeks stron

[ 50 ]

MYŚLI POLAKA PRZY GÓRZE MONT-BLANC[1].

 Słońce było za mną i za jedną z gór jurańskiego pasma[2], która, okryta czarnemi sosnami i opasana wstęgą śniegu, wydawała się jak trumna, bladym całunem otoczona i już mojej głowie grożąca. Tymczasem przede mną wznosił się niebotyczny Mont-Blanc w szacie wiecznej zimy, urągając się dyamentowymi lodami ze wszystkich promieni wiosennego nieba.
 Witam cię, góro, witam cię, nieśmiertelności obrazie, na ziemi, przeznaczonej zagubie! Ty jedna wśród zieleniejących się gajów, wśród złotych żniw lata i pomieszanych farb jesieni stoisz niewzruszona i nieodmienna, jak bohater, którego duma nie zniża się do śmiertelnych i nie pozwala twarzy wydawać pomieszania i cierpień duszy.
 Oh, witam cię, Mont-Blanc! — Przez długie lata pragnąłem ujrzeć twoje poważne i milczące czoło, podobne do grobowca, i widzieć twój orszak, złożony ze skał, zdających się cichą cześć ci składać w głębokiem poszanowaniu. Ty jeden, wylatując nad krańce ziemskiej wielkości, pysznym wierzchołkiem roztrącasz fale błękitów. Panujesz nad wszystkiem, co cię otacza, jako pan wszechmocny w płaszczu purpurowym, uwitym z ostatnich dnia gasnącego promieni. Przykuty do ziemi, zdajesz się jednak należeć do nieba. Równina u stóp twoich, [ 51 ]oświecona słońcem, żegnającem się z światem, zdaje się być oceanem ognistym, nad którym królujesz, podobny do piramidy z marmuru, postawionej na wieki Wszechmocnego ręką dla ludzi, błądzących po ziemi przestworzu. Za mną ponura ciemność otacza przepaść i urwiska, nad któremi rosną posępne lasy, jak wijące się bluszcze wokoło grobowców cmentarza.
 Już nie zdołam dojrzeć słońca, ale przede mną jego promienie igrają na wierzchołku Mont-Blanc, jak wspomnienia ubiegłych rozkoszy; fale błękitu tłoczą się wokoło, podobne do bałwanów morza, konającego u nadbrzeżów srebrnej wyspy. Duch Twórcy unosi się nad tą krainą i Jego ręka wyryła na opoce Mont-Blanc nadzieję nieśmiertelności.
 Oh, jeśli ziemia tyle ma uroku, jeśli ogromy prochu, zmieszane z kłębami śniegu, zdolne podnieść tak wysoko uczucia człowieka i, oderwawszy myśl od kurzawy, rzucić ją pomiędzy niebios przejrzenie, jakże wyższemi muszą być marzenia duszy! Zdaje mi się w tej chwili, że Mont-Blanc jest świetnym korabem, na który rzuca się moja dusza dla przepłynienia nieskończoności chwały Wszechmocnego. Opasujące go skały rosną stopniowo, dopóki nie zbliżą się do swojego monarchy, a wtenczas schylają czoła, jakby z żalu, że nie mogły dosięgnąć nadprzyrodzonej wielkości.
 Ale już cienie pochłaniają światło, nie wiele już mi chwil zostaje do ubóstwiania tej natury, tak wywyższonej nad pospolite czucia ludzkości. O słońce, dobądź sił ostatnich i zalej równinę promieńmi! O góry, ożywcie się dla mnie, pożyczcie głosu od szumu waszych potoków i od grzmotu śniegowych zamieci! . . .
 Mont-Blanc, odpowiadaj na moje wołanie! Czyś bliższy nieba od mojego umysłu?. . czyż tonie wieczności stoją otworem przed tobą?. . . lub czy [ 52 ]gwiazdy, zakochane w białej szacie twoich wierzchołków, zostawiły wraz z promieńmi tajemnice niebios na niedostępnych twych śniegach?. . . Milczysz! . . . boś zanadto dumny, abyś się miał zniżyć do mowy śmiertelnych! . . .
 Coraz czarniejsze otaczają mnie cienie. Różane gór barwy konają powoli w nienawistnych uściskach ciemności. Odwracając się, dostrzegam tylko ponurą jurańską opokę, która zdaje się mnie przestrzegać, że wszystko na ziemi kończy się prochem. Drzewa jej, chyląc się ku mojej głowie, poruczając wiatrom szelest liści, podobny do odgłosu śmierci. Domagałem się odpowiedzi od piękności i od światła i nie otrzymałem żadnej, nie rzekłem słowa do ciemności i zaguby, a jednak powiew wieczora przyniósł mi ich odpowiedź.



Przypisy[edit]

  1. Mont Blanc (cz. Mą-blank) najwyższy szczyt alpejski.
  2. Jurańskie pasmo górskie stanowi granicę między Szwajcaryą a Francyą.


#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false