Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom5.djvu/51

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

oświecona słońcem, żegnającem się z światem, zdaje się być oceanem ognistym, nad którym królujesz, podobny do piramidy z marmuru, postawionej na wieki Wszechmocnego ręką dla ludzi, błądzących po ziemi przestworzu. Za mną ponura ciemność otacza przepaść i urwiska, nad któremi rosną posępne lasy, jak wijące się bluszcze wokoło grobowców cmentarza.
 Już nie zdołam dojrzeć słońca, ale przede mną jego promienie igrają na wierzchołku Mont-Blanc, jak wspomnienia ubiegłych rozkoszy; fale błękitu tłoczą się wokoło, podobne do bałwanów morza, konającego u nadbrzeżów srebrnej wyspy. Duch Twórcy unosi się nad tą krainą i Jego ręka wyryła na opoce Mont-Blanc nadzieję nieśmiertelności.
 Oh, jeśli ziemia tyle ma uroku, jeśli ogromy prochu, zmieszane z kłębami śniegu, zdolne podnieść tak wysoko uczucia człowieka i, oderwawszy myśl od kurzawy, rzucić ją pomiędzy niebios przejrzenie, jakże wyższemi muszą być marzenia duszy! Zdaje mi się w tej chwili, że Mont-Blanc jest świetnym korabem, na który rzuca się moja dusza dla przepłynienia nieskończoności chwały Wszechmocnego. Opasujące go skały rosną stopniowo, dopóki nie zbliżą się do swojego monarchy, a wtenczas schylają czoła, jakby z żalu, że nie mogły dosięgnąć nadprzyrodzonej wielkości.
 Ale już cienie pochłaniają światło, nie wiele już mi chwil zostaje do ubóstwiania tej natury, tak wywyższonej nad pospolite czucia ludzkości. O słońce, dobądź sił ostatnich i zalej równinę promieńmi! O góry, ożywcie się dla mnie, pożyczcie głosu od szumu waszych potoków i od grzmotu śniegowych zamieci! . . .
 Mont-Blanc, odpowiadaj na moje wołanie! Czyś bliższy nieba od mojego umysłu?. . czyż tonie wieczności stoją otworem przed tobą?. . . lub czy gwiaz-