Cholera (Krasiński, 1912)/3

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Krasiński
Tytuł Cholera
Pochodzenie Pisma Zygmunta Krasińskiego
Wydawca Karol Miarka
Data wydania 1912
Druk Karol Miarka
Miejsce wyd. Mikołów; Częstochowa
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Cały tom VI
Download as: Pobierz Cały tom VI jako ePub Pobierz Cały tom VI jako PDF Pobierz Cały tom VI jako MOBI
Indeks stron
[ 77 ]
3.

 W chwili, gdy z ostatniem uderzeniem północy Antonio di... porwany z zawiązanemi oczyma ze stopni kościoła kapucyńskiego, uczuł naokoło siebie chłód długich korytarzy i wilgoć sklepień niezdrowych, przeżegnał się; poczem szedł krokiem pewnym, bo dla niego nie było już nic, prócz pokuty lub nicości. A że tej nie było, musiał więc wybrać pierwszą.

 

 Widok tej sali, tak długiej i ciemnej z początku, a tak rozpromienionej światłem w drugim końcu, mógł, zaiste, przyprawić o utratę przytomności. On stał w cieniu, a widział daleko, bardzo daleko, przez długa, perspektywę ciemności, olśniewającą jasność w głębi, w której odbywały się rzeczy dziwne i tajemnicze.
 Był to sąd złożony z ludzi, niczem nieprzypominających ludzi dziewiętnastego wieku. Wszystkie inne stulecia, z wyjątkiem tego właśnie, mogłyby się w nich odnaleźć. Na tronie otoczonym jakby mgłą ognistą, siedział arcykapłan Izydy[1]. Cały Egipt odzwierciedlał się w tem poważnem czole, w tej brodzie białej, w postawie człowieka, niezbyt jeszcze oddalonego od kołyski ludzkości, który człowieka zachował jeszcze tytańskiego[2] i jakiś odbłysk panowania bogów.
 Obok niego widać było mędrca jońskiego[3], bardziej już pochylonego ciężarem życia, z oczyma łagodniejszemi, postawą mężniejszą, z brodą, w lokach spływającą, z ręką, opartą na siedmiu strunach złotej liry. Dalej patrycyusz[4] rzymski wyróżniał się, tajemniczy stróż ksiąg sybillińskich[5], okrutny ciemiężca plebejusza, wspaniały żołnierz świetnych czasów Rzeczypospolitej, surowy kapłan nieubłaganych bogów, od których odbiera wyroki z obowiązkiem wykonywania ich nad całym rodzajem ludzkim. Dalej [ 78 ]jeszcze chrześcijanin, cały uduchowiony, rozogniony, odradzający ziemię słowem niebiańskiem, męczennik w miastach, anachoreta[6] w pustyniach, w tunice lnianej, na której znać jeszcze ślady pazurów lwa z Kollosseum[7]. Na srebrnym tronie spoczął ojciec Kościoła[8] we wzniosłej ekstazie; wymowa nurtuje już myśl jego, a napół otwarte usta drgają od szmeru myśli, wcielających się w złote słowa. Potem przedstawiciele wszystkich wielkich idei i wielkich prądów, rozwijających myśl Bożą w duszach ludzkich. Lecz wszyscy zdają się pływać w jakiejś gloryi ognistej. Niepodobna rozróżnić ich postaci, ni zrozumieć mowy. A co chwila obraz się zmienia. Wygląda to, jak gdyby przed trybunał tych sędziów wytaczano proces narodów. Są tam oskarżyciele i obrońcy, przeciągają całe zastępy nieszczęśliwych, błagających przebaczenia; cała ludność wielkiego miasta czołga się u stóp zgromadzenia. Potem słychać jęki i szlochania; a potem cisza nastaje tak straszna, że lepiej byłoby słyszeć jęki śmierci.
 Długo czekano na wyrok. Zmora widoku tak niesłychanego, tak mało ziemskiego, oderwała na czas pewien myśli nieszczęśliwego od jego wyrzutów. Uważał to za dobrą wróżbę, bo się to zdarzyło po raz pierwszy.
 Wreszcie głos wielki objawił, że szala przechyla się na stronę sprawiedliwości Bożej. Wygłoszono każdy grzech, każdą zbrodnię; nazywano w nieładzie ludy i możnych tego świata, a cale jedno wielkie miasto skazane zostało na pokutę biczem zarazy.

 

 Wtedy od grupy świetlanej odłączyła się postać ludzka, która, zagłębiwszy się w ciemności, skierowała się ku młodzieńcowi. Długa smuga światła szła za nią i znaczyła jej drogę. Don Antonio poznał starca, pomimo, iż rysy jego były blade, wyrażające pokorę i poddanie się. W rękach trzymał flakon [ 79 ]kryształowy, pełen drobnego pyłu, który zdawał się kłębić niecierpliwie między przezroczystemi ściankami.
 — Idź i siej śmierć. Taki jest wyrok miłosierdzia Bożego, aby pokuta za winy mas spełniła się przez pokutę jednostki. Nie cofaj się ani przed miłością, ani przed przyjaźnią. Jesteś narzędziem Wszechmocnego, który skruszy cię jak szkło w chwili gdy się zawahasz, a dusza twoja na wieki cierpieć będzie katusze buntowników.
 Nim spełnisz powierzone ci zadanie, spotkasz mię jeszcze.

Przypisy[edit]

  1. Izyda, bogini egipska miłości i śmierci.
  2. Tytani, olbrzymi panujący światu.
  3. Joński — grecki.
  4. Patrycusz — szlachcic, plebeusze — pospólstwo.
  5. Księgi sybilińskie — zawierające przepowiednie.
  6. Anachoreta — pustelnik.
  7. Kolosseum — cyrk rzymski, w którym rzucano chrześcijan na pożarcie dzikiem zwierzętom.
  8. Ojcowie Kościoła — mędrcy chrześcijańscy.


#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false