Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/79

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Skinął głową.

— Ileż? — pytała nachylając się ku mężowi.

— Po spłaceniu wszystkiego, pozostało dla nas...

Nie miał odwagi dokończyć.

— Ile? — jęknęła. — MówŻe, nie dręcz mnie dłużej!

— Sześć tysięcy, — rzekł z wysiłkiem, nie podnosząc oczu.

Olaska w milczeniu załamała ręce.

— To łatwo obliczyć, — zaczął mówić gorączkowo. — Towarzystwa było dwadzieścia tysięcy, suma Krapowickich trzydzieści, Dąbrowskich dwadzieścia... Bolków piętnaście... wekslowych z ośm... Po cztery tysiące włóka, porachuj że sobie, moja droga! Ze sprzedaży inwentarza będzie drugie tyle, przytem żyto nasze, za jarzyny chłopi także zapłacą. Widzisz więc, że tak źle nie jest jeszcze...

Pani Bronisława wobec tych cyfr nabrała nieco ducha.

— Gdzie są? — zagadnęła. — Czy aby dobrze ci dali?

Zamiast odpowiedzi pokazał jej torebkę. Olaska nie mogła się oprzeć pokusie. Wysypała na stół rulony i zaczęła sprawdzać ich zawartość. Zajęta liczeniem, nie zauważyła, że drzwi się otwarły i stanęła w nich córka.

Ludmiła, ujrzawszy złoto w rękach matki, wzdrygnęła się. Przez chwilę stała wahając się, czy wejść czy się cofnąć, potem jednym skokiem znalazła się u stołu.

71