Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/37

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Matki Boskiej, — donośnym poświstom kosów w przydrożnych gęstwinach i głosikom wilg wyprowadzających na piękny świat nowe pokolenia śpiewaków, czcicieli życia. Duch miłości dnosił się nad łąkami, zaglądał do kielichów kwiatów wiosennych, zstępował pod ziemię, do nor krecich, do gniazd trzmielowych, do mrowisk, ukrytych w cieniu sosen, przenikał wszystko, upajał wszelką żywą istotę, nawet udzielał swej subtelnej woni powiewom wietrzyka, biegnącego zdala i szepcącego drzewom o tem, czego się dotknął niedawno...

Miłość wszędzie, w każdym zakątku miłość, a tam nienawiść, deptanie po cudzych głowach i karkach, wysysanie cudzej krwi, pogarda dla piękna, dla spokoju, szalona pogoń za blaskiem kruszcu, za widmem nieuchwytnem szczęścia.

Nigdy może pan Stanisław nie czuł tak wyraźnie jak w tej chwili że człowiek wogólności, a on w szczególności, jest stworzony do życia na łonie tej przyrody obejmującej w macierzyńskie ramiona, wszystko co tętni na Ziemi, że po za nią jest tylko tęsknota i znużenie, a w niej zadowolenie i błogi spokój... Teraz wiedział dlaczego nienawidził miasta i uciekał od niego... Bo w jego żyłach płynęła niezmieniona jeszcze krew szlachcica ziemianina, bo jego dusza tkwiła jeszcze najgłębszemi korzeniami w ziemi, bo nie zdołał jej jeszcze urobić według wymagań tego życia, do którego wciągnął go wir wypadku... Przecież pamięta, jak pacholęciem igrał na ojcowskiej niwie, jak sam czytał z księgi przyrody. Najmilsze chwile jego dzieciństwa upłynęły mu na wsi, wpośród tego otoczenia, za którem tak dziś tęsknił... Tak, jest wygnańcem z tego raju, w którym rozwijała się jego

29