— Ależ prosimy, prosimy pana! — rzekł uprzejmie, — dyskusya jest zawsze pożądaną w takich razach.
— Chciałem zapytać, czy pan Brandt jest niemcem, czy nie? Bo jeżeli tak...
Przedstawiciel łódzkiego przemysłowca przerwał mu niecierpliwym gestem.
— Wobec tego, co tutaj mówiono — rzekł, — zapytaniu takiemu nie powinniśmy się dziwić. Otóż mogę zapewnić szanowne zgromadzenie, że pan Brandt jest tylko z pochodzenia i wyznania niemcem. Przyjechał wprawdzie do nas niedawno, ale nauczył się już wcale nieźle po polsku i dzieci swoje wychowuje w tym duchu. Nieraz słyszałem z jego ust potępienia polenhecy i zapewnienia, że on sam czuje się polakiem, chociaż siedzi u nas dopiero od dziesięciu lat. Pan Brandt zatrudnia u siebie naszych robotników i zdołał sobie wyrobić opinię uczciwego i porządnego człowieka w całem znaczeniu tego wyrazu. Sądzę więc, że nie powinniśmy wbrew jego intencyi uważać go za cudzoziemca. Zresztą, moi panowie, chcąc utrzymać się konsekwentnie na stanowisku szanownego oponenta, musielibyśmy także bojkotować połowę naszych własnych przemysłowców, noszących niemieckie nazwiska.
— Komirowski zamierzał jeszcze coś powiedzieć, ale wrzawa zagłuszyła go zupełnie. Zgromadzeni prawie bez wyjątku stanęli po stronie Brandta.