Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/232

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

swojego! — dodała, zwracając się do syna. — A pani córeczka gra? — ciągnęła dalej.

— Gdzieżby się tam śmiała popisywać przy panu Leonie! — zawołała pani Olaska z gestem przerażenia. — Śpiewa tylko trochę, ma nawet przyjemny głos.

— Niechże pani namówi, Leon by zaakompaniował, on bez przygotowania potrafi!

Ludmiła, wbrew przypuszczeniom matki, nie dała się wcale prosić. Zbliżyła się pewnym krokiem do fortepianu i zaczęła przerzucać nuty. Wreszcie wybrała i, stanąwszy naprzeciw pana Stanisława, zaśpiewała metalicznym, dźwięcznym jak srebro mezzosopranem: „Gdybym ja była słoneczkiem na niebie!“

Przez cały czas oczy jej tkwiły w narzeczonym: wszyscy rozumieli, że śpiewa dla niego, że jemu tylko świecićby pragnęła całym blaskiem swojego uczucia, całą gloryą wschodzącego życia. Pragnęła w ten sposób wynagrodzić temu kochanemu, dobremu panu Stanisławowi krzywdę, jaką mu wyrządził obecnie młody Komirowski swojem lekceważeniem, chciała temu zarozumiałemu, stojącemu na wzniesionym przez siebie samego ołtarzu egoiście pokazać, dla kogo jej serce bije. Tak, ona śpiewa pieśń miłości swemu wybranemu, a ten musi jej wtórować.

Komirowski zrozumiał swoją fałszywą rolę i wstał od fortepianu, skoro tylko panienka przestała śpiewać. Był zły, prawie zagniewany na tę wieśniaczkę, która nietylko, że odrzuciła jego przynęty, ale

224