Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/229

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

myśli, poprostu chce być oryginalnym, wyższym po nad wszystko i w tem chwały szuka.

— Mój ojciec prawdę powiedział — rzekła Ludmiła podnosząc się.

Takie nagłe przerwanie rozmowy nie podobało się Leonowi.

— I po co to rzucać pod nogi orchideje takim wieśniaczkom? — pomyślał sobie, patrząc niechętnie, jak panienka usiadła przy narzeczonym — wieśniaczkom, które po za kąkolem, bławatkiem i piwonią, nie uznają kwiatów? Dobrze mi tak.

Przyrzekał sobie solennie, że się już nigdy nie da wciągnąć w rozmowę na temat sztuki z mieszczuchami duchowymi i tego wieczoru dotrzymał sobie słowa. Pomimo niechęci, jaką uczuł do panny Olaskiej, szukał jednak jej towarzystwa.

— Kim jest właściwie ten pan? — zagadnął, niby od niechcenia, znalazłszy się znowu przy niej.

— Jak to? nie wie pan? To mój narzeczony, pan Chojowski.

— Wybaczy pani — odparł poprawiając binokle — ale to dopiero zaszczyt, a ja pytałem o stanowisko społeczne pana Chojowskiego.

— Jest buchalterem w fabryce — odpowiedziała sucho, przeczuwając instynktem kobiecym, do czego zmierzał młody Komirowski.

— Buchalter... aha!

Powiedział to paważnie, ale w taki sposób, że Ludmiła miała ochotę uderzyć go.

221