Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/217

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— Niech mi pani powie, czy pani nie ma do mnie jakiej urazy?

— Ja urazy do pana? — odparła, rumieniąc się. — Nie przypominam sobie, co prawda. Nie, nie wyrządził mi pan nigdy żadnej poważniejszej przykrości.

— A mnie się zdawało, że zawiniłem względem pani.

— Kiedy?

— Wtedy na majówce — rzekł pośpiesznie, jakby pragnąc coprędzej zrzucić ciężar, przygniatający mu sumienie. — Zawiniłem lekkomyślmością, za którą już nie raz robiłem sobie ciężkie wyrzuty... Byłem wtedy podniecony muzyką i tańcem... Powinienem więc przeprosić panią... Czy mi pani wybaczy?

— Ależ ja nie wiem, co pan zawinił, a pan chce, abym panu wybaczyła — rzekła, uśmiechając się. — To zabawne, doprawdy!

— Nie przypomina sobie pani?

Pokręciła główką, rumieniąc się.

— Wtedy na majówce?

— Na majówce? — powtórzyła — pamiętam... tańczyliśmy, a nad ranem poszliśmy się ochłodzić i spacerowaliśmy po lesie... Potem powróciliśmy wszyscy bardzo rozbawieni... Mnie upadły fijołki pod drzewem, a pan je podniósł...

— A pani mi je chciała odebrać...

209