Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/216

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

głupcem, nikczemnikiem, może mu rzucić w oczy najboleśniejszą obelgę... Wie o tem doskonale, ale jest przygotowany na wszystko. Niech się dzieje co chce, byle on wobec własnego sumienia był w porządku.

Pewnego wieczora panna Wanda mając wypłaty, musiała pozostać dłużej nieco w kantorze. Chojowski czekał aż znaleźli się sami i zamknąwszy swoje biurko, zbliżył się do kasyerki, która także zabierała się już do wyjścia.

— Pragnę pomówić z panią — rzekł głosem, który wydał mu się cudzym, niemiłym.

— Chciałem pani zadać jedno pytanie — rzekł, nie patrząc na nią wcale.

— Słucham pana — rzekła, kładąc pelerynkę.

— Ale odpowie mi pani szczerze, zupełnie szczerze? Dobrze?

— Skąd znowu to żądanie? — zaśmiała się. — Kobieta nie może być szczerą — dodała po chwili milczenia.

— Dlaczego, proszę pani?

— Bo, czasami jej szczerość mogą wyzyskać...

— Czyż zasłużyłem na takie słowa?

— O panu nie myślę. Niech pan mówi, postaram się odpowiedzieć panu szczerze, jeżeli tylko... potrafię.

208