Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/146

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

więcej nie będzie nigdy! Wyzyskają ją i skrzywdzą wszędzie, nietylko w domu własnym, ale i u obcych, zdepczą dlatego tylko, że nie ma silnej pięści, że się nie potrafi bronić. Jej się zdaje, że sprzedaje swoją pracę, a nie domyśla się nawet że sprzedała swoje ciało... O, jaki ten świat podły, jaki podły! Wie mama, że czasami zazdroszczę naszej służącej, albo tej szewcowej z przeciwka, co ją mąż codzień bije.

Panna Zofia płakała cicho w objęciach matki. Chojowski nie mógł patrzeć na to dłużej, pochwycił palto i uciekł. Po drodze na ulicy spotykał wystrojone panny i kobiety, idące pod rękę ze swymi mężami i odwracał się, brała go bowiem chęć nieprzeparta zaprowadzić je wszystkie tam, na trzecie piętro, do płaczącej panny Zgórskiej i powiedzieć: „Patrzcie, to jedna z tych, co poszły z wami, co usłuchały waszych haseł, wygłaszanych pomiędzy teatrem a rautem, po dobrym obiedzie, przed udaniem się do krawcowej, gdzie topicie pieniądze niezarobione, albo w salonie, gdzie pragniecie uchodzić za bojowniczki w imię idei. Spojrzyjcie jak to wygląda zbliska, wy szafarki czczych frazesów!“






138