Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/136

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— Już pan wrócił? — mówiła, ucierając naprędce powalane ciastem ręce, żeby się z nim przywitać. — Tak prędko? No, jakże Olascy? podobali się panu? Mili ludzie, nieprawdaż?

Musiał powiedzieć w krótkich słowach wszystko, unikając jednak najsłabszej wzmianki o pannie Ludmile. Wiadomość o przyjeździe Olaskich zrobiła przygnębiające wrażenie na Zgórskiej.

— I oni także? — szepnęła ze współczuciem. — No, no! Czy i Ludka przyjechała? Tak? Zosia będzie miała z niej towarzystwo. Znały się doskonale i widywały często. Zaraz muszę powiedzieć mężowi, żeby do nich poleciał.

— No i cóż pan Józef? — zagadnął Chojowski, pragnąc zwrócić rozmowę na inny temat, czy nie udało mu się znaleść czego?

Zgórska potrząsnęła głową.

— Gdzietam, proszę pana, wszystko daremnie! Co ja się przez te miesiące sama nie nabiegałam! co się nie naprosiłam, tak nawet żeby nie wiedział o tem! I nic, jakby zaklął! a tutaj stołowników dwóch straciłam... Mąż byłby bardzo rad widzieć pana, jest tam, w swoim pokoju, jak pan zje może pan pozwoli na chwilkę do niego. Tak bym pragnęła, żeby mu pan powiedział co przyjemnego, niech pan skłamie nawet, że panu dla niego posadę obiecali, dobrze? Cóż to szkodzi? pocieszy się trochę.

Chojowskiemu zrobiło się żal tego biedaka i przyrzekł wpaść na sekundę.

128