tylko o tem, żeby jaknajprędzej znaleźć się w łóżku i spać, spać! aż do chwili, kiedy trzeba znowu iść do kantoru. Nie ma czasu ani na rozrywki, ani na widywanie się ze znajomymi, przestał nawet czytać, za co żywi dla siebie głęboką pogardę.
Jakże nisko trzeba upaść, żeby zasypiać z najciekawszą książką w ręku! A jemu zdarza się to za każdym razem! Ot, żyje poprostu jak zwierzę! Do niedawna buntował się, czynił bohaterskie wysiłki, żeby nie przestać myśleć, ale teraz już dał za wygranę, pozwolił zapanować wszechwładnie żołądkowi nad swojem „ja.“ Uległ, ale czuje, że mu wyrządzono wielką krzywdę. Należało pozostawić go tam w nizinach, gdzie wegetują miliony, bo wtedy mógłby spełniać swe zadanie pracującej maszyny bez bólu. Tymczasem, czyniąc zadość popytowi na maszyny inteligentne, rozwijano jego mózg, posłano go do akademii, pokazano szersze horyzonty, nauczono zastanawiać się, rozumować, obudzono w nim tysiące subtelnych, zbytkownych potrzeb, a potem, kiedy pokosztował słodyczy owocu z drzewa wiedzy, kiedy zaostrzył wzrok na rozleglejszych nieco widnokręgach, strącono go brutalnie w te niziny, skąd przyszedł i tętniący myślą mózg zaprzęgnięto do mechanicznej pracy, która zaspakaja najpodrzędniejsze zaledwie potrzeby ciała. Wyhodowano i rozwinięto mu mózg, zupełnie tak samo, jak się tuczy barana, albo wołu, żeby mieć dobre, pożywne mięso. Czyż to nie jest znęcanie się nad godnością człowieka, ludożerstwo podniesione do trzeciej potęgi?
Pan Stanisław z początku cierpiał niewymownie i próbował otrząsnąć z siebie te pęta studyował po za obowiązkowemi zajęciami eko-