Są jak kwiaty i kryją miód, którego twoje
Usta już się wyrzekły, nim słodycz poznały.
A słońce twoje zajść chce w zachodu podwoje,
Nim dosięgło południa świetności i chwały.
MŁODA.
A jeśli to południe miast cudów błękitu
I jeziór, w których słońce swoją piękność mnoży,
Gotuje czarne, ciężkie chmury u zenitu,
Co je zaćmią i zgaszą?
STARA.
Ta myśl ciebie trwoży?
Lecz ty możniejsza jesteś, niż chmur przemoc ciemna:
Jesteś piękna. W ochronnym lip odwiecznych chłodzie,
W pozłotnym cieniu parku, jesteś jak tajemna
Zagadka jego krasy. Do stóp twych w pochodzie
Liście zdają się padać w hołdzie. Patrzę na cię
Zachwytem oczu. Twoja obecność czarowna
Nadaje rzeczom nowe znaczenie. W twej szacie
Zda się tkwić życie czułe, jakaś moc wymowna
Liści i rzeki, jakby szata rosła z ciebie,
Jak liść z gałęzi, rzeka ze źródła pod skałą.
Kiedy chleb łamiesz w ręce, zda się, w białym chlebie
Budzi się świeżość, którą tchnie twe żywe ciało.
Te na błękitnych, chłodnych talerzach różowe,
Gładkie owoce zdają się ciepłe jedynie
Ciepłem pobliża twego. Te jabłka woskowe,
Fiołkowo-mętne śliwy, puszczyste brzoskwinie,