STARA
Moich włosów bielą
Nie zdajęż ci się wróżbą rychłego już szronu
Dla złotych liści parku?
MŁODA.
Uśmiechów twych słońce
Zmienia szron w rosę, która przed godziną zgonu
Orzeźwia je i życie ich wzdłuża gasnące.
I szrony przedwczesnego przymrozku w mem sercu
W rosę żywą roztapiasz. Jaśniej mi i lepiej.
STARA.
Po spadłych, suchych liści szelestnym kobiercu
Przyszłam, jesień, co wiosną twej krasy się krzepi,
Nawiedzić jesień parku. Zachód mego życia
Przyszedł pozdrowić zachód słońca, co umiera
O wschodzie twej piękności.
MŁODA.
Żyję wśród ukrycia,
Jak słońce, co już zaszło i cicho zawiera
Za sobą wrota zmierzchu.
STARA.
Dusza twa płochliwa
Boi się zgiełku życia, jak skrzydła motyle
Dłoni, co chcą je chwycić, drżąc, że ręka żywa
Zetrze z nich barwy cudne. Lecz wierzaj mi: chwile